poniedziałek, 30 września 2013

Podejmę dobrze płatną pracę za granicą.


Pora na radykalne ruchy. Nikt mi nie daje w Polsce szansy. Spierdalam stąd!

Podejmę dobrze płatną pracę za granicą.
tel. 607507811, oferty na: RanchoRomantica@vp.pl 

Umiejętności:
  • Doskonała znajomość języka angielskiego i polskiego
  • Biegła obsługa komputera i programów graficznych,
  • Doświadczenie w hodowli koni, krów, kóz, owiec, drobiu.
  • Umiejętność gotowania, pieczenia, wyrabiania serów, jogurtów.
  • Zdolności plastyczne, umiejętność szycia, fotografia artystyczna.
  • Obsługa wszystkich urządzeń biurowych (kopiarka, drukarka, skaner, kamera, mikrofon, aparaty cyfrowe)
  • prawo jazdy

Doświadczenie:
  • w projektowaniu, modelowaniu oraz szyciu kompletnych sztuk odzieży damskiej i męskiej
  • jako stewardesa na międzynarodowych statkach sejsmicznych (w tym praca w kuchni, w mesie, sprzątanie kabin oraz publicznych pomieszczeń statku, pranie, prasowanie)
  • w handlu w tym w sprzedaży bezpośredniej 
  • jako nauczycielka i lektor języka angielskiego w nauczaniu wszystkich poziomów języka angielskiego i wszystkich grup wiekowych od 7 roku życia do 69 roku życia.
  • jako protokolantka i sekretarka sądowa
  • jako asystentka prezesa w firmie crewingowej przy rekrutacji oficerów na statki zachodnie
  • jako samodzielny hodowca koni, kóz, krów, owiec, drobiu.
Przymioty osobiste:
Inteligentna, bystra, wszechstronna, kreatywna, zdolna, pracowita, staranna, dokładna, rzetelna, uczciwa, łatwo adaptowalna, szybkoucząca się. Naturalny talent do języków obcych. Umiłowanie przyrody ze szczególnym uwzględnieniem zwierząt gospodarskich.

Preferencje:
Mogę samodzielnie poprowadzić pensjonat dla ludzi i koni.
Mogę pracować na dowolnym gospodarstwie hodowlanym lub rolnym czy ogrodniczym.
Najchętniej zatrudniłabym się w ośrodku konnym z możliwością doskonalenia umiejętności jeździeckich i ujeżdżania koni oraz ich przyuczania do zaprzęgów.

Cele:
Spłata długów, remont kapitalny domu, stajni, doinwestowanie i pełne zagospodarowanie gospodarstwa.

Zainteresowania: 
Hodowla koni i wykorzystanie użytkowe koni, zdrowa żywność, zielarstwo, historia Polski i świata, animalistyka, życie w harmonii z naturą, dobra, polska tradycja w tym tradycje kulinarne.

Dom i stajnia do wynajęcia

Dom i stajnia na Mazurach Garbatych do wynajęcia na 2 - 3 lata w malowniczym rejonie Mazur Garbatych o ciekawej rzeźbie terenu, bogatej bioróżnorodności, doskonałych dzikich szlakach konnych, 3000zł miesięcznie netto (do negocjacji), tel. 607507811, oferty na: RanchoRomantica@vp.pl

niedziela, 29 września 2013

Urodziny Wiktora

Na piątek Indianka przygotowała dla Wici tort. Robiła go w nocy do 2.oo czy 3.oo. Tort się udał. Gotowy postawiła na stole. Wbiła świeczki i poszła spać.

Rano Wicia wstał i miał miłą niespodziankę. Widział tort, ale poszedł na spacer. Wybrał się do Akademii Bosej Stopy, do której ostatecznie nie dotarł. Wychodząc na spacer – wpuścił niszczycielską kotkę do kuchni. Kicia Miriam dobrała się do torta.
Kotka Miriam pierwsza spróbowała torta :))).
Trzeba było tort obkrawać i na nowo ustawiać świeczki, które nie wszystkie dały się ustawić. Wieczorem, gdy wrócił Wiktor – Indianka odpaliła świeczki, a solenizant zdmuchnął. Odśpiewała mu “Happy birthday” i zjedli po kilka kawałków torta.

Próba ratowania torta wymagała ostrych cięć chirurgicznych :)
Indianka odpaliła torta. Wicia zdmuchnął wszystkie świeczki za jednym tchem :)
Przekrój torta.
Porcje torta.

Wiktor i kocięta :)
Wiktor i konie.

Wieczorem Wicia wyciągnął swoją grę planszową pt. “Rancho”. Zagrali. Indianka za pierwszym razem wygrała. Wygrała konia, krowę, owcę i królika :) Jednak realne doświadczenie się przydaje nawet w grach planszowych :) Zagrali w sumie 6 partii. Skończyło się na remisie 3:3. Indiankę gra wciągnęła :) Obudziła się w niej żyłka hazardzisty :D

Przy okazji Indianka dowiedziała się o istnieniu zabawnej gry pt. “Kolejka” :D gdzie wylosowanie żetonu pt. “Pan tu nie stał” powoduje bolesną utratę miejsca w kolejce :D. Gra wydana przez IPN. Nawiązuje do starych, socjalistycznych czasów w Polsce, gdzie w kolejkach przed sklepami rozmaitymi toczyła się zawzięta walka o dobra wszelakie.
Następnego dnia Wicia udał się z kociętami, które na nim zamieszkały, na łąkę by pokazać koniom maluchy.

Jutro niestety już wyjeżdża, by w Warszawie odwiedzić gurudwarę.
Wicia podarował dla indiańskiej ekowioski piękny monitor :)
Przyda się, bo Indianka miewa tu gości, którzy chcieliby korzystać z komputera, a Indianka indiańskiego nie chce użyczać, bo to jej osobisty komputer. Indianka ma dodatkowo dwa zepsute, które da się naprawić – kwestia wymiany niektórych części i wtedy ten monitorek by się bardzo przydał do jednego z nich. W jednym z komputerów wysiadł wentylator, a w drugim nie pamięta już co. Może procesor?

Wiktor to informatyk. Indianka to rolnik. Podczas pobytu Wici – Indianka pozwoliła gościowi pobawić się jej taczką. W zamian Wicia dał do zabawy Indiance swój tablet. Indiance spodobał się tablet :) Fajna zabawka :) Indianka lubi zaawansowane technologie tak samo bardzo jak naturę :) Wiciowi taczka i zabawa z nią też się spodobała :)

Zażył nieco ruchu i ćwiczeń okołotaczkowych. Po wysiłku spał jak kamień :)

czwartek, 26 września 2013

Przybył Wiktor

Wczoraj Wicia przybył z odległego Wrocławia – ex wolontariusz Indianki, który tutaj stacjonował przez 3 miesiące 3 lata temu. Tym razem zjawił się jako gość / CouchSurfer :) Ma parę dni wolnego i wyrwał się na Mazury. Ze wsi podwiozły go najlepsze sąsiadki Indianki. Indianka dziękuję za pozdrowienia i także pozdrawia Anię i Helenę :)

Powitanie Wici :) Nawet koniki go przywitały przyjaźnie :)
Wczoraj Indianka ugotowała Wici spaghetti z grzybami shitake własnej hodowli, liśćmi selera z własnej uprawy doniczkowej oraz z sosem pomidorowym. Potrawa smakowała gościowi, zwłaszcza grzyby shitake.

Grzyby shitake i liście selera. Składniki wczorajszej potrawy powitalnej :)
Dziś CouchSurfer odbył warsztaty permakulturalne ;))). Podziałał w stajni, gdzie szykuje miejsce na opał. Wywiózł trochę obornika i rozścielił go za domem, gdzie na wiosnę Indianka założy przydomowy warzywnik, aby koty mogły mordować gryzonie do woli. Gryzonie zżerające warzywa :)

Na śniadanie były wypasione naleśniki z dżemem, a na obiad gęsta i pożywna zupa jarzynowa z marchwią, selerem, ziemniaczkami i przyprawami oraz dodatkiem mleka koziego na zasmażce.

