piątek, 30 września 2016

W potrzasku

Indianka czuje się jak w potrzasku. Między młotem, a kowadłem.

Lechia osaczona

czwartek, 29 września 2016

Kobieta sama na wsi... Da się przeżyć?

Da, ale jest jej bardzo ciężko samej, zwłaszcza, gdy nie przyjechała z walizką pieniędzy na wieś i nie ma możliwości dorobienia sobie.
Znaczenie ma też środowisko zastane. Można trafić w lepsze lub gorsze.
Ja trafiłam w beznadziejne. Wszechobecna znieczulica i bezczelna cwaniakowatość. To nie miejsce dla idealistów, chyba, że będą polegać wyłącznie na sobie i odetną się całkowicie od tej antypatycznej zgrai burków wiejskich, szczekających jak potłuczeni na przybysza z zewnątrz.

Realia wyprowadzki z miasta i życia na wsi według innych, bo moje znacie z bloga :)

http://matkatylkojedna.pl/czy-warto-przeprowadzic-sie-na-mazury/

Http://kobieta.onet.pl/zdrowie/psychologia/polska-wies-brud-smrod-i-ubostwo-po-osmiu-miesiacach-ucieklam-do-miasta/skt5n

http://foch.pl/foch/1,132906,17785160,Miasto_czy_wies__Nie_przewidzialam_tylu_minusow_sielskiego.html

http://www.newsweek.pl/polska/co-wybierze-polak-zycie-w-miescie-czy-zycie-na-wsi-,artykuly,359812,1.html

http://www.edufin.pl/index.php/component/k2/item/22-niekonwencjonalne-źródła-dochodów-mieszkańców-wsi-czyli-jak-wzbogacić-budżet-rodziny-wiejskiej

http://matkatylkojedna.pl/na-wsi-jest-wszystko-za-darmo/

http://my-cottage-life-bubisa.blogspot.com/2012/09/dlaczego-wies.html

Lechia - singielka

Dobry obiad

Dziś Indianka zabrała się ponownie za chodniczek przed domem, który kraśnieje z dnia na dzień. Mozolna i zaiste ciężka to praca, ale warta zachodu.

Chodniczek powoli nabiera zaplanowanego wyglądu. Ukochane konie Indianki towarzyszyły jej w tych pracach, podszczypując ją zaczepnie, a miłośnie.

Kamyk zaś zrobił dobry obiad: mięso schabowe z ziemniakami i z surówką z pomidorów. Do popicia był sok marchwiowo-bananowy.
Oboje syci i nie mają się siły ruszać. Indii zdeczko odpocznie i zabierze się za siano.

Uwalone na Indiance czyste, wypasione koty ciążą swym ciężarem na piersiach i łonie odpoczywającej Indianki. Milutko przy tym mruczą, z czułością wciskając się w Indiankę. Kochane ciężary! :))

Lechia twórcza

środa, 28 września 2016

Anka Maluchnik z Zawad Oleckich wypiarduje kolejne dyrdymały :(

Na prawdę, szkoda mi czasu na odnoszenie się do kretynizmów Anny Maluchnik, ale babsztyl idzie dalej w zaparte i publicznie wmawia ludziom z uporem maniaka kolejne pomówienia na mój temat. Co za obrzydliwa persona! :(

Jak czytam obrzydliwe wypociny i insynuacje tej agrobiznesmenki z Zawad Oleckich, to mnie aż mdli. Jak można być tak fałszywym i podłym?
Choćby mi płacili, to nie chciałabym w jej wymuskanym siedlisku i odpychającym towarzystwie tej zakłamanej, szkodliwej kobiety, spędzać swoich wakacji :(((

Indianka

ania, 2016/09/28 10:20

"Sylwio, nie chodzi mi o to, byś nie zmieniała o mnie zdania, ale zmieniasz je na podstawie braku wiedzy, więc może niekoniecznie jest to właściwa decyzja;)"

A jaką ty masz wiedzę? Zasłyszane, złośliwe, w żaden sposób nie potwierdzone plotki?

"Nie trzeba czegoś widzieć na własne oczy, żeby coś wiedzieć. Moi najbliżsi znajomi, którym ufam, byli i widzieli. A wiesz dlaczego ja nie byłam? Bo się bałam. Bałam się zobaczyć krzywdę zwierząt i tchórzowsko wolałam na to przymknąć oczy, zamiast rozpętać prawdziwą wojnę, na którą nie mam czasu ani sił. Na szczęście byli tacy co się tym zajęli."

Jaka krzywda zwierząt?? Pogięło cię kobieto?
Moje zwierzęta są u mnie i ze mną szczęśliwe.
Szczęściem nazywasz umieszczenie psa w więzieniu, gdzie mu złamano serce i charakter i zapuszczono za gminne pieniądze tak, że był cały czarny z brudu, jakby go ktoś w komórce z węglem trzymał?

Trzech świadków przed sądem zeznało, że schronisko w Bystrym w którym wójt złośliwie umieścił suczkę, to schronisko zaniedbało mojego psa, do tego stopnia, że ledwo Satję poznałam.

Gdzie jest Satja teraz? Rozpętaj wojnę i dowiedz się. Co zrobili mojemu psu?
Wielką krzywdę. Psina żyje chociaż? Interesujesz się losami skrzywdzonych zwierząt? Gdzie jest mój pies? Żyje chociaż?

"Swego czasu rodzice dzieci przychodzących do biblioteki suszyli głowę bibliotekarce, żeby nie pozwalała I. siedzieć przy komputerze całymi dniami, bo dzieci boją się/brzydzą obok niej usiąść."

A tę rewelację to ci powiedziała Krycha czy rodzice dzieci?
Stawiam na to, że to ściema Krychy.

"Znam osobiście osobę która wszy widziała."

Skoro znasz tę osobę, co rzekomo u mnie wszy widziała, zdradź kto to.
Ja wszy nie mam, ani nigdy nie miałam. Lekarz łatwo może stwierdzić czy ktoś ma lub miał wszy, chociażby po śladach ukąszeń. Nie mam żadnych.
Ty rozprzestrzeniasz na mój temat parszywe pomówienia!
Ile to trzeba mieć w sobie jadu i nienawiści, by komuś obcemu tak zajadle szkodzić. Jesteś chora z nienawiści. Lecz się kobieto!

"I nie o wszawicę tu chodzi. To tylko u nas taki wstydliwy problem. W Prowansji na wsiach ludzie mają wszy nagminnie, bo taki klimat, a częste mycie głowy wcale nie zapobiega. Madzia z Guciem też walczyli z robactwem, Gucio zaraził się w szkole od dziewczynki, z którą siedział, a Magda od niego. Pamiętam też dziewczynki z obozu jeździeckiego w Zawadach (dziewczynki były ze szkoły francuskiej:)), które nabawiły się wszawicy od siebie nawzajem."

Może twoje dzieci i goście mają wszy, ale ani ja, ani Kamyk wszy nie mamy i nigdy nie mieliśmy.
Nawet moje koty i psy nie mają pcheł.
Rozprzestrzeniasz brednie na mój temat!

"Problemem jest to, że tej osobie nikt nie śmie cokolwiek powiedzieć, zwrócić uwagę, bo wie, że wdepnie w gniazdo żmij, zostanie opluty, opisany w jej dziesięciu blogach, tak jak i ja teraz z imienia i nazwiska, i Bogu ducha winny Robert, który o niczym nawet nie wie:) też (w skasowanych postach jestem kłamliwą suką) i będzie to trwało i trwało, dopóki nowy wróg nie wyprze starego."

Podszywasz się pod profil swojego męża, zamiast pisać ze swojego? Jesteś zatem oszustką i kombinatorką.

"Więc nie pisz, że nikogo nie krzywdzi. Krzywdzi mnóstwo osób."

Nikogo nie krzywdzę. Ciężko pracuję na moim gospodarstwie, nie mam prądu od kilku lat i nawet nie mogę w spokoju napisać jednego pisma procesowego w bibliotece, bez bycia szykanowaną, szarpaną czy wyzywaną przez bibliotekarkę, która zachowuje się skandalicznie.

"Mnóstwo osób ma przez nią nieprzyjemności."

Niby kto? Gliniarze, co mnie fałszywie oskarżają? Łamią prawo, a ja potrafię im to udowodnić, więc płaczą. Funkcjonariusz publiczny ma obowiązek mówić prawdę, zwłaszcza w sądzie, inaczej nie ma prawa być policjantem.
Są sami sobie winni. Kłamstwo ma krótkie nóżki.

