niedziela, 6 lutego 2011

I co dalej?

Niedziela lutego 2011, noc. Indianka nie śpi. Obejrzała ciekawy film o chłopaku, który przypadkiem stał się dealerem narkotyków i zarobił na tym 60 mln dolarów, a po pewnym czasie wszystko stracił.  Stracił też swoją rodzinę – żonę i córkę. Trafił do więzienia na wiele lat. Marnie skończył, ale przeżył w swoim życiu też złotą passę. Co użył, to jego.
 
Indianka duma o nim i jego życiu. Facet zarobił fortunę i fortunę stracił. Stracił, bo był to nielegalny interes i w końcu policja go zwinęła, a dokładniej FBI. A zarobił, bo trafił na wielki popyt na narkotyki.
To były czasy hippisowskie. Wszyscy jarali trawę. Potem przyszła kolej na mocniejszą kokainę.
 
Indianka nie ma zamiaru zajmować się niczym nielegalnym. Ale na czymś trzeba zarabiać na życie.
Gospodarka nierentowna, niedofinansowana – skarbonka bez dna, bez profitu.
 
Agroturystyka – świetny pomysł, ale wymagana na starcie potężnych nakładów. Stopa zwrotu stosunkowo niewielka w zestawieniu z kosztami jakie trzeba ponieść aby taki interes uruchomić.
Agroturystyka to nie jest lukratywny interes. To jest dodatkowa działalność przy gospodarstwie rolnym, które musi się utrzymywać z produkcji rolnej.
 
Najwięcej zarabiają ci, co nic nie produkują i nic nie ryzykują. Ci, co kupują tanio i sprzedają drożej, czyli pośrednicy. Obojętnie, czy przedmiotem obrotu jest bydło, czy nieruchomości.
Najwięcej można zarobić na handlu.
 
Taka jest prawda. Ale Indiankę nie pociąga robienie pieniędzy samo w sobie. Chciałaby żyć przyjemnie na swoim rancho i łączyć przyjemne z pożytecznym, czyli zarabiać na goszczeniu ludzi u siebie.
Nie musi zarabiać bajońskich sum. Wystarczy, by miała na swoje skromne potrzeby i na wycieczki dookoła świata, oraz na zagospodarowanie i rozwój gospodarstwa.
 
Ciężko pracuje tyle lat bez urlopu, bez zapłaty, traci zdrowie z przepracowania i zimna – chciałaby wreszcie zacząć żyć normalnie, lekko, radośnie, bez zmartwień egzystencjonalnych.
 
Małymi kroczkami zbliża się powoli ku realizacji swoich celów. Samej ciężko. Gdy zaczynała swoją mazurską pracę, nie chciała swych planów realizować sama, niestety, nigdy nie spotkała nikogo, z kim można by było współdziałać w tym temacie czyli w temacie stworzenia małego raju na ziemi, na indiańskiej ziemi...
 
Teraz, po latach, gdy Indianka nauczyła się polegać tylko na sobie i wierzyć tylko sobie – umie działać samodzielnie. Całkowicie samodzielnie. Zresztą, żyjąc w mieście była też samodzielna, tyle że tam zarabiała cokolwiek na życie, a tutaj pakuje wszystkie swoje siły i środki w gospodarkę i ciągle po 8 latach nie ma zrealizowanego swojego celu, mimo, że zrobiła w kierunku jego realizacji baaardzo duuużo.
 
Nikt inny na jej miejscu nie dałby radę tak wiele zdziałać bez poważnego dofinansowania i wsparcia choćby duchowego. 
 