Kozie mleko. Samo zdrowie! Każdy chłop ci to powie :)))
W międzyczasie pomiędzy szykowaniem posiłków Indianka jeszcze dała radę wydoić kozy oraz rozbudować pastuch nowego wybiegu dla koni, niestety zabrakło czasu na jego dokończenie i włączenie. Ale jutro już będzie włączony.

Na kolację Indianka upiekła wielkie ciasto urodzinowe dla Wici oraz zrobiła budyń. Wicia jednak dzisiaj wcześniej padł zażywszy ruchu oraz świeżego powietrza i śpi jak kamień nie reagując na wezwania do pożarcia budyniu :)
Wielkie ciasto drożdżowe jeszcze stygnie i dochodzi do pełnej dojrzałości. Dzisiaj wieczorem lub jutro rano będzie dmuchał świeczki na swym torcie :)

Natomiast jutro Wicia się wybiera odwiedzić ludzi bez butów ;)))

wtorek, 24 września 2013

Nowa kwatera

Indianka dzisiaj pracuje nad nową kwaterą. Już rozstawiła słupki, rozciągnęła sznurki i taśmy, na drewnianych słupkach rozciągnęła po dwa druty, także na plastikowych słupkach jeden drut. Trzeba jeszcze kawał drutu dosztukować i wtedy będzie można puścić mocny prąd i konie zaprosić na nową kwaterę. Tutaj jeszcze dużo gęstej i wysokiej trawy do wyskubania. Koniki się ucieszą :)


Dakota na pierwszym planie. 
Z tyłu nowo rozstawiony wybieg dla koni.
Niebawem tam zostaną wpuszczone.
Indianie i Dakocie masaż szczotą sprawił wielką przyjemność.
Pozostałe panienki jeszcze nie zaznały szczoty, bo się rozpadało i Indianka ewakuowała się z łąki.

Indiana i jej źrebię. Delikatnie przepłukane deszczykiem :)
Uodparniają się na zmienne warunki atmosferyczne i jednocześnie piorą swe futerka :)
Konie oczywiście zostają na łące, choć mają zadaszoną wiatę. Ich wybór. Trawa najbardziej im smakuje właśnie w deszczu, a same zmienne warunki atmosferyczne wspomagają ich odporność. Dzięki temu nie są nadmiernie wydelikacone, jak te konie ze szkółek jeździeckich, a zwłaszcza konie hodowane do sportu, z którymi się obchodzą jak z jajkiem, a nie jak z silnym, dynamicznym zwierzęciem, które potrzebuje kontaktu z naturą, aby się prawidłowo rozwijać i po prostu być szczęśliwą istotą, gdyż wszystkie ssaki na ziemi kochają Słońce, ruch, świeże powietrze i tylko w takich naturalnych warunkach jest im najlepiej.

Gruby, chrupki naleśnik na kozim mleku.
Naleśnik posmarowany dżemem śliwkowym z dodatkiem czarnego bzu. Pycha! :)

Rano na śniadanie Indianka przyrządziła sobie naleśniki z dżemem.
Tym razem dżem na gorąco. Zainspirował ją jeden z Anglików, który był tutaj rok temu. On lubił naleśniki z dżemem na gorąco :) Dobry pomysł.

Aby sobie zaoszczędzić mycia dwóch patelń po przygotowaniu śniadania, Indianka nałożyła warstwę dżemu na smażący się naleśnik i dzięki temu sam dżem również się podgrzał. Naleśnik z tak przygotowanym dżemem był wyjątkowo smaczny.

Indianka narwała trawy dla królików i pokrzyw dla drobiu, ale rozpadało się rzęsiście, więc schroniła się do domu. Do ukończenia nowej kwatery dla koni niewiele brakuje. Dosyć długi kawałek drutu co prawda, ale Indianka zdejmie go z innego odcinka, gdzie nie będzie potrzebny. Może starczy na ten nowy odcinek tego wielkiego wybiegu, który jest już prawie gotowy do użytku.

Gdy przestanie tak rzęsiście lać, Indianka pójdzie po swoje grzybki shitake, które wyhodowała. Będzie królewski obiad na grzybach, jajach, z młodymi ziemniaczkami i z natką pietruszki oraz gęstą kozią śmietaną.


Grzyby shitake. Nie tylko smakują, ale i leczą.
Kury o dziwo dzisiaj dały 5 jaj. Trzeba je intensywniej karmić, powinny się rozjajić. Tymczasem zboże się skończyło i trzeba kupić nowe kurom.

Kociaki rozwijają się prawidłowo. Bawią się i szaleją na całego, a ich ulubionym miejscem zabaw jest gabinet Indianki :)

Kicia monitorowa oczywiście spoczywa na monitorze :D

niedziela, 22 września 2013

Niedzielna strawa

Kozi budyń czyli budyń na kozim mleku od tych tam kóz w tle :)))
Dziś na śniadanie: jajecznica ze szczypiorkiem i chlebem.
(jajka od własnych kur, szczypiorek swój, chleb swojski w domu pieczony). 
Na lunch: spaghetti z grzybami i sosem pomidorowym.
Na obiad: naleśniki z dżemem.
(naleśniki na kozim mleku, dżem własnego wyrobu)
Na kolację: budyń kakaowy na kozim mleku.

Indianka marzy o tym, by kiedyś mieć wszystkie składniki spożywcze ze swojego gospodarstwa. Póki co nadal musi sporo kupować np. mąkę, cukier, a nawet mięso, bo jeszcze swojego nie ma. Byłoby, gdyby nie lisiura. No, ale zamówiła cielęcinę i wieprzowinę oraz jagnięcinę od innych chłopów. Oczywiście bez kosztownych pośredników i absurdalnych, całkowicie zbędnych badań. W końcu mięso od gospodarza polskiego to najzdrowsza żywność testowana na samych gospodarzach i ich rodzinach, a nie śmiercionośna broń biologiczna jak próbują to wmawiać urzędnicy, którzy pragną nadać sens istnieniu szeregu zbędnych instytucji.

My chłopi nie potrzebujemy tych instytucji aby jeść. Tak jak nie potrzebowali tych instytucji nasi przodkowie. 

Każdy ma prawo jeść to co chce jeść i żadne państwo, żaden totalitarny system wybujałej kontroli i nadzoru nie ma prawa się do tego mieszać. Każdy jest dorosły i je to co chce i co lubi jeść, ze źródeł, które mu odpowiadają.

Klaczka Dankana zmienia sierść z gniadej na ciemnogniadą lub skarogniadą.

Dankana ur. 25 MARCA 2013


Gdy nie padało – Indianka poszła ustawiać nowy sektor wypasu dla koni.
Rozstawiła tyczki do pastucha elektrycznego i rozciągnęła sznurki elektryczne oraz taśmy zagarniając spory kawał łąki. Jutro tam dołoży drut i puści mega mocny prąd, aby konie utrzymać w ryzach.

Póki co, ślicznotki pasą się grzecznie razem na wschodnim stoku. Zgodnie z owieczkami i kozami.

W kreatywnym umyśle Indianki zakiełkowały dziś nowe pomysły. Musi je przemyśleć. Przeanalizować różne swoje spostrzeżenia i doświadczenia i wybrać opcję najbardziej optymalną, a zarazem ekscytującą dla Indianki.

Ślicznotki grzecznie się pasą na swoim padoku.
Wczoraj był znajomy kosiarza i pomógł ciąć drzewo. Indianka nie wierzyła, że przyjedzie, ale jednak przyjechał. Widać kosiarz ma jednak sumienie i próbuje naprawić to, co zepsuł. Chwała mu za to, że się stara.

