trzeba było dobić oraz 6 cieląt padło na biegunkę i jakąś bakterię.
Weterynarze próbowali ratować bydło, ale niewiele wskórali.
To co się miało zmarnować to i tak się zmarnowało.
Oho, tak sobie myślę, że ja u niego na pewno paszy nie kupię. Może być
skażona tą samą bakterią, nie mówiąc o tym, że cholernie droga.
Za siano prosto z pola policzył sobie aż 100zł (zapytałam go ile by wziął za
siano świeże prosto z pola, gdybym chciała u niego w tym roku kupić). Facet
albo szuka durniejszego od siebie, albo jest ciężko chory na chciwość.
Na pewno u niego kupować paszy ani cieląt nie będę.
Przy okazji nasunęła mi się gorzka refleksja - taka masakra, tyle trupów,
krwi i bólu, a nikt na niego nie nasyła kontroli weterynaryjnych, nikt mu nie
zabiera bydła, bo nie umie się nim właściwie opiekować...
Jakby ktoś chciał, to mógłby się przyczepić, że nie potrafi hodować bydła,
skoro pokrył krowy znacznie większym bykiem co skończyło się mega ciężkimi
porodami i masakrą. Krowy ma mleczne, hodowane na mleko, a krył bykiem
mięsnym znacznie większej rasy i po prostu krówki nie dały rady urodzić
ogromnych cielaków. To było do przewidzenia. Doświadczony rolnik o tym wie
czym się może skończyć tego rodzaju inseminacja.
Ale nikt na nikogo nie donosi. Każdy ma tutaj jakiś swój interes.
Weterynarze zarobili na inseminacji, a teraz na próbie ratowania krów i
cieląt...
Przechodząc przez wsie widzę psy na łańcuchach przymocowanych do ścian obór,
gdzie mają wydłubane dziury w ścianach obór zamiast bud.
Tak tutaj trzymają psy od wielu, wielu lat. Nikt z tego nie robi afery.
Sąsiadka co na mnie lubi donosić sama trzyma psa w metalowej beczce na polu,
daleko od domu. Psa krótkowłosego - wyżła. Pies ten skamle całymi dniami i
ujada jak wściekły, gdy się nad ich stawami pojawi jakiś intruz.
Nikogo to nie razi - ani weterynarzy, ani lokalną społeczność, ani żaden
nawiedzony TOZ nie interweniuje.
Ta sama sąsiadka poi w stawie w którym zanurzone są słupy wysokiego napięcia
swoje bydło. Weterynaria to widziała i w szał nie wpadła.
Jak widać przepisy w tym kraju są dla wszystkich jednakie, ale nie jednakowo
stosowane do wszystkich.
Dziś znów znalazłam na moim polu szczątki świeżego cielaka. Ja cieląt nie
hoduję.
Psy i lisy przywlekły te kości z innego gospodarstwa.
Od lat rolnicy padlinę wywożą na pole by okoliczne psy i lisy się nią zajęły.
Psy i lisy na tym korzystają. Mają co jeść. Nierzadko ratuje im to mięso
życie. To taki zamknięty odwieczny cykl pokarmowy, który naruszyła Unia
Europejska wymuszająca na rolnikach zdawanie padliny do Bakutilu, aby Bakutil
zarobił podwójnie: raz na odbiorze padliny (500zł) i na sprzedaży mięsa do
zakładów mięsnych produkujących karmę dla zwierząt. To mięso niekiedy,
oczywiście nielegalnie trafia też do rzeźni dla ludzi. Oczywiście, pod
warunkiem, że jest nie zgniłe i nie ze sztuki zmarłej na jakąś wirusową czy
bakteryjną chorobę. Raczej padlinę padłą z uwagi na jakiś wypadek czy po
prostu podczas porodu.
Życie na wsi jest brutalne. Wymaga hartu ducha. Śmierć jak i wypadki oraz
choroby wśród zwierząt i ludzi się zdarzają na porządku dziennym i nikt z
tego powodu nie dostaje nadmiernych spazmów typowych dla miejskich panienek
wychowanych na pluszowych misiach.