Ogrom pracy oparła na swojej ciężkiej fizycznej pracy i wykorzystywaniu nadarzających się okazji, których nie było za wiele, ale były i cokolwiek ułatwiły Indiance jako takie zagospodarowanie się na tej ziemi – np. dopłaty unijne. W skali gospodarstwa Indianki są one niewielkie, niewystarczające na pełne zagospodarowanie się i uruchomienie jakiejkolwiek przynoszącej zyski działalności, ale są i razem z ciężką fizyczną pracą powoli działają na korzyść w kierunku urentownienia gospodarstwa Indianki. W zasadzie gospodarstwo Indianki powinno było dostać dotację dla gospodarstw niskotowarowych, aby Indianka mogła rozpocząć taką niskotowarową działalność, np. chów kóz i wyrób serów lub agroturystykę. Niestety, z powodu idiotycznego kryterium nie dostała (kryterium wymagało od gospodarza prowadzenia gospodarstwa przez co najmniej 3 lata).
Dotacji dla młodego rolnika nie dostała również z powodu idiotycznego kryterium (prowadzenie gospodarstwa przez nie dłużej niż rok). Natomiast banki w owym czasie dysponujące kredytami preferencyjnymi dla rolników, także się wypięły, bo wg ich kryteriów trzeba było być gospodarzem przez co najmniej 3 lata i uzyskiwać dochody z gospodarstwa. Indianka trafiła w feralną dziurę finansową. Natomiast dotacje obszarowe zależne od ilości hektarów są w przypadku gospodarstwa Indianki niewielkie. Ledwie starczają na zakup paszy, zakup zwierząt hodowlanych, usługi weterynaryjne i inseminacyjne, zakup podstawowych ręcznych narzędzi rolniczych. Często trzeba było wybierać. Albo to, albo to.
 
Nie ma i nie było żadnego programu wspomagającego zapaleńców z miasta, którzy przenieśli się na wieś, by tu uprawiać ziemię i hodować zwierzęta. Nie ma dla takich ludzi żadnego wsparcia, ani w Gminie, ani w Unii.
Są zdani wyłącznie na siebie. Jeśli mają morze kasy lub wpływy z innych działalności – poradzą sobie jakoś, o ile ciężka praca na wsi im nie zbrzydnie. Najmą maszyny i robotników rolnych do pomocy i nimi będą obrabiać ziemię. Ale jeśli będą zdani wyłącznie na pracę swoich rąk, bez wsparcia maszyn – to żaden sobie nie poradzi lepiej niż poradziła sobie Indianka.
 
Indianka wie, że są łatwiejsze sposoby na osiągnięcie swoich celów, ale brzydzi się nimi.
Brzydzi się zarówno prostytucją jak i polityką. Ani do jednego, ani do drugiego się Indianka nie nadaje i nie chce nadawać. Za porządna na to jest. Nie potrafiłaby sprzedawać swoje ciało za pieniądze, nie potrafiłaby też odnaleźć się w śliskich i pokrętnych układach politycznych. A zarówno prostytucja jak i polityka przynosi łatwe pieniądze. Zarówno prostytutka jak i polityk nie musi się narobić by górę forsy zarobić.
 
Ale to nie dla Indianki. Ona honorowa. Woli ciężką harówę od takiego poniżenia i poniżającej łatwizny w pozyskiwaniu nieczystych i niezbyt uczciwie zarobionych pieniędzy.
 
Ahh... były i rady mało ambitne „wyjść bogato za mąż”. Indianka wyjdzie za mąż tylko wtedy, gdy się zakocha z wzajemnością. Związek dwojga ludzi, zwłaszcza wiązek sformalizowany musi opierać się na miłości. Jeśli tej miłości nie ma – nie ma sensu być razem. Indianka nie wyobraża sobie, aby miała kiedykolwiek wyjść za mąż z wyrachowania, bez miłości. To okropne. Takie coś budzi jej politowanie. To jest rozwiązanie dla ludzi słabych i wygodnych, takich bez honoru i bez charakteru.
 
Jeśli nie spotka jej miłość, szczęśliwa miłość – nie wyjdzie za mąż. Będzie nadal sama i nadal będzie śnić, o tym co piękne i dobre. Dla Indianki wszystko jest albo czarne albo białe. Albo kocha, albo nie. Albo jest wzajemna miłość, albo jej nie ma. Jeśli wzajemnej miłości nie ma, nie ma sensu się męczyć.
 
Najgorsze co może być w życiu Indianki, to zaprzedać swoją duszę, pragnienia i dobrowolnie wejść w coś, co jest sprzeczne z jej naturą.
 
