wtorek, 31 maja 2011

Przyjmę sadzonki drzew owocowych

Indianka poniosła duże straty w swoim młodym sadzie i w związku z tym przyjmie sadzonki drzew owocowych.
Osoby posiadające zbędne sadzonki proszone są o kontakt za pośrednictwem emaila lub odnośnika "komentarz".
Korespondencja zawierająca emaile i inne dane osobiste zawarte w komentarzu będą ukryte dla publiczności.
Pozdrawiam,
Indianka

Dziadek Jędrek

Pan Dziadek Jędrek proszony o ponowny kontakt na Creative.Indianka (at) vp . pl w sprawie kóz.
Pozdrawiam,
Indianka

Promocja firmy budowlano-wykończeniowej

Wypromuję w internecie na moim blogu firmę budowlano-wykończeniową, która pomoże mi bezpłatnie lub na kredyt wykończyć parter domu. ZA DARMO wykonam także tej firmie internetową witrynę firmowo-reklamową w dwóch językach – w polskim i angielskim. Wykonam dokumentację fotograficzną z różnych etapów wykończeniówki. Bezpłatnie zajmę się zbieraniem zleceń dla tej firmy od innych inwestorów oraz sporządzaniem umów o wykonanie usług budowlanych.

Zajmę się także zamówieniami materiałów budowlanych i wykończeniowych oraz narzędzi dla tejże firmy oraz reklamacjami. Po prostu zajmę się marketingiem usług budowlanych firmy budowlanej oraz prowadzeniem jej biura. Mam doświadczenie zarówno w marketingu jak i prowadzeniu biura oraz biegłą znajomość języka angielskiego i maszynopisania. Mam doświadczenie w projektowaniu stron www i korespondencji emailowej. Ogólnie jestem oblatana w internecie od wielu lat, o ile mnie pamięć nie myli – od 15 lat.
Nie robię błędów ortograficznych ani stylistycznych. Piszę szybko i dobrze. Byłabym nieocenioną współpracownicą. Jeśli jest firma mocna w pracach fizycznych, a kulejąca w tym w czym ja jestem dobra – możemy nawiązać współpracę i nawzajem się uzupełniać z obopólną korzyścią.

Czekam na odzew i konkretne propozycje współpracy.

Pozdrawiam,
Indianka

Proszę o odpowiedź poprzez odnośnik „komentarze” lub na email: Creative.Indianka (at) vp . pl

NIE PYTAJ CO INDIANKA MOŻE ZROBIĆ DLA CIEBIE,
ZAPYTAJ SIEBIE CO TY MOŻESZ ZROBIĆ DLA INDIANKI... ;)
A ZAPRAWDĘ POWIADAM CI - BĘDZIE UZDROWIONA DUSZA TWOJA! :)))



Wakacjoremont

Wakacjoremont czyli przyjemne z pożytecznym :)
Indianka ani nie dostała dotacji unijnych z ARiMR, ani z Urzędu Gminy nie otrzymała wnioskowanego wsparcia na remont kuchni - jest bez grosza, bez środków do życia. Jednak dzielna kobita ani myśli się poddawać! :)

Jest lato, ciepło - pora na remont! Indianka chce co najmniej jedno pomieszczenie wyremontować tego lata i jeszcze tego lata zacząć wynajmować pokoje.

Potrzebuje pomocy w remoncie domu. Niestetu nie ma kasy, ale może zaproponować osobie lub osobom, które by się podjęły tego remontu - bony na przyszłe darmowe wakacje dla nich i ich rodzin oraz przyjaciół w jej domu i na jej pięknym, zacisznym gospodarstwie już po remoncie, lub pieniądze za usługę budowlaną lub wykończeniową z przyszłych zysków z agroturystyki na podstawie umowy o dzieło (o wykonaniu
usług budowlanych lub wykończeniowych z odroczonym teminem płatności).

Wierzy, że w tym czterdziestomilionowym narodzie znajdzie się ktoś, kto jej pomoże wyremontować starą, zdewastowaną chałupę. Zaczyna się lato, czas ucieka - trzeba działać.