"Mnóstwo, jeśli nie jest odpornych, jak ja, płacze przez nią, przez jej jad."

Co za brednie!

"Pracownicy okolicznych instytucji mają dosyć jej ciągłych roszczeń i awantur."

Ciekawe. Otóż dowiedziałam się, że mam jakieś roszczenia i robię jakieś awantury. Rozwiń temat Maluchnik. Nie bądź gołosłowna ;)

"Policja wywraca oczami na nowe informacje o niej."

Masz na myśli nowe donosy na mój temat?
To ty je usłużnie wypisujesz? Pochwał się.

"To nie jest leżący człowiek. Leżący prosi o pomoc z pokorą, a nie kąsa tych, którzy by mogli pomóc, ale po pierwszym kontakcie mają dość."

Maluchnik, ty widząc leżącego potrafisz jeszcze na niego wskoczyć i zatańczyć kankana. Masz tupet, kobieto. Ty nigdy nie wykazałas się choć cieniem życzliwości wobec mnie. Po co ten jad? Po co te brednie o mnie wypisujesz na internecie?

Nie umiesz okazać życzliwości drugiemu człowiekowi, to wsadź mordę w kubeł i zajmij się swoim agrobiznesem. Nie interesuj się mną i moimi zwierzętami. Pilnuj swoich.

"Rozmowy też nie ma. Kiedyś próbowałam na GG. Dwa zdania wystarczyły, bym się wycofała."

Widać mieszałaś się do moich spraw i pitoliłaś od rzeczy.
Naucz się, że moje gospodarstwo nie jest na sprzedaż i interesu na mnie nie zrobisz.

"Do tej pory cicho siedziałam, pomimo że piszę tu o wszystkich świętych i nieświętych krowach. Zawahałam się, czy pisać o wszach, ale stwierdziłam - dość chronienia człowieka, który sam z nikim się nie liczy."

Maluchnik, reprezentujesz obłudę w klasycznej postaci.
Jakie chronienie? Ty mnie chroniłaś? :))) Śmieszna jesteś!
Pomawiasz mnie o wszy, których nie mam.
Rozgłaszasz to oszczerstwo o mnie po całym świecie, na międzynarodowych portalach. Jesteś zakłamaną do szpiku kości osobą o złych intencjach.
Zawady Oleckie widać się na tobie poznały, skoro cię na sołtyskę nie wybrały.
I bardzo dobrze ;)))

"Do tej pory robiłam to tylko ze strachu przed jej potworną agresją."

Czyżby? Gdybym była agresywna, to już byś dostała wpierdol za te brednie i oszczerstwa na mój temat. Módl się, aby Kamyk cię nie spotkał.
Nie jest zachwycony twoim oczernianiem mnie.

"Inni siedzą cicho na jej temat, wypłakują mi się w mankiet albo odgadują, a ona dalej żyje w nieświadomości, że sama tworzy problemy, a nie ludzie jej."

Ach, gdzie te zapłakane tłumy :)))
Kobieto, masz urojenia. To trzeba leczyć.

"Gdyby nie tamta rozmowa na GG, której przytaczać nie będę (żeby nie musiała kolejnego wpisu na blogu wyjaśniającego pisać), tak jak i różnych paskudnych wpisów tu i na FB o moich w skrócie mówiąc lewackich poglądach i mojej agroturystyce, do której żaden prawdziwy Polak nie przyjedzie... postąpiłabym "dojrzale". Ale dojrzale można tylko z dojrzałymi."

Przytocz. Odśwież mi pamięć. Swoją drogą to ty pamiętliwa jesteś. Nic nieznacząca rozmowa na GG sprzed kilku lat. Masakra.

"I to wszystko co na temat I. napiszę. Nie zamierzam dołączać do walczących z nią. Nie to jest moim celem. Sama jest swoim największym wrogiem, a jedyna rada dla niej jaką mam (jest takie powiedzenie terapeutyczne, mówiące o tym, że ludzie bronią się przed depresją agresją: "jak agresja to nie depresja") - pora na depresję, wyciągnięcie wniosków ze swojego życia."

Anka Maluchnik, z łaski swojej, odpieprz się ode mnie i od mojego gospodarstwa i zwierząt, bo zaprawdę, rzygam takimi zawistnymi kreaturami jak ty.
Zapomnij o mnie i przestań pode mną ryć. Dobrze ci radzę.

Indianka

Oryginalny wpis Maluchnikowej:

ania, 2016/09/28 10:20

Sylwio, nie chodzi mi o to, byś nie zmieniała o mnie zdania, ale zmieniasz je na podstawie braku wiedzy, więc może niekoniecznie jest to właściwa decyzja;)

Nie trzeba czegoś widzieć na własne oczy, żeby coś wiedzieć. Moi najbliżsi znajomi, którym ufam, byli i widzieli. A wiesz dlaczego ja nie byłam? Bo się bałam. Bałam się zobaczyć krzywdę zwierząt i tchórzowsko wolałam na to przymknąć oczy, zamiast rozpętać prawdziwą wojnę, na którą nie mam czasu ani sił. Na szczęście byli tacy co się tym zajęli.

Swego czasu rodzice dzieci przychodzących do biblioteki suszyli głowę bibliotekarce, żeby nie pozwalała I. siedzieć przy komputerze całymi dniami, bo dzieci boją się/brzydzą obok niej usiąść. Znam osobiście osobę która wszy widziała. I nie o wszawicę tu chodzi. To tylko u nas taki wstydliwy problem. W Prowansji na wsiach ludzie mają wszy nagminnie, bo taki klimat, a częste mycie głowy wcale nie zapobiega. Madzia z Guciem też walczyli z robactwem, Gucio zaraził się w szkole od dziewczynki, z którą siedział, a Magda od niego. Pamiętam też dziewczynki z obozu jeździeckiego w Zawadach (dziewczynki były ze szkoły francuskiej:)), które nabawiły się wszawicy od siebie nawzajem.
Problemem jest to, że tej osobie nikt nie śmie cokolwiek powiedzieć, zwrócić uwagę, bo wie, że wdepnie w gniazdo żmij, zostanie opluty, opisany w jej dziesięciu blogach, tak jak i ja teraz z imienia i nazwiska, i Bogu ducha winny Robert, który o niczym nawet nie wie:) też (w skasowanych postach jestem kłamliwą suką) i będzie to trwało i trwało, dopóki nowy wróg nie wyprze starego.

Więc nie pisz, że nikogo nie krzywdzi. Krzywdzi mnóstwo osób. Mnóstwo osób ma przez nią nieprzyjemności. Mnóstwo, jeśli nie jest odpornych, jak ja, płacze przez nią, przez jej jad. Pracownicy okolicznych instytucji mają dosyć jej ciągłych roszczeń i awantur. Policja wywraca oczami na nowe informacje o niej. 
To nie jest leżący człowiek. Leżący prosi o pomoc z pokorą, a nie kąsa tych, którzy by mogli pomóc, ale po pierwszym kontakcie mają dość.
Rozmowy też nie ma. Kiedyś próbowałam na GG. Dwa zdania wystarczyły, bym się wycofała.

Do tej pory cicho siedziałam, pomimo że piszę tu o wszystkich świętych i nieświętych krowach. Zawahałam się, czy pisać o wszach, ale stwierdziłam - dość chronienia człowieka, który sam z nikim się nie liczy. Do tej pory robiłam to tylko ze strachu przed jej potworną agresją. Inni siedzą cicho na jej temat, wypłakują mi się w mankiet albo odgadują, a ona dalej żyje w nieświadomości, że sama tworzy problemy, a nie ludzie jej. Gdyby nie tamta rozmowa na GG, której przytaczać nie będę (żeby nie musiała kolejnego wpisu na blogu wyjaśniającego pisać), tak jak i różnych paskudnych wpisów tu i na FB o moich w skrócie mówiąc lewackich poglądach i mojej agroturystyce, do której żaden prawdziwy Polak nie przyjedzie... postąpiłabym "dojrzale". Ale dojrzale można tylko z dojrzałymi.

I to wszystko co na temat I. napiszę. Nie zamierzam dołączać do walczących z nią. Nie to jest moim celem. Sama jest swoim największym wrogiem, a jedyna rada dla niej jaką mam (jest takie powiedzenie terapeutyczne, mówiące o tym, że ludzie bronią się przed depresją agresją: "jak agresja to nie depresja") - pora na depresję, wyciągnięcie wniosków ze swojego życia.