Żaden przeciętny rolnik się nad swoimi zwierzętami nie znęca. To nie jest w
jego interesie. Zwierzęta hoduje się po to, by dobrze sprzedać ich mleko czy
jaja, lub mięso. Każdy dba jak potrafi i jak może, a nie jest to łatwe
zadanie.Jeśli któryś trzyma zwierzę na łańcuchu, to dlatego, że jest to
konieczne lub bardzo ułatwiające obsługę zwierząt, a nie jest to oznaka
znęcania się.
Te spazmatyczne paniusie miejskie nie dałyby rady wykonać nawet ćwierci tej
pracy którą przeciętny prosty rolnik wkłada w hodowlę zwierząt.
To prawda, że większość rolników jest grubiańska, a nawet chamska (zauważyłam
to już dawno temu), ale robią co mogą, by ich zwierzęta były duże, zdrowe i
dorodne, syte i napojone. To jest w ich interesie. Ludzie na wsi są bardzo
interesowni. Ci w mieście też w większości, ale kamuflują się.
Natomiast przeciętny wieśniak jest rozbrajająco chciwy i interesowny.
W sumie nie ma się co dziwić. Ciężko pracują przez cały rok, świątek i
piątek, więc chcą zarobić przyzwoicie. Plusem tej interesowności jest to, że
dzięki niej dbają o swe bydło najlepiej jak potrafią.
Na prawdę nie są potrzebne w Polsce specjalne zakazy i nakazy oraz restrykcje
wobec rolników czy hodowców. Każdy kto zainwestuje w swoje zwierzęta
pieniądze, czas i mnóstwo pracy chce by jego zwierzęta były zdrowe, piękne i
wartościowe. To jest samoistnie regulujący się system zależności między
zarobkiem, a zdrowiem bydła.
Niektórzy rolnicy nawet przywiązują się do swego bydła i traktują je ze
szczególną czułością. Nie datego, że jest taka moda w mieście na czułości
wobec naszych braci mniejszych i większych, ale dlatego że tak czują z głębi
serca.
W każdym bądź razie przeważająca większość rolników traktuje swoje bydło co
najmniej neutralnie, dba o nie.
Natomiast idealistka taka jak Ja, która trzyma zwierzęta głównie dlatego. że
je lubi i lubi się nimi otaczać nie czerpiąc praktycznie żadnego dochodu z
tytułu ich hodowli i utrzymania, traktująca swoje zwierzęta jak swoją rodzinę
= to jest wcielony Anioł, który zrobi wszystko co możliwe dla dobra swoich
zwierząt, w tym narazi się wójtowej lub całej znieczulonej wsi :D
W tym kontekście, fałszywe pomawianie Anioła kochającego zwierzęta w ogóle, a
swoje w szczególności - o znęcanie się nad zwierzętami, bo piesek został
chwilowo uwiązany na łańcuchu, a koziołek przetarł sobie grzbiet szarpiąc się
na lince - jest to zachowanie typowe dla ludzkich hien cmentarnych żądnych
krwi i mięsa swej ofiary, które kręci zapach krwi ofiary i jej cierpienie,
I nie zwiodą mnie tutaj eleganckie woale elokwetnej wypowiedzi.
Intencje tych hien są dla mnie jasne od samego początku.
Teraz próbują tylko dosztukować do swojej podłości odpowiednią ideologię, by
ubrać swoje świństwo, swoje małostkowe, nieeleganckie i nie licujące ze
statutem gościa zachowanie w szatę szlachetnej misji ratunkowej uciśnionych zwierzątek. Ich intencje podpierdolenia mnie gdzie się da nie byly oparte na żadnych światłych, szlachetnych przesłankach. Te dwie kobiety po prostu chcialy mi dokopać i zrobiły to. Sądziły, że nie dowiem się, że to one. Od razu wiedziałam, że to one doniosły. Ledwo wyszły z gospodarstwa gdzie się grzecznie pożegnały by pognać do mojego wroga numer jeden ze wsi i z tym wrogiem przeciwko mnie spiskować.
Czytały mego bloga (oba blogi - zarówno angielski jak i polski) i podniecała je wizja przybycia do kontrowersyjnej Gospodynii i namieszania jej w życiu.