Kocięta rosną i rozrabiają w gabinecie Indianki. Kicia monitorowa śpi na monitorze. Głowa zwisa jej na ekran tworząc swoistą ozdobę :)))
.
http://youtu.be/DVg2EJvvlF8

środa, 18 września 2013

WNIOSEK O zrobienie porządku z plagą lisów w Gminie Kowale Oleckie


Zgodnie z zasadą swoich dobrych znajomych “Jedno pismo dziennie” – Indianka na gorąco napisała pismo do UG – spowodowane kolejnym atakiem lisów na jej inwentarz:

Wczoraj znów kolejny lis dostał się do moich budynków gospodarczych i wyniósł dwa cenne króliki belgijskie wartości 150zł jedna sztuka, w tym zakoconą samicę. Ponadto w biały dzień porwał z podwórka ostatniego ocalałego gąsiora
:(((.
W związku z tym domagam się przedsięwzięcia przez Urząd Gminy odpowiednich kroków mających na celu zredukowanie nadmiernej populacji drapieżników w naszej Gminie.

Chodzi oczywiście o lisy. Ponadto pragnę wskazać, że od lat gnieżdżące się pod moim gospodarstwem dziki plądrują moje pola niszcząc uprawy i uniemożliwiając koszenie trawy na siano. W zeszłym roku na jesieni dziki rozlegle poryły moje pola, zniszczyły świeżo kupione sadzonki drzew oraz truskawek. Wykopały i zjadły posadzony przeze mnie topinambur. Fakt ten zgłosiłam w Kole Łowieckim, ale Koło nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności za szkody poczynione przez dziki na moich ziemiach.
Tegoroczny bardzo wysoki koszt koszenia wynikał głównie z faktu, że pole po zryciu przez dziki jest w wielu miejscach bardzo nierówne i kosiarka musiała bardzo wolno jechać, by wykosić tutaj trawę, jednocześnie nie rozwalając sobie bębnów i nie łamiąc wszystkich żyletek.

Życzyłabym sobie, aby dziki gnieżdżące się pod moim gospodarstwem zostały raz na zawsze stąd usunięte. Nie zgadzam się na to, by Koło Łowieckie moim kosztem hodowało pod moim bokiem szkodniki moich upraw (o ile mi wiadomo celowo zostawiana jest samica na coroczny rozród) – jednocześnie migając się od wypłaty jakichkolwiek odszkodowań za szkody, które regularnie te dziki generują od wielu lat.

Charakter, wielkość i finanse mojego gospodarstwa uniemożliwiają jego szczelne ogrodzenie na mój koszt i Ja nie odpowiadam za szkody poczynione przez dzikie zwierzęta na mojej ziemi i wśród mojego inwentarza czego zdaje się nie chce przyjąć do wiadomości lokalne Koło Łowieckie.
W związku z powyższym – proszę o interwencję w tych sprawach.

Mobilizacja

Druga herbata zrobiona. Indianka namoczyła we wrzątku naczynia do wyparzenia. Gdy woda przestygnie – wyszoruje je, wypłucze i odstawi na suszarkę. Już jest ich mniej, ale nadal dużo. Uzbierało się tego i owego.

Trzeba będzie w najbliższym czasie zastosować wszystkie metody Indianki. Dzień musi być maksymalnie zorganizowany i wykorzystany, lecz należy odstawić motykę w kąt (tę z którą Indianka zwykle rzuca się na Słońce) i wybrać warianty działania bardziej umiarkowane. Wszak Indianka zaiwania na swym rancho 10 lat bez wytchnienia, więc jest zmęczona, przepracowana, jej odporność i wydajność spadła.

Dziś wciela w życie dwa warianty. Metodę Mimochodem – to w odniesieniu do sprzątania domu oraz Metodę Systematyczność – to w odniesieniu do papierów. Nie można zapomnieć broń Boże o zwierzętach. Więc jeszcze trzeci wariant: Metoda Minimum. Zwierzęta muszą być napojone i nakarmione, a ściółka wymieniona w razie potrzeby lub dościelona czystym, suchym sianem.

Metoda Mimochodem – w odniesieniu do sprzątania domu – polega na okazyjnym sprzątaniu – w miarę jak Indianka się przemieszcza po domu

tu i tam – przy okazji zbiera śmieci i rupiecie do wywalenia, przenosi naczynia i słoiki i wstawia do miski do mycia itp. W ten sposób dziurawe kalosze wylądowały w worze na śmieci.

W użyciu jest też metoda Unikanie Pustych Przelotów. Gdy na przykład idzie do kurnika rzucić kurom potłuczone skorupki jaj – to wracając zabiera coś zbędnego tam.

Indianka zna wszystkie swe metody i potrafi je bezwiednie stosować. To tak, jak jazda na rowerze. Nie myślisz o tym co robisz – po prostu pedałujesz i sterujesz kierownicą, by dojechać tam gdzie chcesz dojechać. Indianka chce dojechać do uporządkowania wszystkich swoich papierowych spraw, a także do uporządkowania domu. Włączył jej się tryb “porządkowanie”. Indianka gdy się w jakiejś czynności zapamięta potrafi być niemiłosierna. Będzie tak długo drążyć – aż dopnie swego celu.

Indianka kończy drugą herbatę. Trzeba kalosze wysuszyć w środku, założyć skarpety i wyjść po kozy do dojenia. Zanim po nie pójdzie – jeszcze wiadro do mleka domyć.

Jajecznica

No, nareszcie na śniadanie świeży chleb i gorąca jajecznica z 4 jaj.

Chleb na kozim mleku. Ponad pół litra mleka koziego. Mąka pszenna. Kilogram. Łyżka cukru. Szczypta soli. Drożdże. Tym razem chleb był robiony ręcznie. Piekarnik nie działa prawidłowo – dobrze, że chociaż piecze przyzwoicie. Ciasto Indianka zrobiła w małym wiaderku. Łopatką wymieszała składniki. Pozwoliła by ciasto podrosło. Następnym razem jednak trzeba będzie wsadzić łapę w to ciasto i ręcznie wymięsić, aby mąka się dokładnie zmieszała z mlekiem i drożdżami. Jak na pierwszy raz ręcznej roboty – chlebek i tak wyszedł bardzo dobrze.

Konie pracowicie skubią trawę na padoku pod domem. Drób i króliki już nakarmione. Zaraz trzeba wydoić kozy i dać jeść psu i pić mleka kotu.

A potem zajrzeć do papierów. Tym razem dzień w dzień systematycznie Indianka będzie przerabiać papiery. Papier po papierku.

Smaczna jajecznica była. Jeszcze by się przydało kanapkę z dżemem zjeść, ale to może potem. Póki co wystarczy. Jeszcze tylko jeden kubek herbaty Indianka ma chęć wypić i do dzieła!

Ogarnianie biurokracji

Znajomi mają taką metodę, że dziennie produkują jedno pismo.

Indianka zbiera sobie pisma (same się zbierają) do ogarnięcia, a potem je hurtem przerabia. Ten hurt jest morderczy. Masa danych do przetworzenia w krótkim terminie. Męczące. Rozsądniej byłoby sobie rozłożyć te rzeczy w terminie, ale... praca na gospodarstwie nie pozwala.

Jest jeszcze czynnik przestawiania się. Gdy Indianka jest w ciągłej pracy fizycznej, niełatwo nagle przestawić się na pracę umysłową. Wymaga to czasu – wciągnięcia się i przede wszystkim przełamania. Generalnie gdy pracuje fizycznie na dworze – to nie ma ochoty rzucać tego by siadać do napisania choćby jednego pisma. Więc uzbierała się piramida spraw do ogarnięcia. Teraz trzeba ją przerobić papier po papierku.

Jedno pismo stworzone i nadane. Skromnie. Tylko jedno. Ale późno dziś zaczęła pisać. Jutro zacznie wcześniej. Dużo wcześniej. Rano nakarmi drób i króliki, napoi wpierw. Królikom przyniesie świeżą ściółkę. Wydoi kozy. Wstawi mleko na ser. Może zrobi nowy jogurt. Tylko to wszystko zajmuje czas. Trzeba też pastuch rozbudować i dokończyć. Jak nie będzie lało, to dokończy pastuch. I tak nie da rady siedzieć przed komputerem cały dzień. Musi mieć przerwę na spacer po świeżym powietrzu, to akurat w sam raz ogrodzenie dokończy robić.