Koniec prześladowań narodowych katolików w Polsce? Dobry znak!


Gratuluję Prokuraturze Okręgowej w Białymstoku 
zdrowego rozsądku.

Lechia zadowolona


Co za kompromitacja poseł Nowoczesnej! Prokuratura miażdży Scheuring-Wielgus - niezalezna.pl
"Prokuratura Okręgowa w Białymstoku umorzyła dochodzenie w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa, polegającego na publicznym nawoływaniu do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych lub wyznaniowych. Sprawa dotyczyła kazania wygłoszonego przez księdza Jacka Międlara, a jedno z zawiadomień złożyła Joanna Scheuring-Wielgus. Przy okazji wyszło na jaw, że poseł Nowoczesnej zaliczyła żenującą wpadkę.

W toku postępowania białostocka prokuratura stwierdziła, że autorzy dwóch niezależnych od siebie zawiadomień o przestępstwie – Stowarzyszenie przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii „Otwarta Rzeczpospolita” oraz poseł Joanna Scheuring-Wielgus – złożyli je bez zapoznania się z rzeczywistym przebiegiem wydarzeń, opierając się na przekazach medialnych.

Prokurator Marek Czeszkiewicz, w informacji dotyczącej umorzenia dochodzenia, podkreślił, iż o tym, że zawiadamiający nie mieli pojęcia, co naprawdę się wydarzyło, świadczy m.in. „fakt, że Stowarzyszenie przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii „Otwarta Rzeczpospolita” jako datę popełnienia czynu będącego przedmiotem zawiadomienia błędnie wskazało 20 kwietnia, a jako miejsce popełnienia czynu Pani Poseł RP wskazała Bazylikę Mniejszą Wniebowstąpienia Najświętszej Maryi Panny w Białymstoku, podczas gdy w tym mieście nie ma świątyni o takiej nazwie”.

Dalej prokurator punktuje:
 
Po dokładnym przeanalizowaniu treści kazania wygłoszonego w rzeczywistości 16 kwietnia 2016 roku w Bazylice Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przez księdza Jacka Międlaraprokuratura stwierdziła, że w zawiadomieniach o przestępstwie posłużono się wyciętymi z kontekstu cytatami, które w zestawieniu z całym tekstem kazania nie potwierdziły twierdzeń podanych przez zawiadamiających.

Duchowny w swoim kazaniu odwoływał się do treści historycznych i Biblii, wskazując negatywne przykłady zachowania przedstawicieli społeczności żydowskiej z czasów niewoli egipskiej, odnosząc je ogólnie do czasów współczesnych i bez piętnowania konkretnych narodowości oraz wywodząc na tej podstawie wzory postępowania. Jako pozytywny przykład podał m.in. postawy członków Obozu Narodowo-Radykalnego, którzy zostali zamordowani w czasie II wojny światowej przez Niemców za ratowanie Żydów. Tego rodzaju ogólnych wypowiedzi nie można więc odebrać jako wyrazu uprzedzenia do jakiejkolwiek rasy, nacji czy wyznania.

Oględziny nagrań dokonanych 16 kwietnia 2016 roku w czasie manifestacji ONR w Białymstoku nie potwierdziły, że w jej trakcie padały cytowane w zawiadomieniach okrzyki: „A na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści". Część świadków zeznała, że słyszała o nich z relacji innych osób. Część nie była w stanie określić, czy użyto cytowanego zwrotu czy też hasła: „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści". Dwóch świadków zeznało natomiast, że słyszało hasło z użyciem słowa „syjoniści", ale nie są w stanie wskazać, kto je skandował.

W uzasadnieniu decyzji o umorzeniu dochodzenia wskazano jednocześnie, że nie każde wyrażanie dezaprobaty jest wzywaniem do nienawiści. W przypadku znamion przestępstwa z art. 256 par. 1 i art. 257 Kodeksu karnego często dochodzi do kolizji interesów między naruszeniem dóbr osobistych, np. w wyniku znieważenia, a konstytucyjnie chronioną wolnością wypowiedzi.

W tym kontekście przywołano także uzasadnienie Sądu Najwyższego - Izba Karna z 5 lutego 2007 r. (sygnatura akt VIII K 768/05), który oddalił apelację prokuratury i uniewinnił oskarżonego o nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych poprzez wnoszenie transparentu o treści: „Wyzwolimy Polskę od euro-zdrajców, Żydów, masonów i rządowej mafii”. Orzekające w tej sprawie sądy uznały, że oskarżony jedynie „manifestował swój osobisty pogląd”. Sąd Najwyższy podkreślił zaś w uzasadnieniu, że nie każde powszechnie nieakceptowane wyrażanie poglądów należy penalizować, dlatego prokuratura umorzyła dochodzenie."
http://m.niezalezna.pl/86696-co-za-kompromitacja-posel-nowoczesnej-prokuratura-miazdzy-scheuring-wielgus 

wtorek, 27 września 2016

Czy warto pomagać Żydom?

Czy warto było pomagać Żydom podczas II Wojny Światowej?
Warto było się narażać dla nich? Siebie i swoje dzieci?
Absolutnie nie. Polska krew jest zbyt cenna, by nią tak miłosiernie szafować, a sami Żydzi jako naród zagnieżdżony w Polsce, działający na szkodę Polaków, nie był wart tego poświęcenia. Nigdy więcej ratowania Żydów!

Lechia totalnie zrażona

"Cały świat słyszał o stodole w Jedwabnem. Gross napisał w „Sąsiadach” o stodole, w której spłonęli Żydzi. Nie napisał za to o Polakach spalonych żywcem za ukrywanie żydowskich sąsiadów. Dlaczego? Czy dlatego, że prawda burzy jego chore widzenie świata? Dlaczego Gross nie napisał o rodzinie Kowalskich? O innych polskich rodzinach, które oddały życie za żydowskich sąsiadów, chociaż udzielanie im pomocy nie było ich obowiązkiem, a było szalonym ryzykiem, za które zapłacili najwyższą cenę?
Sąsiedzi spaleni żywcem, rozstrzelani i mordowani
Ciepielowo to wieś pod Radomiem. Wieś jakich wiele, której mieszkańcy, jak wielu innych w czasie drugiej wojny światowej, ukrywali Żydów. Zapłacili za to najwyższą cenę. W 1942 roku Niemcy za pomoc Żydom spalili żywcem trzydziestu czterech mieszkańców tej wioski. Wśród nich całą rodzinę Kowalskich – Bronisławę, Adama i pięcioro ich dzieci. Jesienią 1942 roku Adam i Bronisława Kowalscy przyjęli pod swój dach Elkę Cukier i Bereka Pinechesa, syna ciepielowskiego krawca. Podobnie zrobiły rodziny Obuchiewiczów, Kosiorów i Skoczylasów, które również udzieliły schronienia żydowskim sąsiadom.
[quote]Nie na długo. Już 6 grudnia wioskę otoczyli żandarmi. Adama Kowalskiego, jego żonę Bronisławę oraz ich dzieci – szesnastoletnią Janinę, dwunastoletnią Zofię, sześcioletniego Stefana, czteroletniego Henryka oraz rocznego Tadeusza – przeprowadzili do drewnianego domostwa Obuchów położonego w sąsiedztwie ich domu. Wrzucili ich do środka, zaryglowali drzwi, otoczyli budynek i podpalili go. Z płonącego domu udało się wybiec mocno poparzonej Janinie. Niemcy ją zastrzelili i ciągnąc za warkocz wrzucili spowrotem do środka. Spalili żywcem całą rodzinę, nawet malutkie dziecko. [/quote]

Za pomoc Żydom w Ciepielowie i pobliskiej Rękawce 6 i 7 grudnia 1942 roku Niemcy zastrzelili lub spalili żywcem także innych Polaków – sześcioosobową rodzinę Obuchiewiczów (w tym siedmiomiesięczne dziecko), czternaście osób z rodziny Kosiorów (w tym pięcioro dzieci poniżej 15. roku życia: ośmioletniego Jana, pięcioletniego Mieczysława, czteroletniego Mariana, trzyletnią Teresę oraz 13-letnią Henrykę Kordulę, która przypadkowo znalazła się w domu Kosiorów) oraz Piotra Skoczylasa z ośmioletnią córką Leokadią.