Obłudne, fałszywe lesbijki. W sumie nie powinnam się dziwić, że osoby mające problem ze swoją własną tożsamością seksualną, pozbawione zasad moralnych i etycznych - nie będą umiały rozróżnić co dobre, a co złe, co wypada, a co nie wypada zrobić i że nie będą umiały się zachować na poziomie po tym jak skorzystały z kilku dni darmowego pobytu na Mazurach na prywatnej posesji i w prywatnym domu Gospodyni, nie mając nawet złotówki w kieszeni na rzecz tak elementarną jak swoje własne wyzywienie. Sądziły, że sklep wiejski je za darmo nakarmi? Miotłą by dostały, gdyby z takim żądaniem weszły do sklepu. Dlatego nawet do niego nie poszły ani razu.
Zamiast tego zaatakowały Gospodynię, o której doskonale wiedziały, że skromnie, bardzo skromnie żyje, co potwierdzał też obraz jej gospodarstwa i domu.
Mimo to cisnęły, by dostać to co chciały dostać. wyłudziły darmowe wakacje na rancho pełnym pięknych, sympatycznych zwierząt - chciały jeszcze wyłudzić sponsoring żywieniowy na cały okres ich planowanego, dwutygodniowego pobytu.
Nie miały żadnych obiekcji, że tak z gołymi rękami przyjechały na krzywy ryj o niczym Godpodynii nie uprzedzając wcześniej, a wręcz przeciwnie - stawiając przed nieprzyjemnym faktem dokonanym - one głodne i one by coś zjadły.
Zjadły i nawet talerzy po sobie nie zmyły.
Od dwóch lat mściwie, bardzo misternie i starannie tkają swoje intrygi
szeroko rozsiewając je po internecie, wkręcając i wmanipulowując w nie mniej
lub bardziej rozgarniętych ludzi, żerują na ludzkich uczuciach próbując się
wybielić ze świństwa, które zrobiły Gospodyni, która ich wspaniałomyślnie
ugościła pod swoim dachem i na swoim gospodarstwie, mimo iż ich nie znała i
na dobrą sprawę nie miała żadnego powodu by iść tym kobietom (lesbijkom
dokładniej) na rękę i umożliwiać darmowe wakacje na swoim rancho.
Przyjechały, skorzystały, wyjechały i nakablowały robiąc z igły widły na całą
Polskę i Europę, szkalując dobre imię Gospodyni, która w dobrej wierze je u
siebie ugościła, chociaż nie bardzo czas i możliwości ku temu miała.
Dostały więcej, niż miały obiecane. Miały spać na łące w swoim namiocie.
Dostały co prawda nie przygotowany dla gości pokój (bo nie miał go nikt
zajmować) ale same sobie go wybrały dobrowolnie. Pokój z łazienką.
Wiedziały o niekończącym się z braku funduszy remoncie, o tym że Gospodyni
nie ma pokoi do wynajęcia. Widziały ten pokój gdy przyjechały i zamieszkały w
nim nic w nim nie poprawiając nawet troszeczkę, za to później złośliwie
komentując stan tego pokoju na cały świat i w paru językach.
Miały swój namiot? Miały. Miały w nim nocować? Miały.
Zamiast tego wpakowały się do mojej sypialni zmuszając mnie do emigracji do
drugiego pokoju, w którym mam gabinet. Podzieliłam się z nimi przestrzenią
mojego niedoskonałego, ale DOMU. Moją PRYWATNĄ PRZESTRZENIĄ. A one teraz od
ponad roku czasu PUBLICZNIE wyszydzają mój PRYWATNY POKÓJ i DOM.
Wszczególają się z niezwykłą pieczołowitością w każdy najdrobniejszy
mankament pozując na urażone turystyki które słono zapłaciły za kurort, a
dostłały w zamian obskurną chatę. Ale te paniusie - nie zapłaciły NIC. Nie
zapłaciły ani złotówki. Skorzystały z gościnności Gospodyni na podstawie
grzeczności wyświadczonej im przez Gospodynię.
Poznały się wstępnie dzięki towarzysko-gościnnemu portalowi Couchsurfing, który oferuje na prawdę szeroką
gamę doznań podróżniczych, na których tle moje gospodarstwo ani dom z
pewnością nie są ani najgorszem slumsem ani piekłem. To po prostu taka
miejscówka :) Ludzie sypiają za pośrednictwem CS w takich miejscach jak
szopy, balkony, trawniki, korytarze, zakurzone na 5cm fabryki, plaże, tereny budów, niewykończone mieszkania. Nie płacą za nic, lub prawie nie płacą (niektórzy Gospodarze domagają się np. dołożenia do kosztów prądu lub oczekują wsadu spożywczego do lodówki ze strony gości i np. ugotowania potrawy przez gościa dla Gospodarza)
Podróżujący też niekiedy padają ofiarą molestowań ze strony gospodarzy.