Indianka rzadko się zakochuje. Rzadko spotyka kogoś, kto nadaje na jej falach, kto ją pociąga, kto ją inspiruje.
Nie wie, czy kogoś takiego spotka, bo większość mężczyzn w jej wieku już jest we związkach, stałych związkach, a Indianka z zasady nie rozbija cudzych związków. Takie zachowanie to poniżej jej godności.
 
Najgorszy okres w życiu ma już za sobą. Przeszła przez niego sama, bez wsparcia.  W tamtym okresie była podatna na zakochanie się, bo było jej bardzo ciężko, potrzebowała pomocy, wsparcia, dobrego słowa, czułości. Wystarczyło jej okazać serce i mogła się łatwo zakochać. Niestety, nikt jej nie okazał tego serca.
Tamten okres już minął i zahartował Indiankę. Wie, że tak naprawdę może polegać tylko na sobie.
 
Współczesne oznaki sympatii, wsparcia od ludzi – ceni, ale tak naprawdę były one dawno temu potrzebne.
Wtedy, gdy były one bardzo potrzebne – nie było ich. Teraz są jakby przeterminowane.
 
Miejscowa ludność okazała się nieprzyjazna, odpychająca, ogarnięta przez znieczulicę, często podła, a kontakt ze światem i z pozytywnymi ludźmi urwał się w momencie, gdy Indiance ukradziono komórkę z dostępem do internetu. Wtedy została tu zupełnie sama, wyłącznie zdana na siebie.
 
Było jej baaardzo ciężko wtedy. Bez kasy, głodna, w ciężkich warunkach materialnych, musiała sama dać sobie tu radę i dała. Nikt z ludzi miejscowych Indiance nie pomógł, nie pomogła też żadna instytucja.
 
Indianka już nie ma złudzeń co do miejscowych ludzi z wiosek. Dobrze poznała ich naturę. Są jacy są, jakoś tak wychowani dziwacznie, uformowani na zimnych znieczuli. Trudno. Nie podoba się jej to, ale tak tu jest. Przyzwyczaiła się do tego i nie czuje żadnej więzi z nimi. Nie budzą oni jej sympatii. Nie zasłużyli na nią.
 
Owszem, bywają wyjątki. Chybotliwe wyjątki. Niekiedy okazują życzliwość, która momentalnie znika bez powodu. Na czymś, co niestałe, niepewne – nie można opierać przyjaźni. Indianka po kilku takich nieudanych próbach zaprzyjaźnienia się z niektórymi miejscowymi dała sobie spokój. Po prostu tutaj przyjaźń nie działa.
Czemu nie działa? Bo podstawą wszelkiej przyjaźni tutejszej jest materializm, to, co możesz zyskać na takiej przyjaźni. Indianka biedna, nie ma maszyn rolniczych, więc niepotrzebna miejscowym jej przyjaźń.
Nie ma ona pożądanego na wsi sprzętu rolnego, który by można od niej pożyczać, więc nie warto się z nią przyjaźnić. Przeważnie nie ma też kasy, więc nie można na niej zarobić, więc też niepotrzebna jej przyjaźń i kontakty z nią.
 
A to, że a ona ma dobre serce i otwartą duszę, to dla miejscowych żadna wartość. Tu liczy się materializm.
 
Z kolei Indianka gardzi takim podejściem do przyjaźni. Dla niej przyjaźń to bezinteresowne zjawisko.
 
Klub wzajemnej adoracji polegający na wymianie maszyn rolniczych i płodów rolnych, to nie przyjaźń, tylko interesy.
 
Interesy można robić z kimś, kogo się nie lubi, nawet z ostatnią łachudrą, ale robi się z nim te interesy, bo taka jest potrzeba. Ale stawianie łachudry nad przyjaźń z Indianką, bo łachudra pożyteczny czasem, może ciągnik pożyczyć czy inną maszynę, a Indianka nie ma co pożyczyć, więc się nie liczy - to już nie hallo.
 