Kadr z filmu "Historia Kowalskich"
KADR Z FILMU „HISTORIA KOWALSKICH”

Warto zwrócić uwagę, że na trzydzieści cztery zamordowane osoby połowa to były dzieci. Dzieci, których rodzice zaryzykowali ich życiem, by pomóc żydowskim sąsiadom, czasem zupełnie obcym ludziom, którzy zapukali do ich drzwi. Wobec tych faktów, zarzuty, że Polacy pomogli zbyt małej liczbie Żydów są po prostu haniebne. Dlaczego Gross ani jemu podobni nie zadają dość prostego pytania – ilu Żydów zaryzykowało by życiem swoich dzieci, by ratować Polaków? A ilu z uratowanych zachowało się jak Abram Tauber, któremu w czasie wojny żołnierze AK uratowali życie, a który jako komendant Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa w Chodlu osobiście zamordował ludzi, dzięki którym przeżył wojnę? Ilu uratowanych Żydów zostało ubekami, wielce zasłużonymi w mordowaniu Polaków? Dlaczego nikt nie pamięta dziś o Jadwidze Sałek – Deneko, która wyprowadzała z warszawskiego getta Żydów i ukrywała ich po „aryjskiej” stronie, między innymi w klasztorach?Jadwiga nie tylko pomagała Żydom, ale także działała w konspiracji. 25 listopada 1943 roku punkt kolportażowy, który prowadziła, został odkryty przez Niemców. Podczas rewizji oprócz prasy znaleźli oni także ukrywającą się w mieszkaniu rodzinę żydowską. 6 stycznia 1944 r. Jadwigę Sałek-Deneko Niemcy rozstrzelali w ruinach getta wraz z 11 Żydówkami o nieustalonych danych."

Pomagali – mimo najstraszliwszych represji
rodzina Baranków
RODZINA BARANKÓW
Za pomoc Żydom rozstrzelane zostały także inne polskie rodziny, w tym rodzina Baranków. Łucja i Wincenty Barankowie, mieszkańcy podmiechowskiej wsi Siedliska, ukrywali w swym domu 4 Żydów – krawców z Miechowa. Nie wiadomo, jak na trop ukrywanych wpadli Niemcy – czy był to donos, czy Niemcy przechwycili listy rodzin żydowskich, czy wydał ich torturowany przez gestapo członek miechowskiej komórki AK. Faktem jest, że 15 marca 1942 roku nad ranem wpadli do gospodarstwa Baranków. Szybko znaleźli ukrywających się w chlewie Żydów. Rozstrzelali ich na podwórku, przy studni. Łucja i Wincenty oraz dwaj ich synowie dwunastoletni Henryk i dziesięcioletni Tadeusz zostali zamordowani w stodole. Podobny los spotkał czterech braci którzy wraz z innymi mieszkańcami wsi Pantalowice i Hadle Szklarskie na Rzeszowszczyźnie ukrywali w leśnym bunkrze kilkoro Żydów. Nie mieli dylematów Bartoszewskiego i nie zastanawiali się, czy ktoś zobaczy, ile chleba niosą – dostarczali Żydom jedzenie. Nie zdradził ich sąsiad. Nie wydali Polacy. Niemcy schwytali jedną z ukrywających się w bunkrze Żydówek. Podczas przesłuchania (zapewne bardzo brutalnego) zdradziła nazwiska swoich dobroczyńców. 4 grudnia 1942 roku Niemcy rozstrzelali braci: najstarszy, Władysław miał 31 lat, najmłodszy Tadeusz 19. Wraz z nimi za tę samą „zbrodnię” zginęli też Emilia i Wincenty Lewandowscy, Zofia i Jakub Kuszek oraz Zofia Kubicka.
Za pomoc Żydom Polacy ginęli każdego dnia przez całą okupację. Nie wszystkie przypadki zostały odnotowane, nie wszystkie zapamiętane. Część z nich żyje tylko w pamięci mieszkańców wsi i miasteczek, pamiętających, że któryś z sąsiadów ukrywał Żydów. I tylko w ich pamięci. Instytut Yad Vashem niestety nie o wszystkich wie i chce pamiętać. Oczywiście jest odznaczenie – „Sprawiedliwi wśród narodów świata” oraz drzewka dla ludzi, którzy ratowali Żydów. Hańbą jest, że jest ich tak mało. Hańbą jest, że dziesiątki Polaków, którzy pomagali Żydom nigdy nie doczekali się za to wdzięczności. Nikt im nigdy nie podziękował, nie wręczył orderu, nie zapisał ich nazwisk.
Szewach Weiss
SZEWACH WEISS
Wyolbrzymia się kilku szmalcowników, zachodnie media wciąż piszą o „polskich obozach koncentracyjnych” i niewiele osób ma tyle mądrości, co Szewach Weis, który potrafi dostrzec i docenić bohaterstwo Polaków. Ich głos zbyt często ginie w fali krytyki, której poddawane są nawet projekty upamiętnienia polskich bohaterów. Arkadiusz Gołębiowski i Maciej Pawlicki nakręcili film pt. „Rodzina Kowalskich” w zbeletryzowany sposób pokazujący ich męczeństwo.
Po jego premierze na stronie internetowej www.sprawiedliwi.org, prowadzonej przez Muzeum Historii Żydów Polskich można było znaleźć krytykę tego filmu, a w jego recenzji przeczytać o „nazistach”, którzy zabili polską rodzinę. Nazistach, nie Niemcach. Można też było przeczytać, że twórcy zawyżyli liczbę Polaków pomagających Żydom a jego fabularyzowane fragmenty są „propagandowe i sztuczne”. Cóż, każdy ma prawo do własnej oceny, ale może w takim razie autor recenzji odniósłby się z równym zacięciem do kłamstw opowiadanych przez Grossa?"
Aldona Zaorska, tekst ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”

http://niezlomni.com/kazdy-slyszal-o-jedwabnem-nie-kazdy-wie-o-tym-co-zdarzylo-sie-6-grudnia-1942-r-spalili-zywcem-cala-rodzine-nawet-malutkie-dziecko/

Suchą stopą

Chodnik Indianki


Odpychające ma Indianka "sąsiedztwo", ale na szczęście daleko ono znajduje się i nie musi na codzień tych fałszywych gęb oglądać, co zaiste krzepiące jest. To bezcenny walor mieszkania na bezludziu.

Zapchlone, parszywe psy na Indiankę fałszywie naszczekały, ale karawana idzie dalej. Nie ma co sobie głowy truć i ranić serca głupią kobietą.

Indianka rada, że choć wie, gdzie znajduje się cuchnące gówno, które trzeba starannie omijać. Będzie omijać!


Dzisiaj wrzucają do stajni siano luzem. Kamyk pomaga. Indii jednocześnie zaatakowała chodniczek, który pragnie wykończyć przed kolejnymi deszczami.

To zaiste frapujące ceglane puzle. Chodniczek już ułożony! Trzeba go jeszcze wykończyć, ale Indii już ma dość tej mozolnej roboty na dziś. Tylko pozamiata chodnik i teren wokół niego, aby to jej dzieło schludnie wyglądało.

Chodnik pozwoli się dostać do domu suchą stopą podczas nadciągających deszczy.

Lechia pracowita

Pytanie do Anny Maluchnik z Zawad Oleckich


Witam, panią, pani Maluchnik.

Nie widziałyśmy się kilka długich lat, ale pisze pani publicznie różne rzeczy, więc i ja panią zapytam publicznie i liczę na publiczną odpowiedź :)

Zainteresował mnie pani tekst o wszach przynoszonych do biblioteki.
O kim pani rozgłasza takie obrzydliwe pomówienia?
Kogo pani oczernia?
Kiedy ta osoba wg pani przyniosła jakąkolwiek wszę do biblioteki?
Pani to widziała? Tę wszę?
Uprzejmie proszę o wyjaśnienia.

Pozdrawiam,
Indianka

Cytat ze strony należącej do pani Anny Maluchnik z Zawad Oleckich:

"Mamy tu w okolicy jedną taką, co udowadnia, pisze blog na który jeszcze się niektórzy nabierają, choć rzeczywistość jej jest straszna. Zaprzeczana frustracja powoduje nadprodukcję jadu a poziom roszczeniowości przekracza wszelkie granice. I właściwie co komu do tego, jak żyje, gdyby nie to, że udziela się w sieci (czasem w niusach również) i tym jadem bryzga na boki, no i wszy przynosi dzieciom do biblioteki, gdzie korzysta z komputera gminnego. Tak więc niekoniecznie sfrustrowane kobiety żyjące same na wsi z wyboru są dla ogółu niegroźne;)"

http://zawady-oleckie.com/wiki/baba_sama_na_gospodarstwie?&#comment_2c99fd624b6eea8cf64071ae6679e97c


Ponieważ tę agroturystykę w Zawadach Oleckich prowadzi, rzekomo przyjazna, rzekomo życzliwa, rzekomo lubiąca ludzi, rzekomo nieryjąca pod innymi, niejadowita i niekłamliwa, nieplotkarska Anna Maluchnik - liczę na wyjaśnienia.