Chętnych do remontu prosi się o kontakt na Creative.Indianka (at) vp . pl (zamiast "at" wpisać "@")

Okolica piękna, spokojna, cicha, w pobliżu stawy, jeziora, las. Już teraz
można przyjechać z rodzinami pod namiot lub campingiem, a po remoncie domu dla tych, którzy
pomogą Indiance bezpłatnie przy tym remoncie, w zamian również bezpłatnie użyczy pokoi z łazienkami na czas ich urlopu.

Zakres pomocy przy remoncie jak i zakres udzielonego na jej podstawie bezpłatnego urlopu będzie ściśle ustalony podczas szczegółowych negocjacji.

Indianka spodziewa się fachowej pomocy przy remoncie, bo sama ma zamiar potem świadczyć fachowe usługi agroturystyczne na wysokim poziomie.

Jeśli jest ktoś kto ma w sobie dobrą wolę, umięjętności budowlane i wykończeniowe oraz chęć działania i chciałby pomoc przy remoncie chaty biednej kobiety połączyć z pobytem w pięknym, urokliwym miejscu oraz jednocześnie zapracować na bony na przyszłe, darmowe urlopy na rancho, lub na wypłaty dywidend z przyszłych zysków z agroturystyki - zapraszam! :)

Wszelkie szczegóły do ustalenia emailowo lub na miejscu. Pomoc na podstawie umowy o dzieło, w której będzie określony sposób zapłaty - czy to bezpłatne bony urlopowe, czy też dywidendy z przyszłych zysków z agroturystyki. Będzie możliwość zamiany bonów na dywidendy i odwrotnie...

Dzielnych śmiałków z umiejętnościami wykończeniowymi i umiłowaniem pięknej mazurskiej przyrody - zapraszam! :)

Historia domu bez hipokryzji

Po opublikowaniu wczorajszego posta, Pani Gabriela poprosiła, by nie pisać w
internecie o poprzednich właścicielach gospodarstwa. Indianka się w
pierwszej chwili zgodziła, ale przemyślała sprawę i zmieniła zdanie.
Indianka i inni ludzie mają prawo znać historię jej domu i gospodarstwa -
jak żyło się tu dawniej. To nic zdrożnego. Po co to ukrywać, skoro i tak to
nie jest tajemnicą? Indianka nie znosi fałszu, obłudy i hipokryzji i mimo
protestów Pani Gabrieli, historia domu Indianki nie pozostanie tajemnicą,
ponieważ nigdy nią nie była! Pani Gabriela może się obrażać jeśli chce, ale
nie ma racji i kiedyś to zrozumie. Ponadto każdy, kto przybywa na
gospodarstwo Indianki, musi się liczyć z tym, że może zostać opisany na jej
blogu, jako że Indianka stara się wiernie relacjonować to co dzień powszedni
przynosi. Indiankę wnerwia, że lokalna ludność akceptuje sianie plotek za
plecami i przylepianie łatek, natomiast gdy się prawdziwe historie
publicznie naświetla - wielu plotkarzom gul skacze... ;))) To niech skacze.
Skoro mają odwagę za plecami Indianki pleść różności - to niech mają odwagę
zmierzyć się z faktami opisanymi online ;)) Miejscowi zwykli bezkarnie robić
różne karygodne rzeczy, ale gul im skacze, gdy się to opisuje :))) Jeden z
nich nawet się na Indiankę rzucił z pieściami i siekierą, gdy opisała jak
jego syn chamsko się do niej odniósł i dostawiał, a inny rąbnął jej kupę
drzewek i układał krzyże pod oknami domu sugerujące, że ma Indiankę chęć
zabić, gdy zgłosiła kradzież na policji. Ci ludzie nie znają słowa
"przepraszam". Gdy popełnią błąd - idą w zaparte i brną dalej.
Prymitywne, chamskie typy mają to do siebie, że nie widzą nic złego w swoich
występkach, natomiast nie potrafią zaakceptować opisów swoich grzechów.