Z dwóch stron już prąd tak porządnie wali, że nawet kozy i owce dystansu do ogrodzenia nabrały. Konie tutaj podchodzą z wielkim respektem do tego odcinka czy właściwie dwóch odcinków. Ale na południu trzeba podłączyć jeszcze prąd i rozciągnąć dodatkowy drut, aby konie przepadkiem przez rzeczkę nie przeskoczyły na drugą stronę.

Gary namoczone, Wyparzone. Chleb ręcznie zrobiony i do pieczenia wstawiony. Przydałoby się jeszcze coś zjeść na podkurek ;)

Naleśników i placków ma chwilowo dosyć. Może ziemniaki z jajecznicą?

Jaj mało, ale na jajecznicę starczy. Tylko ziemniaków się nie chce obierać...

Indianka też ma ochotę na budyń na kozim mleku. Już się do niego przymierza od kilku dni, ale garnek do mleka przypalił się mocno i nie można w nim mleka gotować dopóki nie odejdzie ta spalenizna, a odejść ona nie chce :) Przywarła mocno do dna i trzyma się. Już kilka razy drapana i moczona – dalej się trzyma, choć już dużo jej mniej. Może jakiś zapasowy garnek Indianka znajdzie? Taki czyściutki, gładziutki, nie przypalony?

Dzisiaj niesamowicie lało. Wręcz chlustało. Ziemia mokra. Błoto potężne. Do stajni ni koziarni suchą stopą się nie wejdzie. W dodatku kalosze mokre. W środku. Nie chcą schnąć. Druga para dziurawa – do wywalenia. Brak odpowiedniego obuwia zniechęcił dziś Indiankę od dłuższych spacerów. Przeszła się po łące pogłaskać swoje konie i zawołała kozy do dojenia. Poza tym ewakuowała króliki z króliczarni, bo znów lis porwał ostatniego gąsiora i wyciągnął z króliczarni dwa króliki.

Kolejne straty. Nic małego tutaj nie da się hodować. Tylko kozy, owce, konie, krowy. Drób to tylko w zamknięciu. Szczelnym zamknięciu. Drób po tych lisich atakach przestał się nieść i ledwo parę jaj dziennie daje.

A karmić ptaki trzeba. Pszenica szybko topnieje w pojemniku. Indianka drobiowi też kosi trawę. Zwłaszcza indyki chętnie skubią pokrzywę. Kury też grzebią. Ale nie można wypuścić kur na dwór, bo się rozlezą, a lisy je wyłapią. Chyba jakaś plaga lisów jest. Namnożyło się ich od groma i ciut ciut. Nauczyły się żywić na siedlisku Indianki i przychodzą tu wciąż po nowe ofiary. Gąsiorek przeżył tu 3 lata. Przeżył też masakrę drobiu. Dzisiejszego dnia już nie przeżył. Lisisko go dorwało. W króliczarni natomiast lis przegryzł drzwi do jednego z boksów i wyciągnął z niego dwa króliki w tym zakoconą samicę :(

Nie da się tutaj nic małego hodować. Tylko kozy, owce, konie, krowy.

Kozy i owce też nie są tutaj bezpieczne z uwagi na psy sąsiadów. Nawet największe zwierzęta są zagrożone przez hordy wałęsających się psów i wilków. No, ale ataki psów czy wilków są raczej sporadyczne, a ataki lisów na drób są codziennością. Uciążliwą i przykrą codziennością. Indianka jest bezsilna. Jakby nie pilnowała drobiu – zawsze coś musiało zginąć, a teraz ostatnio ta masowa zagłada drobiu. Szok. I jeszcze ten cudownie ocalały gąsiorek poległ. Lisy zrobiły się bezczelne. Przychodzą na siedlisko Indianki jak na stołówkę. W biały dzień. Wyciągają drób niemal na oczach. Cicho i podstępnie.

wtorek, 17 września 2013

Piramida papierów

Przez najbliższy miesiąc Indianka będzie ryć zawzięcie w papierach.

Ma do ogarnięcia kilkanaście zaległych tematów. Jest jej to bardzo nie na rękę – zajmować się biurokracją zamiast gospodarstwem – ale nie ma wyjścia. Sterta wkurwiających papierów urosła w wielką piramidę, która zakłóca Indiance spokojny sen. Cała jej uwaga musi się skoncentrować na tych papierach teraz. Musi przerobić papier po papierze. Urzędy i instytucje mają mnóstwo czasu, aby naprodukować wnerwiające pisma. Nudzą się, bo nie mają prawdziwej pracy do wykonania. Więc wymyślają, jak zapracowanemu hodowcy utrudnić życie. Bo tępakom się wydaje, że rolnikom tak łatwo i lekko się żyje na roli, to trzeba im podokuczać. Powkurwiać tu i tam. Gdyby Indianka nie miała gospodarstwa na głowie i licznych tutaj obowiązków – już dawno by im pokazała gdzie raki zimują. Niestety – dziewczyna zapracowana jest. A cwany czerwony beton tylko na to czeka. By wykorzystać fakt, iż rolnik nie ma czasu się zajmować ich pierdołami.

Od dziś Indianka tylko będzie poić i karmić zwierzynę, doić kozy rano – a następnie cały dzień ryć w papierach i odgryzać się tym wszystkim psom, które ją szarpią i działają na jej szkodę.

W czasach miejskich była intelektualnie bardzo sprawna i dawała sobie w try miga radę z rozmaitymi, nawet skomplikowanymi sprawami.

Na Mazurach jej koncentrację umysłową osłabia fizyczne przepracowanie i przygnębienie spowodowane nawarstwiającymi się problemami. Ale pora ogarnąć się i przekopać tę biurokrację. W końcu wiele z tych papierów piszą osoby głupsze i słabiej wykształcone niż Indianka. Da sobie z nimi radę. Z tym, że chyba będzie musiała domowe biuro prawne otworzyć, aby się z tymi wszystkimi urzędasami uporać.

Trzeba to w końcu zrobić, bo te zakute łby żerują na tym, że Indianka jest przepracowana, przemęczona i nie ma czasu się ich kruczkami prawnymi się zajmować.

poniedziałek, 16 września 2013

Rozkojarzona

Rodzinnie ;)))

Indianuś ogarnij się! Kozy wydoić i wymarsz na pastwisko!

Okay. Kozy wydojone Mleko przez sito przepuszczone.
Pora na łąkę iść ogrodzenie przerobić koniom.

Najpierw śniadanie. Pieczone młode ziemniaczki, posypane solą, curry i parmezanem oraz świeżo urwanym szczypiorkiem z parapetu. Bardzo smaczne w takim doprawieniu. Ziemniaczki można uszlachetniać przyprawami i tworzyć z nich ciekawe, proste i smaczne potrawy.

Okay. Ogrodzenie przenośne: przerobione. Poprawione.
Jeszcze trzeba dokończyć. Póki co bez zabezpieczyć przed kozami. Szkoda, by objadły korę, bo ładnie wyrósł tam gdzie go Indianka posadziła.

Kurna chata - deszcz pada :)))
Nic to. Płaszcz przeciwdeszczowy i gumowe buty na nogi.

Spacer na łąkę z przyborami w koszu.
Czarny bez ślicznie, starannie owinięty. Już kozy nie ruszą.

3 spróchniałe kłody z pastwiska taczką stalową zwiezione, coby koniom nogi się nie połamały się na nich. Pora wkręcić brakujący izolatorek, dosztukować drut i puścić prąd, a następnie zniecierpliwioną, wywrotową Dakotę.

Przerwa na lunch. Naleśniki pszenno-owsiane na kozim mleku i na drożdżach. Pulchne.
Placek rośnie duży i gruby.

Kicia monitorowa na monitorze. Jak zwykle buja monitorem!
W końcu go urwie z podstawy. Przecie to nie huśtawka.