O tym jej brzydkim wpisie w jej blogu dowiedziałam się przypadkiem z Facebooka, albowiem nie śledzę tego jej bloga (mam ciekawsze zajęcia) i tym bardziej się na nim nie udzielam.

Dziś wyjątek, bo pani Maluchnik napisała coś ohydnego, w związku z tym sprawę należy wyjaśnić, jak dorośli, dojrzali psychicznie ludzie.

Jest pani dostatecznie psychicznie dojrzała, by udzielić odpowiedzi, pani Maluchnik? Moim zdaniem tylko chamskie prymitywy rzucają oszczerstwami na prawo i lewo, a pani ponoć wielce wyedukowana, wielka pani z miasta.

Czekam na odpowiedź.

Indianka

Oto blog Anny Maluchnik, kobiety mieszkającej ok. 7 km ode mnie, parę wsi dalej.
Praktycznie się nie widujemy, ale napisała, że mieszka "koło Indianki".
"Sąsiadka" od 7 boleści ;)))




poniedziałek, 26 września 2016

Odpowiedź dla LU


LU, nie zmieściła mi się odpowiedź w komentarzach pod postem "Dołek"
więc tu wklejam:

LU:
Indianko. Choć raz posłuchaj dobrych rad.

INDIANKA:
Insynuujesz, że dobrych rad nigdy nie słucham?
Dałaś sobie wmówić jakieś pierdoły :))

LU:
Zrób teraz grządki permakulturowe. Przez zimę popracują i na wiosnę będą jak znalazł.

INDIANKA:
Droga LU, pozwól, że sama zadecyduję, co i w jakiej kolejności zrobię ;))
Moja gospodara = moje gospodarzenie :)
W chwili obecnej priorytet to zabezpieczenie paszy na zimę. Większość jest pod dachami, ale nie wszystko, poza tym, trzeba odciąć kozom możliwość skakania po belach, bo siano mi zmarnują.

LU:
Masz przygotowane paliki to zrób w końcu ogródek warzywny.

INDIANKA:
To nie paliki, a zajebiście ciężkie kłody. Nie wkopię ich, dopóki brak impregnatu. Na razie nie mam impregnatu.

LU: Materiału masz pod dostatkiem.

INDIANKA:
Mam, ale trzeba go przerobić na słupy i deski. Nie mam prądu do napędu traka.

LU: Drobiowi zrób wybieg żeby nie demolował Ci wszystkiego.

INDIANKA:
Wybieg im zrobię, gdy będę mieć przygotowane kolejne 50 słupów. Zrobię im duży wybieg. Jednocześnie miejsce na przydomowy sad.

LU:
Podziel te zwierzaki jakoś bo przy latających luzem nic Ci nie wyrośnie. Wszystko rozdrapią, stratują.

INDIANKA:
Nie będę dzielić zwierząt, tylko wydzielę ogrody i sady, a zwierzęta będą sobie pasły się wokół nich.

LU:
Miłość do zwierząt to jedno a zdrowy rozsądek to drugie.

INDIANKA:
LU, nie brak mi ani jednego, ani drugiego :)

LU: Nam, czytelnikom w zupełności wystarczy jeden post dziennie dotyczący Twojego życia.

INDIANKA:
Nie ograniczaj mnie, bo to bez sensu. To moje życie i moje zainteresowania.
Ja wybieram co chcę robić, kiedy i jak często.

LU:
Przemyśl. Co jest ważne i pilne, a co można olać i na tym się skup.

INDIANKA:
Kochana, nie masz zielonego pojęcia, jak dużo i intensywnie myślę.
Pomyśl, przetrwałam sama obok nieprzyjaznego środowiska 14 lat.
Właśnie robię to, co ważne i pilne, czyli dbam o zwierzęta, o zapasy dla nich i dla siebie, o opał itd.

LU:
Szczerze mówiąc gdybym była w Twojej sytuacji to zostawiłabym sobie jednego konia. Najlepiej ułożonego i jemu poświęciła uwagę. By w końcu zaczął zarabiać na siebie pracując dla Ciebie.

INDIANKA:
Ogólniki. Slogany. Ja zaś mam pomysł na użycie wszystkich moich koni.
Po to je wyhodowałam.

LU:
Po ci Ci te owce? Runo sprzedajesz za grosze a roboty huk. Tak. Po kolei by szły do rzeźni.

INDIANKA:
Lubię owce i lubię runo. Owieczki są super. Z runa będę wyrabiać fajne rzeczy.

LU:
Kochana. Zapewnij najpierw sobie samowystatczalno§ć.

INDIANKA:
LU, w Polsce nie ma ani jednej samowystarczalnej osoby.
Nie zmuszaj mnie do tego. Dążę do samowystarczalności od lat. W dużej mierze jestem samowystarczalna, ale jeszcze nie całkowicie.

LU:
Przede wszystkim pokarmową. Masz tyle hektarów a kupujesz siano?

INDIANKA:
A czym mam skosić trawę? Nożyczkami? :)

LU:
Masz na łąkach zioła.

INDIANKA:
No mam i korzystam  :)

LU:
Zrób kobieto w końcu studnię. Przecież woda to priorytet.

INDIANKA:
Przecież mam studnię.

LU:
 Pociągnij potem ją do domu.
 A nawet jeśli nie to pogłęb to źródełko. Zainstaluj jakiś przewód do wody. Pompę. I korzystaj z tego.
To wstyd, że przez tyle lat tego nie zrobiłaś.

INDIANKA:
Brak finansowania to nie wstyd. Wstyd to kraść lub się puszczać z byle kim.

LU:
Pooglądaj " klan z alaski, przystanek alaska" jest wiele filmów nie tylko instruktażowych jak sobie radzić w trudnych warunkach.

INDIANKA:
Nie mam TV. Poza tym wiem jak sobie radzić w trudnych warunkach.
O wszystkim na blogu nie piszę, bo by takim jak Ty stanęły wszystkie włosy na głowie :)))

LU:
Nie marnuj prądu na wielgaśne posty.

INDIANKA:
Publikuję to co czytam, lub to co mnie dotyka i nurtuje. Niech tak zostanie.

LU:
Dokształcaj się.

INDIANKA:
Doszkalam się non stop. Po to mam internet.

LU:
I zarabiaj w końcu.

INDIANKA:
Nie za bardzo mam na czym, poza tym nastawiłam się na samowystarczalność, a tu kasa nie jest tak istotna.

LU:
Przestań się procesować z kim się da. Zrozum.

INDIANKA:
Nie procesuję się z kim się da. Zrozum. Jestem uporczywie atakowana przez te same osoby i bronię się. Mam prawo się bronić.

LU:
Z koniem się nie kopie.

INDIANKA:
Nigdy nie kopnęłam konia ;)

LU:
I nie jesteś pomidorową, żeby Cię wszyscy lubili.

INDIANKA:
No, zupą nie jestem, to fakt :)

LU:
Trzymam kciuki za to byś w końcu pokończyła wszystkie sprawy w sądach.

INDIANKA:
Trzymaj kciuki, abym je wygrała :) Gdyby w polskich sądach decydowało prawo i sprawiedliwość, to wszystkie sprawy bym wygrała.

LU:
Nawet jeśli czujesz się poszkodowana to odpuść.

INDIANKA:
Mowy nie ma!

LU:
To zabiera Ci za dużo czasu i zdrowia.

INDIANKA:
Odpuszczenie zabierze mi więcej zdrowia. Nie dam skurwysynom satysfakcji.

LU:
Trzymam kciuki byś w końcu była samowystarczalna.

INDIANKA:
A Ty jesteś w końcu samowystarczalna?

LU:
By nikt nie miał pretekstu do czepiania się Ciebie.

INDIANKA:
Masz na myśli tych bredzących syfiarzy i ich klakierów?
Leję na nich miękkim moczem, czego i Tobie życzę.

LU:
Dobra i pokoju.