Cała okolica dobrze pamięta poprzednich właścicieli gospodarstwa, miejscowi
często Indiankę o nich zagadują, wspominają ich, więc Indianka nie widzi nic
w tym nagannego, że pamięć o nich uwieczni na swym poczytnym blogu. Wszak to
prawda - Sznele i Labuskowie tu dawniej zamieszkiwali na gospodarstwie
Indianki. Pamięć o nich jest żywa u ludzi starszych, ale nowe pokolenie nie
zna poprzednich gospodarzy. Z takich małych rodzinnych historii składa się
historia całej Polski.
A o ile Indiance wiadomo, historia w Polsce już nie jest zakazana, a wręcz
wykładana w szkołach od podstawówki wzwyż. W związku z powyższym, wznawia
swojego wczorajszego posta:

Indianka miała niespodziewanych i niezwykłych gości. Mianowicie, w jej
skromne progi w odwiedziny zawitało małżeństwo z Niemiec. 50letnia Ślązaczka
z
rozrzewnieniem wspominała wakacje swojej młodości, które zwykła spędzać na
gospodarstwie Indianki - dawniej gospodarstwie Sznelów i Labusków.

Podobnie jak Indianka - wszystkie wakacje spędzała na wsi, tyle że w
przeciwieństwie do Indianki - spędzała je na Mazurach. Pani Gabriela była
gościem domu Sznelów i Labusków w każde wakacje od 11 do 25 roku jej życia,
więc dobrze pamięta jak tu było dawniej...

Indianka z ciekawością słuchała wspomnień Pani Gabrieli... o tym, że za
młodości kobiety, owe ponad 25 lat temu tu na tym gospodarstwie nie było ni
prądu, ni bieżącej wody, oraz tradycyjnie już - dojazdu do gospodarstwa
;))), że o internecie nie wspomnimy - gdyby w tamtych czasach był internet -
to komuna w kilka miesięcy by się rozpadła w drobny mak ;))).

W ówczesnych czasach zamiast prądu były tu lampy naftowe, a wodę brało się
ze studni...

Oczywiście nie było łazienek, a młodzież w wakacje spała na strychu stajni,
bo w domu na poddaszu straszył duch - ten sam duch, co i Indiankę we
współczesnych czasach nawiedzał manifestując swoją obecność głośnymi
krokami chłopskich nóg obutych w ciężkie buciory typu gumofilce... Te same
kroki słyszała ponad 25 lat temu Pani Gabriela, więc to duch stary,
zasiedziały od wielu lat. Pani Gabriela podejrzewa, że mógł to być duch
Bronka Sznela, który zmarł w kuchni na krześle. Widać w takich buciorach
chodził za życia i po śmierci mu to zostało.

Dom był skromny, bez wygód, ale pełen życia - mieszkała tu duża rodzina.

Pani Gabriela przeżyła tu wspaniałe chwile, poznała też swoją pierwszą
miłość... niejakiego Gałażyna... W tamtych czasach we wsi mieszkało więcej
ludzi... U sąsiada nie było stawów rybnych, a na potańcówki chodziło się do
domu Kapałów, gdzie była salka taneczna... Dzieci i młodzież pluskały się w
wodach rzeczki, która płynie przez ziemię Indianki... Wypoczynek był prosty
i bezpretensjonalny... Dawał mnóstwo radości przybyszom ze Śląska... Na
gospodarstwie było wiele krów, świń, był traktor i maszyny rolne oraz ziemi
było więcej o połowę... Gospodarstwo sięgało aż do żwirówki powiatowej
wiodącej do Sokółek i droga gruntowa wiodła także do żwirówki i tamtędy
rodzina wyjeżdżała z gospodarstwa na wieś lub do miasta. Zimą saniami, bo
inaczej się nie dało przez pole przejechać. Obecnie od kilku lat
właścicielem tego kawałka ziemi jest Karol Wąsewicz, a drogę gruntową, którą
dawniej przez pół wieku albo i dłużej jeżdżono na gospodarstwo Indianki -
zaorał i skasował odcinając Indiance dojazd do domu od strony północnej.
Indianka kiedyś go prosiła, by mogła przejechać tą gruntówką z klaczą do
krycia, bo była mokra wiosna, a od strony południowej potworne błoto
uniemożliwiało przejazd przyczepie konnej. W odpowiedzi na jej prośbę, Karol
Wąsewicz wziął koparkę i rozkopał drogę, a kilka miesięcy później całkiem ją
zaorał i zlikwidował. Klaczy nie udało się zawieźć do krycia i rok stała
jałowa generując straty Indiance. Wniosek taki, że Labusek, gdy sprzedawał
tę ziemię powinien był zabezpieczyć w umowie dojazd do gospodarstwa od
północy, to by taki Wąsewicz problemów potem nie mógł robić. No ale cóż -
nie zabezpieczył. Nie przewidział, jak ktoś komuś może potem utrudniać
życie.