Tutaj, tzn. na moim prywatnym rancho tym paniom się nie stała żadna krzywda.
Nie zostały ani pobite, ani zgwałcone, ani okradzione, ani zwymyślane.
Przyjęła je uprzejma, choć uboga i na dorobku Gospodyni. Podzieliła się tym
czym miała. Zmoczone głodomory przybyłe z Warszawy nakarmiła za darmo. Litując się nad ich godnym pożałowania stanem, gdyż ociekały wodą od stóp do głów wysiadłszy gdzieś hen daleko od wioski Indiank - pozwoliła im się wykąpać, wysuszyć w jej domu i zająć jej sypialnię.
Oddałam swój pokój z łazienką im za darmo. Całe gospodarstwo miały do swojej dyspozycji.
Gdy się okazało, że przyjechały na całe dwa tygodnie bez grosza licząc na to,
że będę je sponsorować żywnościowo przez ten cały okres = odmówiłam. Wyjaśniłam
grzecznie, że mnie na to nie stać.
że nie byłam wówczas na tę okoliczość przygotowana, gdyż nie planowały
przyjazdu do mnie jako pomoc czy wolontariuszki, nie uprzedziły o tym, lecz przybyły jako grzecznościowe letniczki które miały być samowystarczalne i same sobą się
zająć.
Mimo ich usilnych zapewnień przed ich przyjazdem, że one nie będą dla mnie
żadnym ciężarem - stały się niewyobrażalnym ciężarem :(
Siedzą na mnie jak ten upiorny dżin juz od dwóch ponad lat. Ciągle im mało.
Nasyłają na mnie różnych patałachów aby mi podkładali świnie, składali
donosy. Po prostu ich celem życia stało się zatruwanie mojego życia.
Ja to nękanie zgłosiłam na policji już rok temu. Niestety, policja się tym
nie chce zająć. Zostałam poinstruowana, że mam sprawę im zakładać na swój
koszt, a niestety nie stać mnie na to, więc nadal się nade mną pastwią.
Kiedyś mnie doprowadzą do takiego szału, że się krew poleje a ich lesbijskie
ścierwa wdepczę w ziemię.
Jest szczytem podłości i przewrotności co te dwa fałszywe dziwolągi potrafią
zrobić niewinnej, dobrej, zapracowanej dziewczynie, która sama, na własnych
barkach dźwiga ogromny ciężar prowadzenia niedofinansowanego,
niezmechanizowanego gospodarstwa.
Dziewczyna robi co może i robi więcej niż którakolwiek inna kobieta byłaby w
stanie na jej miejscu z siebie dać.
Mieszkam sama, a przez te dwa odmieńce panicznie się boję kogokolwiek
zaprosić do mego domu, by znów nie okazał sie podstawioną szują wyszukującą
haki na mnie w moim domu i gospodarstwie.
One piszą i kontaktują się z różnymi moimi znajomymi i nieznajomymi lub ledwo
znajomymi i podpuszczają ich, by wypisywali na mnie bzdury, składali donosy, albo by
szpiegowali mnie dla nich.
W zeszłym roku był chłopak który się ze mną skontaktował dwa lata wcześniej i miał
przyjechać na mą farmę by przez 3 miesiące trenować konie.
Skontaktowały się z nim wyszperawszy go na liście moich znajomych na znanym portalu społecznościowym. Zatruły go - jego umysł i serce. Podpuściły. Sprytnie zmanipulowały. Łepek przyjechał z odpowiednim nastawieniem. Szpiegował mnie dla nich i przez
Internet donosił na mnie do nich. Był tak bezczelny, że próbował donosić na
mnie z mojego własnego komputera z mojego własnego domu.
Uniemożliwiłam mu to. Wtedy wpadł we wściekłość. Doszło do słownego starcia.