Kozy bujają taczką.
Kicia buja monitorem.
Dakota buja drzwiami - próbuje wyważyć.

Placek pszenno-owsiany (z dodatkiem płatków owsianych na kozim mleku) wyszedł pulchny i chrupki. Smaczny. Jadalny :D

Jeszcze łyk herbaty. Czajnik się wolno grzeje na gazie. Trzeba kupić nowy elektryczny. Ten stary cieknie i robi zwarcie.

Herbata zrobiona.
Jeszcze jeden placek, bo Indianka nabrała apetytu po tym pierwszym.

Konie, kozy i owce zgodnie pasą się na jednej łące. Najwyraźniej lubią swoje wzajemne towarzystwo. Miejsca i trawy na gospodarstwie jest mnóstwo dla 10 razy tyle zwierzyny, ale wszystkie pasą się w jednym miejscu – na północno wschodnim stoku. Bez problemu mogłyby się rozejść na inne pastwiska – przynajmniej kozy i owce, ale wolą paść się nieopodal koni – na ich padoku. Konie ładnie wygoliły trawę. Owce i kozy poprawiają.

Indianka wczoraj zaczęła koniom ustawiać nową kwaterę.

Póki kwatera nie jest rozstawiona i podłączona do prądu – konie pasą się na tym północno-wschodnim stoku. Tam jeszcze sporo jest do wyjedzenia. Gdy tam skończą wygryzać – akurat nowy wybieg powinien być dla nich gotowy.

Koszona niedziela

Niedziela minęła szybko. Rano Indianka wydoiła kozy, napoiła i nakarmiła drób i króliki. Nakarmiła psa i kota. Na śniadanie zrobiła sobie naleśniki pszenno-owsiane. Potem kosiła trawę do ostatniej kropli paliwa w zbiorniku. Tym razem kosiła zieloną trawę krótką przy pomocy żyłki. Dużo dokładniej wycina ona trawę niż śmigło. Śmigło jest stosowniejsze do grubych chaszczy.

Nakosiła kilka taczek trawy. Taczkę trawy rozdzieliła pomiędzy drób i króliki. Resztę wsypała do stajni – do wyschnięcia na zimę. Część nakoszonej trawy jeszcze leży na łące. W poniedziałek ją wygrabi i zbierze oraz wykosi kolejne pasmo trawy.

Zapamiętała się w tym koszeniu. Wykaszarka bez osłony – Indianka tak woli. Trawa się tak mocno nie kręci i nie zapycha wykaszarki gdy nie ma osłony. Z drugiej strony trawa pryska na wszystkie strony, w tym sok z trawy prosto w twarz i ciało Indianki ;))) Dobrze, że to nie barszcz sosnowskiego :D

Indianka z placu boju wróciła cała pokryta warstwą drobinek trawy. Ale nic to. Ważne, że dzieło dokonane ;)))

Po obiedzie poszła złapać uciekinierki. Nie chciały przyjść. Wołała na daremno i na daremno kusiła. W końcu poszła z linką by złapać Indianę.

Założyła jej linkę, ale wtedy cwana Indiana wyrwała jej się i pogalopowała daleko w puste pole. Indianka pomaszerowała za nią.

Gdy zbliżyła się do Indiany - pokazała klaczy ręką siedlisko i rzekła głośno i dobitnie: “Taamm!” – sugestywnie wskazując ręką w kierunku siedliska. Indiana zrobiła przekornie kilka kółek, ale w końcu mądra klacz poprowadziła stadko koni na siedlisko. Widać uważa prowadzanie jej na lince za uwłaczające i woli sama iść na czele stadka - bez ośmieszającej ją linki. Linkę zgubiła po drodze, gdy galopowała po polu.

Indianka zaszła za końmi na siedlisko i gdy weszły do stajni zamknęła je w niej. Przyniosła im do żłobu ziarno. Wróciła na pole i znalazła linkę idąc po tropach swoich koni. To cenna, droga linka. Indianka ją zrobiła. Jest mocna i wygodna. Z porządnym, masywnym zaczepem i kołowrotkiem. Szkoda byłoby ją stracić. Przydaje się na co dzień do wiązania kozy do dojenia i prowadzania Indiany do stajni.

Wieczorem mądry gąsiorek dał się wpędzić na ganek gdzie śpi z suką. Tu bezpiecznie. Nic go nie ruszy. Ptak rozumie, że na dworze nocą nie jest bezpiecznie. I za dnia na siebie bardzo uważa. Przesiaduje całymi dniami pod domem - nie oddala się. Po ataku lisa i rzezi niewiniątek w kurniku – gąsiorek jest bardzo czujny i ostrożny. Wieczorem chętnie wchodzi na ganek do suki. Suczka Saba i gąsiorek śpią zgodnie razem na ganku.

niedziela, 15 września 2013

Zagłodź bestię!

Nie wierzysz, że możesz w swym kraju coś zmienić na lepsze? że masz jakikolwiek wpływ na swoje życie i funkcjonowanie swojego kraju? Otóż możesz zrobić wiele - dla siebie i dla uzdrowienia swojego kraju z toczących go patologii społecznych i finansowych. Zbuntuj się! Przestań być bezwolną marionetka w kajdanach chorego systemu pełnego patologii Państwa. Zrób chociaż tyle:

:

"Zagłodź bestię – stań się sam syty i wolny. Porady.

Zachowaj spokój i zagłodź bestię…

Zacznę brutalnie: Jesteśmy NIEWOLNIKAMI -większość z nas jest w niewoli.

Dowód?

No to nie pracujmy i pojedzmy na ryby na dwa tygodnie a potem do rodziny na drugi koniec kraju – rowerem – na miesiąc. Nie do wyobrażenia sobie, bo przecież praca: trzeba płacić rachunki i raty. A przecież nie zawsze tak było. W Średniowiecznej Anglii średnio człowiek pracował 22 tygodnie na życie a resztę roku poświęcał na … ryby, polowania, wyprawy w odwiedziny do rodziny, oraz na…. prace społeczne. Tak. Katedrę Westminster wybudowano w 80% w „czynie społecznym” rzemieślników z całej okolicy.

Dziesięcina chłopów w czasach feudalizmu to były wakacje w porównaniu do naszych obecnych podatków (jawnych i ukrytych), które mogą sięgać nawet do 80% przychodów.

Czyli dzisiaj jesteśmy w niewoli życia na pewnym poziomie. Część chomąta sami sobie nakładamy, część nakłada na nas bestia i– ta wiecznie głodna naszych pieniędzy, naszego czasu, naszego życia. Często sami, często nie zdając sobie z tego sprawy, żywimy ja, dotuczamy, chlubimy.

Ale przecież można inaczej, można nie dać jej jeść, nie żywic fiskusa, nie karmić banku, nie dawać strawy wiecznie głodnemu molochowi Państwa. Poniżej trochę przemyśleń jak podejść do problemu. Jak ułatwić sobie życie, mieć więcej wolnego czasu, mieć zdrowie lepsze, spokojniejsze spanie, dłuższe wieczory z przyjaciółmi, częstsze zachody słońca z kochaną osobą obok.

Czas więc się wyzwolić – stać się Człowiekiem WOLNYM

„Zagłodzić Bestię” – termin stworzony w 1985 roku przez anonimowego pracownika administracji prezydenta USA Reagana . „Zagłodzić Bestię”o której mowa to w fiskalna strategia polityczna do cięcia wydatków rządowych przez płacenie mniejszych podatków przez obywateli. Tak więc, w pierwotnym znaczeniu, „Bestią” był rząd, a ludzie by zagłodzić bestię wydając mniej, wykorzystując luki prawne, mieli płacić mniejsze podatki.

W obecnych czasach bestia ma dużo więcej macek niż tylko rząd. Organizm bestii składa się obecnie z rządu i wielkiego biznesu korporacyjnego. Korporacje mają wiele przywieli dawanych przez rząd.

Oto tylko kilka przykładów:

Big Agri – korporacje rolne

Big Pharma – korporacje farmaceutyczne

Big Medicine – korporacje medyczne

Big Food – korporacje przemysłu przetwórstwa żywności

Big Banking – banki

Big Oil – korporacje naftowe.

