piątek, 12 lipca 2013

I co teraz?


Nagła zmiana pogody – leje, leje i leje. I co teraz? Teraz trzeba zaplanować inne zadania. Gnuśny urzędnik w firmie państwowej potrzebuje tygodnie, ba nawet miesiące by się dopasować do zmieniających się sytuacji. Rolnik musi mieć refleks i wysoki stopień przystosowalności. Musi być elastyczny. Musi reagować błyskawicznie – w ciągu godzin, a nawet w ciągu minut, gdy widzi nagle zrywający się wiatr i nadciągający deszcz, podczas gdy siano niezebrane w polu.

Przeciętny mieszczuch, gdy widzi, iż np. byk się zerwał – zamiast skoczyć do niego galopem i go uwiązać – ciągnie się noga za nogą po polu, aż byk bryknie na trzecią wieś i mieszczuch go przez 3 dni nie znajdzie, albo wcale. Raczej wcale, bo nie umie czytać tropów i nie zna psychiki zwierząt - nie wie, gdzie taki zwierz mógłby się udać. Mieszczuch błądzi w ślepo i tylko przez czysty przypadek byka może znaleźć.

Rolnik który zna swoje zwierzęta – ich psychikę, instynkty, zwyczaje – prędzej znajdzie zwierza.
Ludzie mieszkający całe życie w mieście, to takie niemoty. Nie wiedzą, co się wokół nich dzieje, gdy się znajdą na wsi, na łonie natury. Nie potrafią reagować prawidłowo w prostych sytuacjach. Są jak takie nieruchawe kluchy bez ikry. Zatracają w leniwym, miejskim życiu naturalne instynkty i reakcje. Robią się tacy nijacy. Cała ich aktywność skupia się na atrakcyjnym wyglądzie i zapewnieniu sobie maksymalnej wygody i przyjemności.

Indianka widziała nadciągający deszcz, ale nic nie mogła zrobić, bo nie ma swoich maszyn i jest zależna od tego, od kogo wynajmuje maszyny. Połowa siana na strychu – druga połowa moknie w deszczu. Ta druga partia siana nie będzie już takiej dobrej jakości jak ta pierwsza partia, ale ma nadzieję, że nie zgnije w polu i nie pójdzie na zmarnowanie. Indianka wydała dużo pieniędzy i majątku na to koszenie. Oddała piłę spalinową, wykaszarkę spalinową, dała w gotówce 400zł. To siano co w polu nie ma prawa się zmarnować. Niedobrze, że jest już zwałowane. W takiej postaci gorzej będzie wysychało. Dopiero od poniedziałku ma być pogoda. Cały poniedziałek siano będzie schło i dopiero we wtorek będzie można – być może – je zbierać, o ile doschnie do zbioru. Indianka jest rozeźlona. Tyle było pięknych, słonecznych dni na koszenie i zbieranie siana. Przepadły. Zmarnowane. Tak to jest, jak się nie ma swoich maszyn i jest się zależnym od kogoś i jego innych interesów. Indiance potrzebny jest traktor lub chociaż maszyny konne, aby mogła sobie siano sama zbierać.

Indiana potrafi ciągnąć wóz – można by wozem konnym to siano zwozić. Masa pracochłonnej roboty, ale da się zrobić. Codziennie po trochu. Tylko ten wóz najpierw trzeba mieć.
W sumie w dniu zwożenia była przyczepa i traktor - można było widłami pozbierać to siano. Ile by się zebrało – tyle by się uratowało. Ale dwóch pojechało po jedną część, a trzeci pił kawę przez godzinę. Ledwo zdążyli zwieźć przyczepę kostek i dwie przyczepy drewna. Gdy ci dwaj wrócili z częścią – okazało się, że nie pasuje do kostkarki. Nie można było zebrać kostkarką. Zrobił się wieczór. Zmierzch. Zaczęło padać. Za późno. I tak siano moknie w polu i być może zgnije w tym polu. Praca na zmarnowanie i straty finansowe oraz materialne. Wczoraj podeschło i wczoraj można było zwieźć. Coś stanęło znowu na przeszkodzie. Indianka koniecznie musi mieć swój traktorek lub chociaż maszyny konne. Musi być niezależna on innych. Nie można na innych polegać. Polegać można tylko na sobie.