Indianka sama gospodarzy na gospodarstwie, bo współcześni kawalerowie wolą
lekkie, beztroskie życie w mieście niż harówę na gospodarce. Natomiast 25
lat temu cała rodzina Szneli i Labusków zamieszkująca gospodarstwo
gospodarzyła. Siali zboże, sadzili ziemniaki... Mieli warzywnik przy
domu...
- Wspomina Pani Gabriela.

Natomiast teraz Pani Gabriela jest dzieciatą mężatką - powtórnie wyszła za
mąż za Włocha i oboje mieszkają w Niemczech...

Indianka pokazała kobiecie i jej mężowi stare zdjęcia, które zabezpieczyła
od zniszczenia. W 2002r. Indianka znalazła rozsypane zdjęcia w chlewiku, gdy
kupiła to gospodarstwo. Wiele, starych zdjęć. Tylko część ocalała -
większość była umaczana w błocie, zawilgocona i zniszczona, podeptana lub
podarta.

Stało się tak, gdyż po sprzedaży przez rodzinę Labusków tego domu młodej
parze z Łodzi, dom stał długo pusty i stał się łupem okolicznych
szabrowników i złodziei, którzy ten dom regularnie plądrowali i dewastowali
oraz urządzali sobie w nim libacje.

Po prostu ten dom to była prawdziwa melina, w której przyjeżdżający nad
stawy sąsiada wędkarze, po połowach urządzali sobie popijawy, dewastując i
niszcząc dom i to co w nim znaleźli. Nie uszanowali też i zdjęć poprzednich
właścicieli...

Pani Gabriela ze wzruszeniem oglądała te ocalałe zdjęcia z lat jej
młodości... Indianka obiecała, że je zeskanuje i wyśle jej emailem na
pamiątkę...

Indianka żałowała, że nie może zaproponować małżeństwu noclegu, ale
niestety - dom rozgrzebany remontem, niewykończony i nie nadaje się do
wynajmu...

Szkoda, bo Indianka bez kasy, chętnie by zarobiła parę złotych na remont i
dalsze inwestycje w gospodarstwo i przy okazji dowiedziałaby się więcej na
temat historii tego domu i ludzi tu ongiś żyjących...

No, ale obiecała Pani Gabrieli, że jak tylko uda się jej ten dom
doprowadzić do stanu używalności dla zagranicznych gości - na pewno się do
Pani Gabrieli
odezwie i zaprosi ją wraz z mężem na wakacje i wspomnienia dawnych lat...

poniedziałek, 30 maja 2011

Historia domu...