Indianka nie ma czym się wymieniać, dlatego tutaj nie może się z nikim zaprzyjaźnić. I już nie chce próbować, bo pierwsze próby zaprzyjaźnienia się z miejscowymi skończyły się dla niej przykrym rozczarowaniem. Zresztą zaprzyjaźnianiem nie można nazwać zwykłego kumplowania się celem wymiany maszyn. Kumpel, to nie to samo co przyjaciel. Z kumplem można wypić piwo, powymieniać się maszynami, ale kumpel ci nie pomoże, gdy będziesz w potrzebie, bo to tylko kumpel. Jego życzliwość jest ograniczona. Może pomoże, a może nie. Zależy czy będzie mu to do czegoś potrzebne lub czy będzie mu się chciało, czy będzie w nastroju. Natomiast przyjaciel, to jest ktoś, na kim zawsze i wszędzie możesz polegać, komu możesz ufać w każdej sytuacji.
 
Życie na wiosce mazurskiej uświadomiło Indiance z ogromną ostrością, że tak naprawdę każdy człowiek jest w życiu sam, zupełnie sam, a złudne pozory przyjaźni są tylko ułudą, mrzonką, chybotliwą sympatią i nie warto do niej przykładać wielkiej wagi. Gdy człowiek nie ma złudzeń, oszczędza sobie przykrych rozczarowań.
 
Indianka woli zwierzęta, bo są one szczere i bezinteresowne w swoich sympatiach. Gdy kot wtula się w pierś Indianki i mruczy upojnie pod wpływem głaskania – Indianka wie, że to szczera sympatia i nie wyparuje ona następnego dnia, bo kotek pamięta, że Indianka jest dla niego dobra, miła i dba o kotka podrzucając mu różne smakołyki, a wieczorami wpuszcza pod ciepłą kołderkę... ;)
 
Gdy psy, konie i kozy podchodzą do Indianki by przywitać się – wie, że to szczere jest. Znają dobro Indianki, ufają jej, są jej wierne i oddane. Nawet kurka najchętniej grzebie w ziemi tuż obok nogi Indianki.
Zwierzęta są kochane. Szczere, dobre, oddane. Niezdolne do podłości.
 
Trzeba dodać, że czasami ktoś z głębi Polski, a nawet z okolicy okaże Indiance szczerą sympatię. To też miłe.
 
Tyle sympatii co jej okazują zwierzęta i niektórzy ludzie – Indiance wystarczy. Polega i tak wyłącznie na sobie.
Żyła tu tak długo otoczona zimną znieczulicą ludzką, że współczesne gesty sympatii od różnych ludzi odbiera ze zdziwieniem i niedowierzaniem. Ceni je, ale nie przecenia, bo wie, że człowiek w życiu jest tak naprawdę sam, a jak przysłowie mądre mówi „łaska pańska na pstrym koniu jeździ” – znaczy – dzisiaj sympatia jest, a jutro już jej nie ma... ;) Ale są też prostolinijne, dobre, wierne dusze, takie jak dusza Indianki. Takie dusze Indianka ceni najbardziej... :)

1 komentarz:

  1. Droda Indianko,
    Dobry Bog obdarzyl Cie ogromnymi darami : madrosci, roztropnosci, odwagi i milosci... Milosci szerokopojetej zrodzonej w glebi i ukryciu, szlifowanej przez lata trudu, biedy, zimna, i tez odrzuconej, zdeptanej ktora zna gorycz i marnosc tego swiata i ludzi. Cenne dary posiadasz, ale tylko Ty wiesz ile Cie kosztowaly, jaka cene zaplacilas za nie. Nie zginiesz cokolwiek sie wydarzy, to prawda ze czliwiek jest sam w zyciu , nawet bedac otoczonym ludzmi rowniez szczerymi i dobrymi... Ale jest taki moment ze zostaje sam na pustyni duszy i wtedy przychodzi ON. Jego imie to JEZUS. Jest z Toba. Ze mna tez, moja dusza tez jest szlifowana... sa na niej rysy... ale jak przejdziesz na drugo strone to zobaczysz te swoja ublocona, nieprzejezdna, pominieta droge- wysadzana diamentami lsniaca aleje ktora prowadzi prosto do Jego Serca, a zgadnij kto bedzie szedl ta Aleja?, Dla kogo zostala przygotowana?
    pozdrawiam
    j.

    OdpowiedzUsuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!