Gdyby nie czekała, że umówiony usługodawca przyjedzie i zbierze to skoszone siano – to chociaż by to siano w stogi poukładała i przykryła folią, aby siano zabezpieczyć. A tak do ostatniej chwili zwlekał, a w dniu zbioru zepsuła się część od kostkarki i nie zebrał w terminie paszy przed deszczem. A teraz siano moknie w polu i tak będzie mokło aż do poniedziałku. Indianka jest wkurwiona na maksa. W przyszłym roku kupi wóz konny i sama będzie to siano zbierać w dobrą pogodę. Zamiast wydawać forsę i oddawać swój sprzęt za usługi polowe – kupi w to miejsce wóz konny i będzie zwozić siano samodzielnie. Zajmie to wieki – ale zrobi to w terminie i przed deszczem. Kupiła nową kosę. Nauczy się kosić ręcznie. Będzie wykaszała codziennie po trochu, suszyła i zwoziła koniem do stajni na strych.

Niedawno spotkała kosiarza. Powiedział, że w 10 dni można skosić ręczną kosą 5 hektarów trawy. Skoro można – to Indianka będzie kosić. Kosić i na bieżąco suche zwozić. Przed deszczem. A jak nie da rady przed deszczem – to poskłada w stogi i przykryje folią. Stogi załaduje na wóz konny po deszczu i zwiezie w pogodę. Będzie miała bardzo dobrej jakości super dosuszone siano zielonkawe.

8 komentarzy:

  1. Droga Indianko! Jak juz siano poskladasz siano w kopice (lub w stogi), to bron Panie Boze, zeby je folia przykrywac!! Dzieki temu, ze folia nie przykrytye to siano "oddycha" i schnie.

    Trzeba jedynie dobrze te siano ulozyc i uwazac, zeby kazda z kopic byla dobrze "wyczesana"... .

    Tyle z "madrosci" starego "mlodego chlopa" (gdyz obecnie trudno powiedziec o mnie rolnik ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Meszczuch na widok byka zmyka...A kosa? No cóż dawniej tak kosili i żyli a mój mąż nadal tak kosi co prawda tylko podwórko ale można tylko z ostrzeniem kosy jest teraz problem bo trzeba umieć kosę wyklepać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HAHAHA! :D NO tak!Przeciętny mieszczuch na wsi jest bezużyteczny :) Muszą minąć miesiące pracy na gospodarstwie, zanim zacznie załapywać podstawy :)

      Usuń
  3. Nie przeplacaj, nie do konca zrozumialem, ale powinnas zaplacic jakas stowe za skoszenie laki, nie wiecej, skad takie koszty? 400 zl plus pila i kosa?

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam nieco wieś i wierz mi Indianko, że wiele wody musi upłynąć, aby ludzie tam żyjący się zmienili. Pegeery za czasów komuny ukształtowały takich wieśniaków kombinatorów, którzy ciągną co się da na prawo i lewo. Nie wiem kto kosił tobie łąkę, ale uważam, że sumienia to on nie ma z całą pewnością. Przepłaciłaś kilkakrotnie, ale rozumiem, że w takim układzie nie miałaś specjalnie wyjścia. Wieśniak, kosiarz niech się wstydzi zachłanności, be!
    Ja wychowałam się w lesie, mieliśmy małe gospodarstwo i byliśmy samowystarczalni. Nikt nam nie pomagał. Ojciec miał jednego konia, kosę, wóz, brony itp. Łąki kosił ręcznie, my tę trawę przewracaliśmy widłami, a jak już było suche to grabiliśmy i układaliśmy w małe stogi. My tzn. mama, tata i ja(wiek podstawówki). Siano było suche, aromatyczne, bez zabrudzeń ziemią. Jak już było w stogach nie straszny deszcz- jak się zachmurzyło można było te stogi przykryć i nic specjalnego się nie działo. Następny etap to ładowanie na wóz i do domu na stryszek. Krówki zajadały, że aż miło.
    Musisz postarać się o wóz konny, przyda się bardziej niż traktor. Ma jeszcze zaletę taką, że napędzany jest koniem i nie potrzebuje paliwa :)
    Zresztą taki wóz jest mało kłopotliwy, nawet jak się coś zepsuje, jest to prosta konstrukcja, sama naprawisz, a traktor? Traktor padnie i za naprawę i części będziesz musiała słono płacić.
    Może gdzieś w okolicy są starsi ludzie, którzy taki wóz trzymają gdzieś w stodole i skłonni byliby go niedrogo odsprzedać? Im się nie przyda na pewno, a dla ciebie będzie to strzał w dychę!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz Renato - gdybym wiedziała z góry, ile to będzie mnie kosztowało - to bym w ogóle nie zaczynała tego koszenia. Tzn. bym nie wynajęła tego kosiarza. Bym sobie odpuściła. Wolałabym te pieniądze i sprzęt dać na zakup wozu konnego i innych maszyn konnych. Zresztą próbowałam, ale nie każdy jest chętny by się zamieniać. Każdy tutaj generalnie woli forsę. Ale znalazłam dwa wozy konne. Jeden nowy, cały drewniany łącznie z kołami, a drugi stary, też drewniany, ale na gumowych kołach.