Obecnie bestia robi się bardzo głodna. Chce więcej, a tymczasem…

Małe przedsiębiorstwa upadają, ponieważ nie mogą konkurować z korporacjami i hipermarketami zwolnionymi z podatków. Gospodarstwa rolne rodzinne upadają, bo nie mogą konkurować z wielkimi, dotowanymi wielkoobszarowymi, wysokowydajnymi, przemysłowymi uprawami rolnymi. Ludzie bankrutują, ponieważ nie mogą płacić skandaliczne wysokich rat hipotecznych, wysokich rachunków za opał czy za rachunki medyczne, płacąc wiele ukrytych podatków i tracąc coraz częściej zatrudnienie.

Nadszedł czas na kolejną rewolucję finansową, w której ludzie jako grupa razem wykorzysta moc bojkotu, aby zagłodzić wszystkie ramiona tej bestii, która chce nas połknąć w całości.

Możemy to uczynić bezkrwawo, głosując naszymi pieniędzmi i wyborami. .

Odcinaj się całkowicie z  systemu, który niszczy zachodnią cywilizację.

 

Zagłodź bestie czyniąc jak najwięcej z poniższych kroków…dodając kreatywnie swoje własne:

1. Hoduj i uprawiaj własne pożywienie ( to zagładza Big Agro i BigFarMafia za jednym zamachem – zdrowe jedzenie to zdrowe życie). Załóż nawet ogród balkonowy czy parapetowy – to też mały krok ku WOLNOŚCI. Jeśli możesz to kup parę kur, kozę, może króliki…

2. Kupuj w lokalnych sklepach należących do ludzi jak my – wspierasz lokalną społeczność, własnych sąsiadów.

3. Używaj naturalnych leków (pożywienia , ziół, suplementów) jak długo się da ( zapalenie płuc jednak wymaga antybiotyku, ok? – katar NIE! )

4. Chce Ci się pić? Nie kupuj wód w butelkach, ani soków. Przepłacasz i …rujnujesz zdrowie. Pij wodę filtrowaną i uzdatnioną.. Chcesz coś smakowego? Limoniada ze świeżej cytryny, rumianek z cytryna, mięta z pomarańcza, czarnuszka z miodem… sok z jabłek…

5. Ucz dzieci w domu – życia, praktyczności, zaradności, LOGIKI, historii Polski. Może nawet szkolnictwo alternatywne np. przedszkola,szkoły Steinera i edukacja w domu zamiast szkoły?

6. Idź pieszo lub na rowerze gdzie możesz – oszczędzasz pieniądze, środowisko i wzmacniasz zdrowie.

7. Szukaj pomocy medycznej u lokalnych lekarzy medycyny naturalnej, zielarzy, homeopatów, czy nawet znachorów. Najlepiej ucz się samoleczenia i zadbaj o swoje zdrowie samodzielnie.

8. Opał zainteresuj się alternatywnymi metodami ogrzewania – tyle gazu mniej spalisz i zapłacisz mniej za kosmiczne ceny gazu.

9. Bojkotuj całe przetworzone pożywienie. Jedz prościej i zdrowiej.

10. Rób zakupy u rolników bezpośrednio – przy drodze czy na targu, a może na wiosce? Wspieraj lub stwórz kooperatywę, grupy konsumenckie.

11. Poszukaj lokalnej spółdzielni rolniczej i dołącz się do niej.

12. Bojkotuj sieci supermarketów – tym bardziej im są większe i bardziej międzynarodowe. Czyli nie kupuj w nich lub ogranicz do minimum zakupy.

13. Dawaj w prezencie vouchery lub „godziny” na cokolwiek co możesz, a co innym zrobi coś przydatnego: wyprowadzić psa, popilnować dziecka, coś naprawić, czegoś nauczyć, zrobić ciasto czy ugotować obiad… albo zrobić nalewkę miodowa na malinach czy kwas chlebowy.

14. Wyrzuć telewizor i nie patrz NIGDY na reklamy. Ogranicz ilość deprymujących wiadomości z mass mediów: TV, radia, prasy.

15. Używaj barteru gdzie się da. To niszczy banki i oszczędzasz na podatkach.

16. Kupuj używane rzeczy, na targu, czy na Allegro.

17. Sprzedaj, wymień, podaruj to czego tobie już nie potrzeba.

18. Napraw zamiast kupić nowe (wyposaż się przynajmniej w podstawowe narzędzia)

19. Unikaj fastfood’ów czy sieci restauracji-knajp typu MacDonald, Starbucks, Pizza Hut, etc…

Jedz tylko w restauracjach lokalnie posiadanych przez konkretne osoby z Twojego miasta i Twojej narodowości.

20. Rób swoje piwo, wino, nalewki, likiery – Grand Marnier czy Drambui to tylko nalewki pomarańczowe na miodzie. Zdrowsze, pewniejsze, smaczniejsze i dużo satysfakcji.

21. Czytaj pożyczone czy używane książki – CZYTAJ o ekonomii alternatywnej, ucz się LOGIKI.

22. Uprawiaj zioła lecznicze i aromatyczne – doniczki na balkonie to też ogrodnictwo.

23. Rób prezenty sam, w domu, pomyśl a znajdziesz jak!

24. Rzuć okiem co inni wyrzucają na ulice – wiele możne się przydać Tobie lub znajomym.

25. Baw się na dworze szczególnie ze swoimi dziećmi : rower, piłka, badminton, piknik, przechadzka…Zostaw gry komputerowe szczególnie te bij-zabij.

26. Bierz odział w lokalnych imprezach: pokazy, konkursy, wystawy, koncerty, czytanie książek – poznasz ludzi, wrócisz do domu podbudowany.

27. Naprawiaj ubrania i buty.

28. Zaproś przyjaciół do siebie zamiast iść do knajpy.

29. Zrób dzieciom imprezę imieninowa w domu lub na dworze, w parku, zamiast wynajmować sale.

30. Weź ze sobą drugie śniadanie do szkoły czy do pracy. Nie kupuj snaków.

31. Pojedź na kemping z namiotem a nie do hotelu.

32. Obcuj więcej w Naturze – nad morzem, jeziorem, lesie, łąkach, a nie w centrach handlowych.  Natura Ciebie doładowuje, a centra drenują kieszenie, czas i energię.

33. Podróżując weź ze sobą kawę z domu w termosie zamiast płacić krocie na toksyczne z maszyny. Bierz ze sobą wałówkę na podróż i własne napoje. Wiesz co jesz i pijesz.

34. Kupuj prezenty u lokalnych rzemieślników.

35. Zmniejsz zużycie prądu. Używaj świec, dziennego światła, oszczędnych żarówek – LEDy zaczynają być coraz tańsze. Używaj energii słonecznej – możesz mieć letnie prysznice kładąc na dachu czarną bankę na wodę lub czarny worek czy kanister…

36. Obniż temperaturę w domu i załóż sweter. Pomyśl o hartowaniu się…

37. Zostań w domu i zrób coś pożytecznego, zamiast iść patrzeć na witryny – mniejsze pokusy.

38. Kartki z życzeniami zrób w domu.. patchwork?

39. Zamknij konto w banku – nie będzie opłat, kar, szpiegowania…oraz utraty oszczędności („wariant cypryjski”). Zabezpiecz się alternatywnie. Używaj częściej gotówki i barteru.

40. Oszczędzaj w srebrnych czy złotych monetach trzymanych w domu, kup ziemię.

41. Kup owoce i warzywa jesienne i przechowaj ile się da, rób konfitury, przeciery, kompoty, susze, czosnek w occie z sola, kiszonki, etc…

42. Palisz?– kręć sobie sam papierosy, nawet sadź swój tytoń.! Taniej i zdrowiej.

43. Mieszkaj w mniejszym, energooszczędnym domku czy mieszkaniu. Zainteresuj się naturalnym budownictwem. Możesz zbudować dom za 1/5 ceny konwencjonalnego.