Nie ugięłam się. On pomaszerował do Internet cafe we wsi i stamtąd nadawał na
mnie do nich, co one potem skwapliwie zamieściły na publicznej stronie.
Naprawdę, nie po to tego trenera zaprosiłam na swoje rancho, aby rył pode mną
i nie wywiązał się z danego słowa. Koni nie ujeździł. Ledwo jedną klacz
wstępnie. Pozostałe konie porzucił łamiąc słowo i wyjechał na Zachód tam
pracować za pieniądze, bo mu się akurat płatna fucha trafiła.
Zanim wyjechał zdążył zepsuć mi wszystkie kantary, zniszczyć piękny ogon i
grzywę mojej ukochanej klaczy Indianie (oberżnął nożem jak jakiś psychol)...
Mam dość takich ludzi. Mam dość kretynów, psychopatów, hien itp.
Nie chcę takich tutaj widzieć. Po co mi oni? Nie są mi do niczego potrzebni.
Zakłócają tylko mój spokój ducha i moje szczęście prywatne.
Generalnie postanowiłam, że nie będę już ponosić ryzyka i zapraszać do domu
nikogo nieznajomego z niejasnymi do końca intencjami.
Jestem normalną osobą i lubię ludzi, bardziej niż ci co na codzień klepią o
tym jak oni bardzo "lubią ludzi" robiąc im jednocześnie świństwa z tej lubości typu zamieszczanie nieautoryzowanych zdjęć w internecie lub w publicznej galerii lub sugerowanie, że osoba jest niepoczytalna. Nie przeceniam towarzystwa ludzi, zwłaszcza tych nudnych, przeciętnych, przyziemnych i zawistnych.Tacy źle na mnie wpływają. Wolę ich omijać. Potrafię się doskonale obejść bez towarzystwa, potrafię się też doskonale znaleźć w każdym towarzystwie. Oba stany nie są mi obce. Mieszkałam kiedyś w dużym mieście i bywałam tzw. duszą towarzystwa, rozkręcałam dyskoteki i inne imprezy...
Jestem skłonna spędzić trochę czasu w towarzystwie osób inteligentnych,
ciekawych, z charakterem, posiadających własne zdanie na każdy temat, nie
cierpiących na syndrom owcy typu "jak oni atakują ją, to ja też się przyłączę
i będę wredny jak tylko potrafię".
Osoby chcące odwiedzić na mym rancho mnie, po to by spotkać mnie, zawsze będą
tu mile widziane.
Natomiast łowcy okazji typu "darmowy pobyt??? zajebiście. Jedziemy" -
niekoniecznie.
Standardu agroturystycznego tutaj nie mam i nie będę go mieć, bo nie mam za
co wyremontować domu, nie mam też na to czasu. Osoby żądne komfortu nie są tu
mile widziane, bo będą rozczarowane i będzie przyczynek do niesnasek.
Owszem, gospodarstwo posiadam piękne, natomiast dom jest rozgrzebany,
niewykończony i nie nadaje się na agroturystykę w stanie obecnym.
Obecnie też nie mam wody bieżącej...
Nie mam czasu się też nim lepiej zająć, bo pracuję większość dnia na dworze,
a po całym dniu pracy jestem tak padnięta, że marzę tylko o gorącej kąpieli
i łóżku.
Także osoby nietolerancyjne, niewyrozumiałe też nie są tutaj mile widziane.
Unia i Polska w tej chwili się roi od miliona zjadliwych, w większości zbędnych i utrudniających życie przepisach, nakazach, zakazach, restrykcjach.