    Któryś z nich nabędę. Albo dwa, jak się będą chcieli zamienić na sprzęt, który mam na wymianę. Mam też ochotę na kilka maszyn konnych w tym kosiarkę. Być może dam piłę spalinową Stihl za starą, sprawną kosiarkę i zgrabiarkę. Bym w końcu stała się niezależna i miała swoje prymitywne, ale jednak maszyny mechaniczne, konne, które są jakąś tam pomocą w pracach polowych. Konie mam - Indiana wstępnie przyuczona do zaprzęgu. Spróbuję sobie poradzić w ten sposób.

    Wiesz, zebranie siana w ten sposób zajmie mi wieki, ale czekanie aż traktor przyjedzie też zajmuje wieki i słono kosztuje. W dodatku w wyniku tego opóźnionego przyjazdu traktora mam mokre siano niezebrane w polu. Wkurwia mnie to niemożebnie. Takie kurwa kosztowne sianokosy i siano mokre w polu leży. Normalnie szlag mnie trafia :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój ojciec miał taki wóz drewniany na gumowych kołach. Ten pojazd sprawdzał się wszędzie w lesie, na łące, drodze.
    Siano mokre na łące, kasa za ścięcie skasowana i tyle. Mają cię w dupie czy to siano będzie zwiezione, czy też zgnije.
    Masz konie, szukaj dla nich maszyn i będziesz mogła pomachać wszystkim kosiarzom...
    Poszukaj w necie, jest taki związek, ruch czy jak to tam nazwać, ludzi, którzy powracają właśnie do uprawy swojej ziemi końmi. Może warto tam cosik podpatrzeć, albo nawet z nimi nawiązać kontakt.
    Przydałby ci się pomocnik przynajmniej na lato, kiedy jest dużo pracy. tylko o to pewnie dzisiaj nie łatwo, ech...
    Życzę dzisiaj pogody jak się patrzy, aby siano mogło się dosuszyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Grunt to niezależność. Nawet, jeślibym nie używała takich konnych maszyn, to świadomość tego, że mogę je użyć i zrezygnować z kosztownej usługi hamowałaby zapędy finansowe usługodawców.

      Koszmarnie drogo za to skoszenie i zebranie siana z ledwo dwóch hektarów. Liczyłam, że za to co dałam będę miała skoszone ok. 10 hektarów, a nie ledwo 2 hektary i jeszcze połowa siana w polu moknie niezebrana.
      Jestem totalnie rozczarowana i niezadowolona.

      Wykaszarką ręczną ciężko się kosi taką wysoką, gęstą trawę na tak dużym obszarze, ale da radę. Po prostu zajmie mi to sporo czasu, ale zaoszczędzę kolejne 350zł na hektarze za koszenie. Wolę w to miejsce kupić maszyny konne do zbioru siana i wóz konny.

      Z tymi z tego ruchu próbowałam nawiązać kontakt ale nie odpowiedzieli. Zresztą, znam na miejscu kogoś kto potrafi koniem obrabiać pole, tyle że jest już w podeszłym wieku i może nie dać rady, ale może chociaż troszkę by mi pomógł przy prowadzeniu konia na polu? Zobaczymy. Najpierw muszę zdobyć wóz konny i maszyny konne. Na moim gospodarstwie kiedyś były, ale fałszywi miejscowi okradli mnie z tych maszyn zanim przyjechałam z miasta z moim dobytkiem. Wszystkie niezbędne maszyny konne tu były. Tylko kopaczka do ziemniaków i brony ocalały przypadkiem. Reszta rozkradziona - łącznie z saniami, wozem i wszystkimi pozostałymi maszynami konnymi. Tak to jest, jak się zaufa miejscowym i pozwoli mieszkać za friko na gospodarstwie. Jeśli ktoś zamiaruje kupić gospodarstwo na Mazurach i pozwolić na nim mieszkać za darmo miejscowym - odradzam. Nic nie przypilnują dobytku, a jeszcze bezczelnie rozkradną lub zniszczą.

      Usuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!