INDIANKA:
Wzajemnie, LU :)

LU, wiem, że się o mnie martwisz, ale nie znasz wszystkich aspektów mojej sytuacji i nie wszystko rozumiesz. Poza tym konsultujesz się na mój temat z osobami, które mnie nie znają, osobami niezbyt życzliwymi, które Ci wkładają do głowy nieprawdziwe treści, a Ty je powielasz, np. tę bzdurę o niesłuchaniu rad. Owszem, czytam, słucham, ale powiem Ci szczerze, że nic odkrywczego, czego bym sama nie wymyśliła dawno temu - nie słyszę. Doradcy też nie ogarniają całości mojej egzystencji i nie rozumieją, że nie wszystkie rady są dla mnie dobre w tym momencie, lub nie wiedzą, że właśnie jestem w trakcie realizacji danego pomysłu.

Doradcy też często nie biorą pod uwagę moich możliwości, oraz już zrealizowanych dokonań. Np. piszesz "zrób wybieg". Pierwszy wybieg dla drobiu zrobiłam gdzieś około 2008 roku.
Był okay, ale lisy, kuny, jastrzębie porywały kury z kurnika i z tego wybiegu.
Teraz wybiegu nie ma (stary się rozpadł), ale są dwie wredne suczki, które gonią wszystko co się rusza i drapieżniki wyniosły się.

Teraz mam priorytety:
Zabezpieczenie paszy na zimę
Wstawienie drzwi do stajni
Doprowadzenie prądu do siedliska
Budowa ogrodzenia

Ja mam swoją misję, cele i plany. Realizuję to, co mi pasuje, w warunkach takich w jakich żyję.

Pozdrawiam,
Indianka niezłomna :)

Boli kręgosłup

Bele siana, które nie zmieściły się w stajni. Jeszcze trzeba nałożyć plandeki.


Słupy ogrodzeniowe. 


Gniazda kur ze świeżo wymienioną ściółką.
Indianka przyniosła im miękkie siano i starannie wymościła gniazda,
 kształtując wgłębienia.
Ściany i sufity kurnika niedawno wybielone.


Frytki z surówką pomidorową.


Przez ostatnie dni Indii nadmiernie forsowała swój kręgosłup w stajniach, kurniku i spiżarni, więc teraz stojąc nad piecem z trzema rondlami wypełnionymi udkami kurczaka, nagle usłyszała swój zbolały głos:
"Ale bolą mnie plery! :(("

No cóż, pchała, ustawiała i dopychała ciężkie bele siana, nosiła ciężkie kłody drewna, nosiła wiadra ze zbożem i je rozsypywała do pojemników różnych, nosiła słomę do kurnika i wiele drobnych rzeczy typu donice, doniczki i skrzynki. Kręgosłup ucierpiał. Chyba jutro nie wstanie z łóżka.

Kamyk chory i jej nie pomaga fizycznie. Wracając z Kętrzyna okazją miał 16 września 2016 kolejne dachowanie. Widzi podwójnie. Źle się czuje. Jest bardzo osłabiony. Przeniósł się ze stajni do domu, bo zrobiło się zimno i też miał problem by wejść na strych. Chodzi i marudzi, albo śpi. Ale zrobił chociaż porządne, konkretne zakupy.

Na obiad zrobił frytki, a Indianka do nich surówkę. Kurczaka Indianka piecze już na kolację i jutrzejszy obiad.

Lechia spracowana


Cichociemny, wybitny dowódca, którego oddział trząsł Lubelszczyzną ku przerażeniu UB i NKWD. Jego proces i śmierć pokazały najbardziej sadystyczną twarz reżimu

Ofiary stalinistów nadal nie pomszczone.