Wszystkie one oczywiście mają sensownie lub w miarę sensownie brzmiące
przesłanki i uzasadnienia, ale w większości przypadków to tylko zasłona dymna
mająca na celu chronić i wspierać interesy lobbystów. Stąd np. zakaz uboju
zwierzyny gospodarskiej na gospodarstwie.Przemysł rzeźniczy dzięki temu
zyskał miliardowe dochody. Teraz każdy rolnik zamiast tak jak dawniej ubić
zwierza wprost na gospodarstwie i zaoszczędzić tym samym kosztów transportu i
uboju w rzeźni - musi ze stratą dla siebie oddać zwierzę t
do rzeźni i traci na tym kilkakrotnie, bo rzeźnie skupując tzw. źywiec zaniżają jego cenę z wielką stratą dla rolnika. W efekcie rolnik jest w tym łańcuchu narzuconych mu
zależności Murzynem, który odwala czarną robotę, ponosi ryzyko hodowli,
ponosi koszty, czeka dłuuugo aż się mu poczyniona inwestycja zwróci i na sam
koniec najmniej na tej sztuce bydła zarabia, bo przymuszony odgórnymi
przepisami oddaje ją za pół darmo do rzeźni, która za swoją usługę słono
liczy, dolicza wysoką marżę do ceny zakupionego od rolnika żywca. Na mięsie
rolnika zarabia najlepiej: rzeźnia, weterynarz co robi temu mięsu przymusowe
badania w tym na BSE które w Polsce nie występuje i praktycznie nigdy nie
było tej epidemii w naszym kraju, a badanie kosztuje 300zł od sztuki bydła,
czyli czysty zysk weterynarza i laboratorium badającego czy udającego że bada
to mięso. Laboratoria i weterynarze doskonale wiedzą, że BSE w Polsce nie
występje lecz występowało kiedyś w UK, ale badanie jest obowiązkowe i rolnik za darmo musi oddać cenny kawał mięsa jakim jest łeb krowy, w którym jadalne jest wszystko: jęzor, mózg itd., i co dawniej stanowiło popularne w barach PRLu przekąski, także na stołówkach szkolnych i uczelnianych można było zostać uraczonym krowim jęzorem w musztardzie - teraz tego nie ma. Zakazane. Na mięsie rolnika dobrze zarabia hurtownia, zarabia masarnia przemysłowa, zarabia sieć marketów, tylko rolnik nie zarabia. Jemu się ledwie zwraca poniesiony koszt robocizny i nakładów poniesiony celem odchowania takiego byczka plus minimalny zysk, którego wy byście nie chcieli mieć gdybyście mieli tak ciężko pracować w każdy dzień roku i ponosić tyle kosztów
i ryzyka hodowli co rolnik.
Jeśli chce ktoś się bawić w inspektora, szpiega, donosiciela - to bardzo
proszę nie u mnie. Jest mi wystarczająco ciężko, aby mnie jeszcze jakaś
łachudra miała dodatkowo dołować.
Piszę to, by uniknąć potencjalnych nieporozumień.
Co prawda nie planuję nielegalnego uboju na moim gospodarstwie, ale jeślibym
go kiedyś przeprowadziła, to jest to rzecz całkowicie normalna i zgodna z
naturą, a niekoniecznie zgodna z dyrektywami unijnymi które są dalekie od
normalnych i naturalnych. Ludzie od setek tysięcy lat ubijali zwierzynę
osobiście i była to rzecz normalna. To Unia robi z tego co normalne cyrk, a
podwaliną tego cyrku jest zabezpieczenie lobbystów czerpiących krociowe zyski
dzięki takim rozmaitym przepisom unijnym. Tak jak w przypadku wędlin polskich
i ich zakazu chodzi o to, by wyciąć z rynku dobry produkt i jego wytwórców. Produkt bez porównania lepszy niż te pseudo wędliny maczane w chemikaliach przez wielkie koncerny spożywcze, które działają legalnie i legalnie sprzedają zatrutą żywność która
was truje pomalutku przez lata wywołując rózne schorzenia do raka i bezpłodności włącznie.
Chcesz mnie odwiedzić by mnie poznać osobiście, osobiście porozmawiać? Mogę
się na to spotkanie zgodzić. Chcesz skorzystać z mojego gospodarstwa przy okazji? Może się na to zgodzę.
Ale pamiętaj, że NIE MASZ PRAWA TUTAJ NICZEGO KRYTYKOWAĆ, KWESTIONOWAĆ A TYM BARDZIEJ KABLOWAĆ.
Na moim gospodarstwie chcę widzieć życzliwych przyjaciół. Mogą oni mnieć
odmienne od mojego zdanie, ale muszą się zachowywać jak przyjaciele i pod
żadnym pozorem nie szkodzić mnie i mojemu gospodarstwu oraz zwierzętom.
Uszanujcie moją prywatność i moją prywatną przestrzeń, a zawsze będziecie mile widziani na moich włościach, a może i w domu :)
Pozdrawiam,
Indianka