44. Używaj energii słonecznej lub alternatywnej do gotowania, ogrzewania, oświetlenia.

45. Magazynuj deszczówkę do podlewania czy tez do…mycia włosów – przestaniesz używać kosmetyków do ich pielęgnacji. Tylko najpierw uzdatnij deszczówkę.

46. Naucz się znajdować pożywienie: grzyby, dzikie owoce, opuszczone sady, przydrożne drzewa, leniwych sąsiadów z sadami…

47. Kupuj solidne, ręcznie robione meble – takie są piękne, trwale, naprawialne, transportowalne.

48. Podczas świąt zamiast drogich prezentów dawaj przyjaźń i miłość, czas i wspólną rozrywkę oraz wycisz się.

49. Zrób swoje mydło, płyny do kąpieli, zioła do moczenia nóg czy hemoroidów.

50. Stań się bardziej niezależny i samowystarczalny przynajmniej w kwestiach podstawowych: pożywienie, woda, opał, proste naprawy., dbanie o zdrowie, finanse.

51. Rozpocznij własną działalność zarobkową. Bądź bardziej niezależny finansowo. Uruchom swoją przedsiębiorczosć. Nie licz na rząd, ani na to, że ktoś Ci coś da.

52.Uwolnij się od autorytetów, zacznij odkrywać siebie, doskonal się. Ucz się kwestionować i poszukiwać PRAWDY. Inspiruj innych.

 *

Wystarczy więc, nie dać jej jeść, zagłodzić Bestię a najprościej polega na jej IGNOROWANIU i dokonywaniu ŚWIADOMYCH WYBORÓW np. podczas zakupów.

Mamy MOC– używajmy broni, która mamy w zasięgu ręki – jest nią WYBÓR.

Każdy grosz oszczędzony na podatku to grosz więcej wśród takich jak my, a grosz mniej w rękach złodziejskiego, okupacyjnego rządu marionetek.

Masz inne pomysły na zagłodzenie Bestii zanim ona Nas zniewoli – napisz w komentarzach lub podaj przykłady. Komuś się przyda Twoja sugestia czy doświadczenie.

Wstań i zrób przynajmniej jedną rzecz z wyżej zaproponowanych.

Zachowaj spokój i zagłodź bestię…

Poleca:

Przetrwanie i Prosperowanie

http://przetrwanie-prosperowanie.pl/?p=2347

 

Na podstawie:

Fifty ways to starve the beast – Daisy Luther TheOrganicPrepper

Zagłodzić Bestie (banksterów i korporatokracje)

http://wolna-polska.pl/wiadomosci/zaglodzic-bestie-banksterow-i-korporatokracje-2013-05  "

źródło: http://przetrwanie-prosperowanie.pl/zaglodz-bestie-stan-sie-sam-syty-i-wolny/

sobota, 14 września 2013

czwartek, 12 września 2013

Przygarnę kozy :)

Przygarnę lub niedrogo kupię zdrowe kózki dla tego oto wspaniałego rasowego reproduktora oraz przyjmę do krycia zdrowe samice kozie.
Mości Kozioł Reproduktor mega mlecznej rasy saaneńskiej - imć Aramis.
Mości Reproduktor Imć Aramis - kozioł rasy saaneńskiej - mega mlecznej rasy kóz. Kozioł jak widać jest wielki jak cielak, spasiony jak świniak.
Samo zdrowie i super geny. Zapraszam kózki do krycia.
W rozliczeniu za krycie przyjmuję koźlęta.

Zdrowy i spasiony. Wypasany na bogatych w zioła łąkach Indianki :)
Nadto pragnę przygarnąć lub niedrogo zakupić kózki dla tego kawalera celem polepszenia walorów mlecznych spodziewanego przychówku i dzięki temu polepszenia walorów użytkowych populacji kóz w Polsce. Polska ma wspaniałe warunki do hodowli kóz zgodnej z naturą - czyste, nieskażone chemią przestrone, zielone łąki, ogromna nie spotykana w Zachodniej Europie bioróżnorodność w tym bogata flora umożliwiająca uzyskanie szczęśliwych, zdrowych zwierząt i takich jak one produktów pochodzenia zwierzęcego: zdrowego mleka, serów, jogurtów.

Kozioł ten, to jedyny taki wspaniały egzemplarz w Polsce. Trzeba go wykorzystywać póki jest dostępny. Także zapraszam!
Jestem także zainteresowana nabyciem kóz rasy waliserskiej i burskiej.
Serdecznie zapraszam do współpracy i wymiany doświadczeń hodowlanych oraz wymiany kóz.

Faszyzm niszczy zielarstwo w Europie


Właśnie faszystowska Unia Europejska zabroniła zielarstwa w Europie - czyli de facto zabrania lub co najmniej mocno ogranicza i utrudnia ludziom chorym samoleczenie oparte na gotowych mieszankach ziół sporządzanych przez zielarzy. 

Zabroniono Polakom sprzedaży mieszanek ziołowych bez spełnienia długiej listy upierdliwych i kosztownych wymogów. To jakiś absurd. Ludzkość od setek tysięcy lat zbierała zioła i się nimi leczyła bez zgody Chujni Europejskiej.

Chujnia Europejska właśnie nam to prawo praktycznie odebrała, a formalnie na pewno mocno ograniczyła i skomplikowała. Oczywiście, że nie dla naszego dobra, ale dla zysku firm farmaceutycznych, które w ten sposób zdobyły monopol na wszelkie leki.

Polacy są biednym narodem i potrzebują tanich, dobrych, naturalnych i nieszkodliwych leków, tym bardziej, że NFZ nie zapewnia Polakom godziwej jakości leczenia i leków.

Zioła takimi naturalnymi,  nieszkodliwymi lekami są. Zdrowa żywność oraz zioła - to jest to, czego potrzeba naszemu społeczeństwu. Nie dajmy się zwariować. Zamiast uczyć się pedalstwa w przedszkolach i szkołach - przejdźcie na wartościowe nauczanie online - zdobywajcie wiedzę jak samodzielnie sporządzać mieszkanki ziołowe, aby leczyć siebie i swoich bliskich.
W tym celu założyłam tę stronę: http://polskizielnik.blogspot.com/

Będę na niej publikować dokładne opisy ziół, sposoby ich rozpoznawania, oraz sposoby przyrządzania z nich mieszanek ziołowych.

Latem zaopatrzyłam się w pokaźną biblioteczkę zielarską składająca się z wielu wartościowych pozycji publikowanych w Polsce na przestrzeni ostatnich 50 lat i na tej podstawie będę publikować tutaj wiedzę by pomóc tym, których nie stać na leczenie konwencjonalne przy pomocy syntetycznych medykamentów, a mimo to chcą żyć i być zdrowi.

Serdecznie zapraszam już niebawem,
Właścicielka 11 hektarów naturalnie rosnących traw, koniczyn i cennych ziół,
Indianka Mazurska

środa, 11 września 2013

Cukiniowe dziwo

Indianuś dziś na lunch zjadła zupę grzybową, a teraz na obiadokolację piecze sobie cukiniowe dziwo. Czemu dziwo? Jest to potrawa nietypowa. Experymentalna.

Grzybowa zagęszczona miąższem z cukinii :) Dzisiejszy lunch Indianki.
Cukinia nadziewana ciastem drożdżowym.
Dno prodiża polane olejem i wysypane płatkami owsianymi,
aby zapobiec przywarciu potrawy do podłoża. 
Wczoraj wybrała z wielkiej dojrzałej cukini cenne nasiona i miąższ. Nasiona wyłożyła w sitku, by przeschły. Miąższ dodała do wczorajszego risotto z grzybami.
Pokroiła cukinię na grube, wysokie kręgi. Dno prodiża polała odrobiną oleju i wysypała gęsto płatkami owsianymi, aby potrawa się nie przykleiła do dna.