Pozostanie jego tajemnicą... ;)))

czwartek, 26 maja 2011

Padlina na łące

Indianka idąc drogą, zobaczyła, jak bezpańskie psy szarpią coś na łące sąsiada. Odgoniła psy i podeszła bliżej zobaczyć, co tak szarpią... Jej oczom ukazał się straszny widok - rozszarpane szczątki maleńkiego
cielęcia... Widać było, że nie żyło już od dłuższego czasu - od wielu dni, a może i tygodni... Wskazywał na to postępujący rozkład ciała i smród, który widać zwabił psy... Zwłoki były już częściowo zmumifikowane - wysuszone przez słońce...

wtorek, 17 maja 2011

Makulatura

Indianka tonie w stosach makulatury. Rok temu kupiła regały, aby to badziewie wreszcie ogarnąć, uporządkować. Z grubsza uporządkowała, posegregowała, pozakładała teczki tematyczne, opisała je i stara się mieć wszystko w należytym porządku. Usprawniła swoją wydajność biurową poprzez zakup nowego drukarko-kopiarko-skanera. Wreszcie udało się jej uruchomić skaner.
Ma w zasadzie już prawie wszystko by prowadzić sprawną korespondencję z różnymi instytucjami i osobami. Brakuje czasu, tuszu i pieniędzy.
Na szczęście ma internet, który umożliwia jej jako tako sprawne realizowanie tejże korespondencji mimo braku tuszu na wydruki i pieniędzy na znaczki pocztowe.
Internet słabo chodzi i ostatnio zawodzi, ale Indianka pracuje nad tym, by działał sprawniej.
 
Jest wiosna, pora siewu warzyw i porządków w obejściu, pora na budowę ogrodzenia, pora na dosadzenie drzewek - ale Indianka musi siedzieć w domu i przerabiać makulaturę. Na półkach leżą stosy pism terminowych czekających na odpowiedzi. Indianka próbuje pismo po piśmie analizować i odpowiadać na nie. Kilka wysłała, kilka czeka na załatwienie. W dodatku niektórzy lokalni ludzie złej woli dostarczają Indiance nowych problemów. Znajomy znawca lokalnego środowiska mówi, że te niektóre lokalne typy to złośliwe i mściwe skurwysyny, które nie przepuszczą okazji, by dokopać idealistycznej Indiance, tak ich razi jej prostolinijność, szczerość i wysokie ideały, których nie rozumieją, bo są zbyt przyziemni i zbyt głupi na to by je rozumieć... No cóz - trzeba sobie jakoś radzić z tymi typami... Indianka, gdy przeprowadzała się na Mazury, nie miała pojęcia, że tu taka mafia i korupcja rozwinięta... Szkoda życia na walkę z wiatrakami, ale Indianka nie pozwoli się byle komu gnoić...
 
Indianka stara się sprostać licznym wyzwaniom samotnego prowadzenia gospodarstwa... Gospodarstwo od początku nie dofinansowane, brak kasy na podstawowe potrzeby... Brak kasy na zaplanowane inwestycje... :(
 
Leci już 9 rok walki o przetrwanie. Walki o urentownienie gospodarstwa, o zdobycie źródła dochodu... Już niewiele brakuje do urentownienia, ale ciągle brakuje. Odebranie dotacji przez ARiMR pokrzyżowało plany.
Za dużo tych kłód pod nogi samotnej osoby ciężko harującej na gospodarce od lat. Brak dotacji to brak możliwości skończenia remontu domu pod agroturystykę, która ma przynosić dochód.
Także nie ma za co kupić traktora i osprzętu do pielęgnacji sadu, pastwisk i robienia siana na zimę. Nie ma za co ogrodzić się przed lokalnymi szabrownikami i zwierzętami nachodzącymi ziemię Indianki...
 
Tyle lat ciężkiej pracy, wyrzeczeń i taki cios... cios za ciosem... Ile trzeba mieć w sobie nienawiści by tak szkodzić samotnej, bezbronnej kobiecie...? :((( Co to za ludzie tutaj mieszkają??? Skąd w nich tyle podłości? :(((
 

wtorek, 10 maja 2011

Wsiowe zagryziaki czyli przepychanki na drodze

Sąsiadujący wieśniak od lat szykanuje Indiankę. Wsiowy matoł nie umie pojąć, ze Indianka ma prawo do sprawnego dojazdu do gospodarstwa i ze musi taki mieć.
 