Lechia wstrząśnięta

Na śmierć Hieronima Dekutowskiego pracował cały sztab ludzi – agentów, śledczych, sędziów i prokuratorów. Jego głównym „śledziem” był (zmarły w październiku 2012 r.) Eugeniusz Chimczak, który nawet wśród kolegów z bezpieki miał opinię wyjątkowego sadysty. Drugim – nie mniej okrutnym – żyjący do dziś w Warszawie Jerzy Kędziora, oprawca z Mokotowa i Miedzeszyna.
HieronimDekutowski7 marca 1949 r., po trwającym ponad rok brutalnym śledztwie, stracony wraz z sześcioma podkomendnymi – żołnierzami WiN u – w katowni bezpieki przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Po katyńskim strzale w tył głowy wyrzucony na śmietnik obok Cmentarza Wojskowego na Powązkach. W bezimiennym dole śmierci miał pozostać na zawsze.Diabelski plan komunistów jednak się nie powiódł. Hieronim Dekutowski „Zapora” został zidentyfikowany.
Byłam przekonana, że oprawcy tak go poćwiartowali, spopielili, posypali wapnem, żeby nigdy nie udało się go odnaleźć. Potem, w miarę ekshumacji na „Łączce”, nadzieja, że wróci do nas, była coraz większa. Aż wreszcie stało się
– wspomina Krystyna Frąszczak, siostrzenica majora „Zapory”.
W czasie niemieckiej okupacji zrzucony do kraju jako cichociemny, przeprowadził 83 akcje bojowe i dywersyjne. Zasłynął jako obrońca mieszkańców Zamojszczyzny przed represjami. Po „wyzwoleniu” nie złożył broni. Jako jeden z najsłynniejszych dowódców antysowieckiej partyzantki na Lubelszczyźnie był tropiony przez szwadrony NKWD i UB. Aresztowany wskutek zdrady we wrześniu 1947 r. podczas próby przedostania się na Zachód. Mord usankcjonował krzywoprzysiężny stalinowski sąd.
My nigdy się nie poddamy!
„Był ranek. Pułkownika, który podpisywał zgody na widzenie, nie było. Siadam więc i czekam na niego, a tymczasem sekretarki, młode dziewczyny, krzątały się wśród akt. Czerwone teczki – kara śmierci, zielone – wszystko inne. Biorą te czerwone teczki i jedna z nich czyta nazwisko: Dekutowski Hieronim. Jakie śmieszne imię – mówi. A mnie serce zamarło – wiem, co znaczy czerwona teczka!”.
Tak swoją wizytę w biurze przepustek na ul. Suchej w Warszawie wspominała Irena Siła-Nowicka, żona Władysława Siły-Nowickiego, który był politycznym przełożonym Dekutowskiego, inspektorem Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość na Lubelszczyźnie.
Hieronim Dekutowski z oddziałem
HIERONIM DEKUTOWSKI Z ODDZIAŁEM
Z więziennego biura przepustek Nowicka poszła do aresztu przy Rakowieckiej:
„Wchodzę ze strażnikiem w bramę, potem korytarzem. Obok przechodzą ludzie niosący na noszach człowieka. Nie wiem, czy był żywy, czy umarły, ale zrobiło to na mnie okropne wrażenie. […] Po jakimś czasie słyszymy stukot drewniaków – prowadzą więźniów. Widzę Władka. Pyta od razu: co z moimi? Odpowiadam – nie wiem, zrobiłyśmy wszystko, co było można. Przecież mu nie powiem o tych teczkach na Suchej. […] Jak się okazało, tego właśnie dnia, 7-go marca 1949 r., rozstrzelano na Mokotowie siedmiu wspaniałych ludzi, towarzyszy broni Władka. A on słyszał te strzały, żegnał się z przyjaciółmi…”.
[quote]„Miał trzydzieści lat, pięć miesięcy i 11 dni. Wyglądał jak starzec. Siwe włosy, wybite zęby, połamane ręce, nos i żebra. Zerwane paznokcie. – My nigdy nie poddamy się! – krzyknął, przekazując przez współwięźniów swoje ostatnie posłanie. Według dokumentów, wyrok wykonano przez rozstrzelanie [o godz. 19.00]. Mokotowska legenda głosi jednak, że ubowscy kaci zapakowali majora »Zaporę« do worka, worek powiesili pod sufitem i strzelali, sycąc swoją nienawiść widokiem płynącej spod sufitu niepokornej krwi. Potem, w pięciominutowych odstępach, mordowali jego żołnierzy: »Rysia«, »Żbika«, »Mundka«, »Białego«, »Junaka« i »Zawadę«”[/quote]
– czytamy w książce Ewy Kurek „Zaporczycy”.
„Pluton egzekucyjny” stanowił st. sierż. Piotr Śmietański – to on uśmiercał skazańców strzałem w potylicę. Ten sam kat Mokotowa, który zabił zidentyfikowanego razem z „Zaporą” mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” i do dziś nieodnalezionego rtm. Witolda Pileckiego.
pod brzózkaWybitny dowódca
Hieronim Dekutowski, rocznik 1918 r., był w Tarnobrzegu harcerzem drużyny im. Jana Henryka Dąbrowskiego, członkiem Sodalicji Mariańskiej. Podczas wojny obronnej 1939 r. ochotnik, 17 września po przekroczeniu granicy z Węgrami internowany. Po ucieczce z obozu przedostał się do Francji, a następnie do Wielkiej Brytanii. W marcu 1943 r., zaprzysiężony jako cichociemny, przyjął pseudonimy „Zapora” i „Odra” (używał głównie tego pierwszego).
W nocy z 16 na 17 września 1943 r. zrzucony do Polski na placówkę „Garnek” 103 (okolice Wysz­kowa). Początkowo dowodził oddziałem AK w Inspektoracie Zamość, broniąc ludności Zamojszczyzny przed wysiedleniami. W styczniu 1944 r. mianowany szefem Kedywu AK w Inspektoracie Lublin-Puławy. Siła-Nowicki zapamiętał:
„Wkrótce zyskał opinię wybitnego dowódcy. Cechowała go odwaga, szybkość decyzji, a jednocześnie ostrożność i ogromne poczucie odpowiedzialności za ludzi. Znakomicie wyszkolony w posługiwaniu się bronią ręczną i maszynową, niepozorny, ale obdarzony wielkim czarem osobistym, umiał być wymagający i utrzymywał żelazną dyscyplinę w podległych mu oddziałach, co w połączeniu z umiarem i troską o każdego żołnierza zapewniało mu u podkomendnych ogromny mir. Nazywali go »Starym«, choć nie miał jeszcze trzydziestu lat”.
Dwustuosobowy oddział „Zapory” brał udział w akcji „Burza” na Lubelszczyźnie, po czym bezskutecznie próbował przedrzeć się na pomoc walczącej Warszawie.
"Zapora" z mamą
„ZAPORA” Z MAMĄ
„Trzęśli” Lubelszczyzną
Po wejściu Sowietów Dekutowski kontynuował walkę. Dla Ojczyzny poświęcił nawet prywatne życie. „Idę do lasu, nie wiem, czy przeżyję, nie możemy być razem” – powiedział narzeczonej.
W odpowiedzi na czerwony terror jego oddział WiN dokonał wielu brawurowych akcji odwetowych na NKWD, UB, KBW i MO. Schwytanym komunistom na ogół wymierzał kary chłosty, a następnie puszczał ich wolno. Jeśli zabijał, to nie za samą przynależność do PPR u czy bezpieki, ale za wyjątkowo szkodliwą działalność.
Rozbijał także więzienia, uwalniając aresztowanych. Dzięki zdobycznym pojazdom zaporczycy potrafili przeprowadzić w ciągu doby kilka akcji nawet w dwóch czy trzech powiatach i błyskawicznie odskoczyć. Ze względów bezpieczeństwa ciągle zmieniali kwatery, nigdy nie stacjonowali dwa razy z rzędu w tej samej wiosce. Dlaczego byli dla bezpieki szczególnie niebezpieczni?
Siła-Nowicki:
„Około dwustu–dwustu pięćdziesięciu ludzi o wysokim poziomie ideowym, dobrze uzbrojonych i wyszkolonych, utrzymywanych w dyscyplinie, »trzęsło« połową województwa. Stan ten przypominał pewne okresy Powstania Styczniowego, gdy władza państwowa ustabilizowana była jedynie w dużych ośrodkach, w terenie zaś istniała tylko iluzorycznie. Oczywiście partyzantka opierała się na pomocy miejscowej ludności ogromnej większości wsi, udzielającej ofiarnie poparcia, kwater i informacji”.
Ostatni rozkaz
Po kolejnej amnestii z lutego 1947 r. i nieudanych rozmowach z przedstawicielami MBP o ujawnieniu się, Dekutowski podjął próbę przedostania się na Zachód. 12 września 1947 r. wydał – jak się później okazało – swój ostatni rozkaz, przekazując dowództwo kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskokowi”. W prywatnym liście do „Uskoka” napisał: „Ja dziś wyjeżdżam na angielską stronę – jestem umówiony z chłopakami co do kontaktów, jak będę po tamtej stronie. Stary – najważniejsze nie daj się nikomu wykiwać i bujać, jak tam wyjadę, załatwię nasze sprawy pierwszorzędnie – kontakt będziemy mieć i tak. Czołem – Hieronim”.
zapora portret(W 1949 r. „Uskok” zdetonował pod sobą granat, nie chcąc wpaść w ręce UB podczas obławy). Ludzie „Zapory”, docierając kolejno (w połowie września 1947 r.) do punktu przerzutowego w Nysie na Opolszczyźnie, trafiali bezpośrednio w ręce katowickiego UB. Wydanych przez konfidenta zaporczyków przewieziono na Rakowiecką.
W mundurach Wehrmachtu
Stefan Korboński, delegat rządu na kraj, zapamiętał: „O tym, że »bandyta Zapora« to Hieronim Dekutowski, »opinia publiczna« dowiedziała się dopiero po rozpoczęciu procesu”.
3 listopada 1948 r. w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie oprócz Dekutowskiego na ławie oskarżonych zasiedli jego podkomendni: kpt. Stanisław Łukasik ps. Ryś, por. Jerzy Miatkowski ps. Zawada, por. Roman Groński ps. Żbik, por. Edmund Tudruj ps. Mundek, por. Tadeusz Pelak ps. Junak, por. Arkadiusz Wasilewski ps. Biały i ich polityczny przełożony Władysław Siła-Nowicki.
Siła-Nowicki wspominał, że na rozprawę ubrano ich w mundury Wehrmachtu:
„Ten mundur hańbił katów, nie ofiary. I nieskończenie ważniejszym od naszego ubrania było to, co przed sądem krzywoprzysiężnym mówiliśmy podczas procesu”.
Żaden z oskarżonych nie przyznał się do absurdalnych zarzutów, nie pokajał się. „Zapora” wziął na siebie całą odpowiedzialność. Pytany, dlaczego zamiast się ujawnić, pozostał ze swoimi żołnierzami, odpowiedział:
„Byłem związany ze swoimi ludźmi trudem i walką, byłem ich dowódcą. Nie mogłem umyć rąk i zostawić ich jak grupy bandyckiej w terenie, bez dowództwa”.
15 listopada 1948 r. „sąd” skazał siedmiu zaporczyków na kilkakrotne kary śmierci. Po rozprawie przewieziono ich ponownie na Rakowiecką, również w niemieckich mundurach i pod silnym konwojem. Dekutowski znów został poddany brutalnemu śledztwu (co było częstą praktyką stalinowskich oprawców).
W celi dla kaesowców, w której siedziało ponad sto osób, zaporczycy podjęli próbę ucieczki – przez kilka tygodni wiercili dziurę w suficie i przez strych chcieli się dostać na dach jednopiętrowych zabudowań gospodarczych, a stamtąd zjechać na powiązanych prześcieradłach i zeskoczyć na chodnik Rakowieckiej. Wsypał ich jeden z więźniów kryminalnych, licząc na złagodzenie swojego wyroku. Skuty w kajdany „Zapora” trafił na kilka dni do karceru.
zaporanad wodąChimczak, Kędziora, Badecki
Na śmierć Hieronima Dekutowskiego pracował cały sztab ludzi – agentów, śledczych, sędziów i prokuratorów. Jego głównym „śledziem” był (zmarły w październiku 2012 r.) Eugeniusz Chimczak, który nawet wśród kolegów z bezpieki miał opinię wyjątkowego sadysty. Drugim – nie mniej okrutnym – żyjący do dziś w Warszawie Jerzy Kędziora, oprawca z Mokotowa i Miedzeszyna.
Rozprawie przed warszawskim WSR przewodniczył Józef Badecki, który wydał co najmniej 29 wyroków śmierci na polskich patriotów, co plasuje go w czołówce najbardziej krwawych stalinowskich sędziów. Pod dyktando bezpieki wyrokował też podczas procesu „grupy szpiegowskiej” Witolda Pileckiego. Badecki, potem sędzia Sądu Najwyższego i wykładowca Oficerskiej Szkoły Prawniczej, zmarł w 1982 r. Spoczął na Powązkach Wojskowych, niedaleko… „Łączki”.
W PRL u „Zapora” był przemilczany i opluwany, doceniany był jedynie na Zachodzie. Rząd RP na uchodźstwie przyznał pośmiertnie mjr. Dekutowskiemu Srebrny Krzyż Virtuti Militari, a w 1989 r. awansował go do stopnia pułkownika. III RP sądownie go zrehabilitowała – na wniosek Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej – dopiero w 1994 r. Teraz, odkopany z dołu śmierci, po 64 latach od skrytobójczego mordu, Hieronim Dekutowski doczeka się swojego grobu. Tak jak dwaj jego podkomendni, zidentyfikowani przez IPN już wcześniej: Stanisław Łukasik ps. Ryś i Tadeusz Pelak ps. Junak.

http://niezlomni.com/cichociemny-wybitny-dowodca-ktorego-oddzial-trzasl-lubelszczyzna-ku-przerazeniu-ub-i-nkwd-jego-proces-i-smierc-pokazaly-najbardziej-sadystyczna-twarz-rezimu/

Taryfa ulgowa dla zbrodniarzy z kręgów organów ścigania i lekarzy


Prawnicy i lekarze, to ta sama wyjęta spod prawa kasta nadludzi.