Cukinia nadziewana ciastem drożdżowym, mocno wyrośniętym i schłodzonym w lodówce.
Napełniła kręgi przygotowanym wcześniej i schłodzonym ciastem drożdżowym. Wstawiła do pieczenia. Za godzinę zda relację jak wyszło i czy dobre było J ))).

Ciasto drożdżowe ma ciekawą konsystencję. Ciekawe co z niego wyjdzie :)))

Po godzinie pieczenia ciasto wygląda tak. Jeszcze nie jest gotowe.
Krążki okazały się ździebko za wysokie.

W środku ciasto jest jeszcze surowe i trzeba je dopiec.
 Ciasta wewnątrz krążków ździebko za dużo. Pieczemy dalej :)))

Faszyzm unijny narasta - brońmy się!


"Zabronią handlu owocami na bazarach, faszystowskie państwo będzie kontrolować w 100% to, co jesz!

Posted by Jarek Kefir w dniu 19 Czerwiec 2013
Biurokracja i pseudo-ekologia urzędasów znacznie utrudnią handel drobny na bazarach.
Według gazety “Rzeczpospolita” zgodnie z decyzją sejmu, każda firma handlująca opakowanymi towarami, będzie musiała wpisać się do specjalnego rejestru. Te faszystowskie obostrzenia dotyczą nawet starszych osób handlujących owocami, warzywami i kwiatami uprawianymi na własnych działkach.
Cena wpisu do tego rejestru to od 50 złotych do 2000 złotych!
Ustawa nakazuje też składanie deklaracji, ile sprzedawca owoców wytworzył śmieci.
Jest to idealna ustawa jeśli chodzi o ograniczenie Polakom dostępu do zdrowej żywności. Ustawa, oczywiście, nie uderzy w wielkie markety handlujące żywnością GMO, i nie płacących w naszym kraju ani grosza podatków.
Ustawa, egzekwowana będzie zapewne przez dzielnych strażników miejskich, gotowych dzień i noc, 25 godzin na dobę walczyć ze złem i występkiem, pod postacią babci sprzedającej jabłka, tylko czyhającej, by nie zapłacić należnych euro-socjalistycznemu Priviślańskiemu Krajowi podatków.
To, że taka Biedrona, Tesco czy Lidl, zarabiają w Polsce miliony i nie płacą od tego podatków, nikogo nie obchodzi. Ważne, że straganowa babcia musi zapłacić te 50 złotych podatku.
W taki sposób, zapewne pod pozorem wprowadzenia nowej ustawy śmieciowej, wprowadza się dyktaturę – nazwijmy to po imieniu: faszystowską dyktaturę. Tylko pod innymi sloganami i nazwami.
Władze nie mogą wprowadzić przepisu, który by wprost głosił: “nie wolno handlować jabłkami przy bazarkach” – gdyż to zwróciłoby uwagę społeczeństwa. Władza za to upycha niepopularne przepisy a to w ustawie śmieciowej, a to w ustawie o ochronie praw autorskich, a to w ustawie o straży miejskiej."
Ja co prawda nie handluję na bazarach z racji tej, że nie stać mnie na zakup samochodu i by tam pojechać i zawieźć mój nabiał, ani czasu aby stać cały dzień na bazarze podczas gdy zwierzyna i praca na gospodarstwie czeka, ale nie uważam, aby zabranianie Polakom handlu ulicznego było dobre dla społeczeństwa polskiego - zarówno dla sprzedających swoją żywność jak i kupujących konsumentów.
Skoro obce koncerny handlują w Polsce zatrutą żywnością GMO i nie płacą podatków - jak Państwo śmie zabraniać polskim obywatelom handlu swoimi zdrowymi, naturalnymi produktami spożywczymi???
Sprzedający mają boskie i ludzkie prawo sprzedawać swoją zdrową żywność na ulicy i bazarach. Skoro są klienci, a są - to niech sprzedają, a konsumenci niech kupują. 

W Polsce jest wielka bieda i rośnie. Te babcie handlujące gruszką i pietruszką są zmuszone aby to robić, aby zarobić na swoje leki i leczenie. Gdyby miały emerytury niemieckie - to by pewnie nie robiły tego, tylko latały na Majorkę wygrzewać się na plaży.

My Polacy jesteśmy we własnym kraju dyskryminowani, poniżani, upodlani - na każdym kroku, przy byle rozporządzeniu czy coraz to nowych wymierzonych przeciwko obywatelom ustawach. Każda nowa, kolejna ustawa ogranicza nasze prawa obywatelskie. Z obywateli przerabiają nas na pionki bezwolne i bez żadnych realnych praw. Musimy się bronić!

wtorek, 10 września 2013

Co można zrobić z serwatki?


Indianka swego czasu z wielkim zainteresowaniem analizowała składy różnych fabrycznych produktów spożywczych. Między innymi na tej podstawie zaczęła robić domowy budyń, kisiel, a także naleśniki na serwatce – bo wszak serwatka jest jak najbardziej jadalnym składnikiem i szkoda by go wylewać. Tymczasem dostała właśnie ciekawy przepis na placki z serwatki. Oto on:

“Z serwatki proponuję zrobić placki. Wychodzą doskonałe, jak naleśniki, tylko pulchniejsze i można je jeść zarówno na słodko, jak i do mięs, czy smażonego jajka podlanego śmietanką by zrobił się sosik.

Przepis na placki mega prosty:
serwatka, mąka, jajko (tego jajka nie jestem do końca pewna, być może nawet się go nie dodaje), składniki połączyć tak, by miało to konsystencję gęstej śmietany.
Smażymy na patelni koniecznie posmarowanej kawałkiem słoninki. Oczywiście smażymy tak jak naleśniki z obu stron. Nie smażyć na żadnym oleju, bo straci to całkowicie swój smak. Taki gorący wyśmienicie smakuje też z odrobiną masła, tak po prostu wkrojonego na placek. Danie proste a jednocześnie wyśmienite.
Jak masz serwatkę spróbuj!”

Jak tak Indianka czyta ten przepis to stwierdza, że już w zasadzie smażyła te placki, w ten sam sposób robione, tyko z dodatkiem odrobiny soli i z łyżką cukru. Usmażyła je jako naleśniki. Na wierzchł dała dżem jabłkowy :)

Opcję ze smażonym jajkiem i śmietanką wypróbuje zapewne niebawem :)


Serek RICOTTA
"Nie wiem, czy da się zrobić z serwatki po twarogu, bo ja robię z serwatki po serze podpuszczkowym, ale możesz spróbować zrobić ricottę, bardziej delikatny serek do smarowania. Wklejam przepis ze strony "wędliny domowe" (trzeba cedzić ricottę przez gęste płótno lub chustę serowarską, bo może "uciec", jest bardzo drobniutka).

Ricottę wyrabia się z przegotowanej serwatki. Słowo "ricotta" znaczy przegotowane (Re-cotta).
Ser formuje się, kiedy proteiny z serwatki wytrącą się, podniosą i skrzepną (koagulują).
Znane są trzy warianty ricotty:


  • z serwatki mleka owczego
  • z serwatki mleka krowiego + 10% mleka
  • wariant tak zwany rzymski (wytwarzany jako produkt uboczny serów Romano). W wersji tej dodaje się więcej mleka przez co zwiększa się uzysk sera. Wzrost ten nie jest jednak zbyt duży.

Składniki:
Serwatka z 4 litry mleka
Mleko - 1 litr
Biały ocet winny - 1/3 kubka (ok. 70ml)

Sposób postępowania:

Zmieszać mleko z serwatką.
Podgrzać do 38C i utrzymywać temperaturę przez godzinę. Mleko się zwarzy i tak ma być.
Po godzinie podgrzać całość do 95C - nie gotować!!!
Przy stałym mieszaniu miotełką dodać ocet.
Mieszać przez dalsze 5 minut i odstawić.
Wychłodzić w lodówce przez 8-10h.
Wyłożyć durszlak gęstym płótnem i ostrożnie wylać zawartość.
Dać do okapania na kilka godzin.
Osolić ser do smaku
Przechowywać w lodówce pod przykryciem."