Indianka przed laty uprosiła Gminę, by wyżwirowała odcinek drogi na kolonię, na końcu której mieszka Indianka. Przyjechały ciężarówki ze żwirem. Niestety, ani jedną łopatą żwiru nie posypano ani jednej dziury na odcinku 500 metrów – odcinku końcowym, na końcu którego znajduje się wjazd na gospodarstwo Indianki. Za to wieśniakowi wysypano dwie ciężarówki żwiru wprost na jego prywatne podwórko. Ciężarówkę żwiru wysypano także na drugie podwórko, przy którym znajduje się dacza, podobno jakiegoś policjanta z Suwałk. No, na dziury w drodze już nic nie starczyło.
 
No, ale wieśniakowi takie antysąsiedzkie działanie nie wystarczyło. Traktorem zaorał drugą drogę, którą Indianka na skróty jeździła do sklepu do sąsiadującej wioski.
 
Pieprznięty wieśniak w ten sposób zaorał drogę, ze wyorał słupki graniczne.
Następnie wsadził w drogę kilka szybkorosnących badyli wierzby, tak, by zwęzić światło pasa drogi, która wg planów ma w tym miejscu 6 metrów szerokości. Z 6 metrów zrobił 3 metry. W ten sam sposób w drogę wbił swoje słupki, tak, by równarka równając drogę nie mogła jej poszerzyć do wymiarów umożliwiających swobodne mijanie się dwóch samochodów. Matoł skasował tez miejsce na rowy odwadniające, bo tam, gdzie one by wypadały postawił słupki jego ogrodzenia.
 
Rok temu, gdy Gmina wzięła się za odkrzaczanie totalnie zarośniętej drogi pod lasem, synalek wsiowego zagryziaka wezwał policję, by utrudnić prace konserwacyjne na drodze. W związku z tym z drogi nie wycięto wszystkich sterczących drzew, gałęzi i krzaków, bo synalek i jego matka awanturowali się, ze to rzekomo ich drzewo, co okazało się kłamstwem. Niestety, całe te bzdetne zamieszanie wypłoszyło robotników interwencyjnych, którzy nie oczyścili drogi do końca, tak jak to było zaplanowane.
Na drodze m.in. zostało stare, spróchniałe, rozpadające się drzewo z majtającą się ogromną gałęzią, która niebezpiecznie sterczy na środku drogi.
 
Teraz, w wielką sobotę świąt Wielkanocnych, wsiowy warchoł samowolnie wkopał betonowy słupek graniczny (bez pomiarów geodezyjnych i bez udziału uprawnionego geodety) na drodze na wprost wjazdu do gospodarstwa Indianki oraz przyciągnął łańcuchami podczepionymi do ciągnika dwa potężne głazy i złośliwie je umieścił na wprost wjazdu do gospodarstwa Indianki.
 
Mało tego, jego samica bezczelnie przestawiła pastuch Indianki graniczący z drogą.
To nie pierwszy raz, ze babsztyl wpieprza się Indiance w pastuch i na jej pole.
Indianka ma z takimi chamami do czynienia od lat.
Indianka musi codziennie sprawdzać, czy jej ogrodzenie stoi na swoim miejscu, bo baba w ten sposób pastuch Indianki przestawia, ze gdy będzie jechać równarka – zniszczy drzewka owocowe, które na skraju pola ma posadzone Indianka.
 
Indianka zgłosiła sytuację na policji, ale policja nie okazała się pomocna. Podobnie, jak nie była pomocna przy kradzieży drzewek z pola Indianki. Indianka jest przekonana, ze to właśnie rodzina wsiowego matoła okradła Indiankę z drzewek. Okradli na złość, tak jak na złość odstawiają szopki z drogą, pastuchem, żwirowaniem itd.
 
Indianka zgłosiła sytuację w Gminie, jak na razie bez odzewu. Indianka nie wie do kogo się zwrócić o pomoc, bo ma dosyć użerania się z miejscowymi chamami. Do kogo się udać...?

poniedziałek, 9 maja 2011

Indiańska lodówka

Indianka otworzyła lodówkę i krzyknęła: "żarcie?!"
A lodówka odpowiedziała: "żarcie, żarciee, żarcieee, jakie żarcie???!" ;)))