niedziela, 25 sierpnia 2013

Pogrom kurcząt ???!!!


Indianka dzisiaj przeżyła chwile grozy. Rano wypuściła na dwór kurczaki. Poszła na łąkę wydoić kozy. Wróciła do domu zlać i przecedzić mleko i schłodzić w lodówce. Pozbierała jajka dla klientki. Po jakimś czasie wyszła na dwór i zauważyła, że coś mało kurczaków. Pusto. Ledwo garstka kilku sztuk zgromadzona pod ścianą. Wpadła w panikę. GDZIE RESZTA??? Przerażona obeszła całe podwórko. Zanurzyła się w chaszcze za domem. GDZIE MOJE KURCZACZKI??? Przypomniała sobie, że wcześniej słyszała głos jastrzębia. “Kurna chata! Dopadł moje kurczęta???” - Indianka załamała się. Wyglądało na to, że ponad połowa kurcząt wytłuczona. Zaczęła przeczesywać chaszcze w poszukiwaniu niedobitków. Wybierać je i wyłapywać. Na tym procederze zeszło jej parę godzin. Nogi podrapane ostami i poparzone pokrzywami. Rzepy powbijane w ciuchy i włosy. Gdy już wyglądało na to, że nic nie znajdzie, z ciężkim sercem poszła wkopać ostatni słup ogrodzenia...


Uffff... Na szczęście wieczorem kurki maruderki wyłoniły się stopniowo jedna po drugiej z chaszczy i okazało się, że prawie wszystkie są. Brakuje jednej. Też wielka szkoda. Indianka tak zestresowana dzisiaj była przez brak kurcząt przez większość dnia, że odebrała tę sytuację jako chińskie ostrzeżenie i nie ma zamiaru przez najbliższe dnie wypuszczać kurcząt na dwór. Nie chce stracić ani jednego. Jednego już brak. Być może tego jednego porwał jastrząb na oczach reszty kurcząt, a reszta widząc to schowała się w chaszczach, bo jak nigdy żaden kurczak nie chodził po podwórku i nie grzebał tu i tam, a normalnie tak właśnie robią – wszędzie ich pełno. A tym razem pochowały się w chaszcze i pod belkami pod domem. Ahhh... te stresy hodowlane :) Indianka gorąco dziękowała Bogu, że nie pozwolił, aby jastrząb wytłukł jej większość kurcząt. Tego jednego też szkoda. Chociaż jest nikła szansa, że utknął gdzieś w chaszczach. Ale jeśli tak – to i tak już po nim, bo lis nocą podchodzi pod dom i wyłapuje co znajdzie w chaszczach.
Indianka przeżyła dziś wielki stres, ale jednak Bóg ją kocha i nie pozwolił drapieżnikowi wymordować jej kurcząt. Chwała Bogu!




Kurczaczek zaginął...


4 komentarze:

  1. No i popatrz jak nie jastrząb to lis...Szkoda...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo trudno uchować coś z drobiu na Mazurach Garbatych, bo tutaj jest wielka ilość różnorodnych drapieżników. Lisy, jastrzębie, kuny, tchórze, norki.
    No, to bogactwo natury jest wspaniałe, ale z drugiej strony to zmora hodowców drobiu i wysokie koszty odchowu kurcząt, gęsiąt itp. Trzeba budować szczelne woliery, uszczelniać budynki gospodarcze, a mimo to wystarczy chwila nieuwagi i lis się podkopie czy jastrząb z powietrza zaatakuje i wytłucze z trudem wyhodowany inwentarz żywy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety zycie jest ciagla walka!!

      Indianko, nie dawaja sie pzeciwnosciom!!

      Oczywiscie powodzenia w szybkim zakonczeniu budowy woliery... !

      Usuń
  3. Yea! Life is brutal ;)))
    Życie to nie je bajka ;)
    Noooo, chyba, że sobie ją sama stworzę :D

    OdpowiedzUsuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!