Lechia zbulwersowana

"Mateusz K. (24 l.) syn lekarzy z Lubartowa (woj. lubelskie) za to, że poderżnął garło Ani Szysiak (†21l.) został prawomocnie skazany zaledwie pół roku temu. Mama zamordowanej dziewczyny omal nie zemdlała, kiedy otworzyła list z więzienia i przeczytała lakoniczną informację, że morderca jej ukochanej córki wychodzi na wolność. Nie mogła w to uwierzyć ale niestety dokument nie kłamał.

– Przybiegła do mnie roztrzęsiona koleżanka. Zobaczyła Mateusza K. na ulicy. Myślała, że po prostu uciekł z więzienia. Nikt nie mógł uwierzyć, że został zwolniony. Przecież on jest niebezpieczny, poderżnął gardło mojej córeczce – denerwuje się pani Ewa.

Skazaniec podobno ma przejść zabieg ratujący życie, którego nie można przeprowadzić w warunkach więziennych. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że młodzieniec podczas procesu nie wyglądał na ciężko chorego. Prezentował się bardzo dobrze, szeroko i bez skrępowania uśmiechał się do obiektywów fotoreporterów.

O zabójstwie w Lubartowie sprzed trzech lat mówiła cała Polska. Mateusz K. – rozpieszczony syn szanowanych lekarzy, brutalnie zamordował swoją byłą dziewczynę, bo nie mógł znieść, że go zostawiła. Potem próbował popełnić samobójstwo. Podpalił terenówkę, w której siedział. Ale kiedy auto stanęło w płomieniach, wybiegł na ulicę, usiłując rzucić się pod przejeżdżające samochody. Został obezwładniony przez kierowców i zabrany do szpitala, gdzie go aresztowano. Podczas procesu nie wykazywał skruchy, zasłaniał się niepamięcią.

Adwokaci wywalczyli dla niego wyjątkowo niski wyrok – 12 lat więzienia i 100 tys. złotych odszkodowania dla rodziców ofiary. Zadośćuczynienia nie wpłacił do dziś, a teraz jeszcze okazało się, że opuścił więzienne mury. Dlaczego? Bo tak orzekł lekarz z ambulatorium więziennego. – O jego stanie zdrowia powinni zdecydować biegli, a nie jeden lekarz. Będę odwoływać się od tej decyzji – zapowiada Ewa Szysiak.

Najgorsze jest to, że morderca Ani ma rodzinę w całej Europie i w każdej chwili może uciec za granicę. Nikt go nie pilnuje. Fakt potwierdził, że miejscowa policja nie dostała żadnej informacji, że Mateusz K. wrócił do domu. Przepustka zdrowotna kończy mu się 31 października. Nasi dziennikarze sprawdzą, czy wróci do więzienia."

http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/mateusz-k-syn-znanych-lekarzy-poderznal-gardlo-dziewczynie-i-jest-wolny/4yt64vs

Na Ukrainie z dnia na dzień zniknęli wszyscy sędziowie :))))


Buhahahahahahahaha :)))) Uszli! :)))
Sędziowie dali nogę, na wieść o lustracji ich majątków i kwalifikacji :)))

Zatrudnić absolwentów prawa i dalej sądzić.
Jakość sądzenia nie będzie gorsza, bo będzie wolna od korupcji.
Jest szansa, że będzie za to lepsza, bo uczciwsza i sprawiedliwsza.
Transparentność dochodów sędziów i ich majątków, gwarantem uczciwych procesów.

Lechia sprawiedliwa

"Najwyraźniej wielu ukraińskich sędziów doszło do wniosku, że skoro branie łapówek jest coraz bardziej ryzykowne i dodatkowo trzeba będzie wyspowiadać się ze zgromadzonego majątku, to dalsza praca w tym zawodzie nie ma sensu. Woleli odejść, żeby uniknąć lustracji.
Skutki są porażające. W wielu sądach zwolniło się 100 proc. sędziów! Pozostały szyldy nad wejściem i snujący się po korytarzach pracownicy biurowi. Co ciekawe, w niektórych sądach zniknęła też ochrona – nikt nie wydaje przepustek i nie kontroluje wchodzących. Zresztą w takiej sytuacji nie bardzo jest po co tam wchodzić."

http://reporters.pl/2471/ukrainska-temida-skazana-na-smierc-z-dnia-na-dzien-znikneli-sedziowie/

niedziela, 25 września 2016

Siano przyjechało!

Tym razem 24 bele siana dla kopytnych i 100 kg pszenicy dla kur. Razem Indianka ma 56 bel siana na zimę dla swoich zwierzątków, 100 kg jęczmienia i 100 kg owsa. Jeszcze 100 kg pszenicy dokupi. Obie stajnie załadowane na full i jeszcze 3 rozerwane bele do wrzucenia do środka, bo się nie dało wcisnąć ich w wąskie otwory stajni.

Dostawca, który przywiózł paszę, pomógł szczypcami traktorowymi wepchnąć do środka siano wcześniej przywiezione TIRem, oraz dziś przywiezioną swoją paszę. To co nie zmieściło się, zostało ściśle ustawione przy ścianie stajni i będzie dokładnie zakryte foliami. Zaś trzy rozwalone bele, trafią pod dach jako siano luzem.

Indianka zadowolona z zapasów. Ma dobrej jakości towar i większość jego schowana pod dachem. Resztę bel, które się nie zmieściły, zabezpieczy foliami.

Uff, zwierzęta zabezpieczone w paszę na zimę. Indianka może spać spokojnie.
Jeden duży stres mniej.

Lechia gospodarna :)

Niech kasta sędziów ujawni swoje majątki!

Takie zawody publiczne, jak zawody sędziowskie powinny być przezroczyste, aby wykluczyć korupcję. Szwecja to zastosowała u siebie i tam korupcji nie ma, czyli transparentność sprawdza się, jako narzędzie walki z korupcją.

Lechia transparentna

Niech kasta sędziów ujawni swoje majątki!

Niech kasta sędziów ujawni swoje majątki!
Polacy chcą ujawnienia sędziowskich oświadczeń majątkowych - wynika tak z najnowszego sondażu przeprowadzonego na zlecenie portalu se.pl. Instytut Badań Pollster wskazuje, że 73 proc. przebadanych chce podjęcia takiego kroku. Popiera to zresztą same Ministerstwo Sprawiedliwości. Przeciwko są jednak sędziowie...
Jak przypomina se.pl, resort sprawiedliwości chciałby publikowania majątkowych oświadczeń sędziowskich w Biuletynie Informacji Publicznej. Wkrótce sprawą zajmą się posłowie. "Jesteśmy za tym, żeby te oświadczenia były skrupulatnie sprawdzane, prześwietlane przez wyspecjalizowane służby państwowe. Natomiast ich ujawnianie w naszej ocenie zagraża w jakimś stopniu bezpieczeństwu sędziów i wystawi ich na bezpodstawne ataki. Zawsze będzie powód, żeby uznać, że stan majątkowy działa na ich niekorzyść" - powiedział Bartłomiej Przymusiński ze stowarzyszenia sędziowskiego Iustitia w rozmowie z se.pl.
Sprawę skomentował też wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. W rozmowie z tym samym portalem ocenił, że zawód sędziego to zawód szczególnego ryzyka korupcyjnego, a zatem ujawnianie majątków jest po prostu koniecznością.
http://www.fronda.pl/a/niech-kasta-sedziow-ujawni-swoje-majatki,78913.html