wtorek, 31 sierpnia 2010

Na drabinie

Niemal cały poniedziałek Indianka wisiała na drabinie i malowała ganek.Ganek – wymalowany! Kolor – szwedzka czerwień. Ganek wygląda teraz jak domek szwedzki, jakie Indianka widywała ongiś w Szwecji.
 
Dziś zabrała się za przestawianie i poprawianie elektrycznego ogrodzenia.
Właściwie to już wczoraj zaczęła robić poprawki. Dziś prawie skończyła.
Uszykowała sobie wygodną i bezpieczną od zwierząt rabatę, na której ma zamiar posadzić kilka drzewek i krzewów. W przygotowaniu rabaty pod nasadzenia wydatnie pomógł ogier, który wydeptał mocno ścieżkę wzdłuż ogrodzenia – wręcz ją skopał. Dzięki temu teraz będzie się kopało lżej.
 
Przy domu Indianka wymalowała ściankę wapnem na biało dla podkreślenia pięknego nowego koloru ganku. Dodała mleka by wapno lepiej przywarło do ściany, ale mimo to może spłynąć z deszczem, bo mleko było zsiadłe i niewiele go. Znajomy mówi, że on dodaje emalii do wapna i wtedy wapno się robi odporne na deszcz. No, jeśli mleko w wapnie nie wystarczy, trzeba będzie rozejrzeć się za emalią. Ponadto Indianka wrzuciła kolejną partię drewna do piwnicy i zwiozła kilka klocków z podjazdu. Powoli robi się porządek. Podjazd sprzątnięty. Pora zwieźć taczką drewno z drogi, bo się nie zapowiada na żadną pomoc. Taczka jest beznadziejna – chwieje się na wszystkie strony i opona szoruje o aluminiowe części taczki. Zwożenie drewna taką taczką to prawdziwa męka. Przydałby się jakiś wygodniejszy wózek.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Męcząca niedziela

To był męczący dzień...
...Indianka wrzuciła część drewna do piwnicy. Powoli usunie drewno spod domu i zgromadzi zapasy opału na zimę...

sobota, 28 sierpnia 2010

Nie chce obcego w domu

Indianka nie chce w domu obcego. Im bliżej do dnia przybycia nowego pomocnika, tym większy wstręt ku niemu w Indiance narasta. Wolałaby jakiego dochodzącego pomocnika co to nie nocowałby w jej domu i dla którego nie musiałaby gotować. Jakiego dorywczego pomocnika, na czas, kiedy ma za dużo roboty na jedną osobę – tak jak teraz...
 
Indianka obudziła się dziś z bólem pleców. Kręgosłup boli. Chyba nie da rady zwieźć pozostałego drewna... W dodatku ta taczka tak się chybocze na boki i ciężko jedzie...

piątek, 27 sierpnia 2010

Coconing

Indianka niedawno wysłuchała reportażu na temat coconingu.
Chodzi o to, że wśród ludzi pracujących zawodowo w stresie, w tłumie innych współpracowników –  robi się modne spędzanie czasu w domu – bardziej niż udzielanie się towarzysko na przyjęciach itp.
Wielu ludzi preferuje np. majsterkowanie w domu lub zaszycie się pod kocem z książką niż chodzenie np. do pubów lub masowe imprezy.
Coconing [kokoninn] to taka forma współczesnego domatorstwa. Właściwie to jest domatorstwo. Domatorzy zawsze istnieli i zawsze istnieć będą. Jest grupa ludzi, która się czuje najlepiej w swoim domu. Są też ludzie bardziej ruchliwi i towarzyscy, ale zmęczeni tłumami w pracy na co dzień, więc i oni wolą domowe zacisze.
Indianka teraz też jest domatorką. Dawniej, we wczesnej młodości latała na dyskoteki, bo uwielbiała tańczyć i ten dreszczyk emocji wywołany czymś nieznanym co wisiało w powietrzu...
Teraz najlepiej czuje się w swoim domu, na swoim gospodarstwie.
Gdy czasem gdzieś trafi w cudzy dom – nie może się doczekać, aby wrócić do siebie – bo tu jej, mimo wielu niedogodności starego, nie wyremontowanego domu – najlepiej.
Także zapraszanie do siebie do domu obcych - nieznanych pomocników czy wolontariuszy – męczy ją dość. Tzn. znoszenie ich obecności w swoim otoczeniu, w swojej przestrzeni życiowej – jest dla niej męczące, a niekiedy drażniące. W końcu nie po to kupiła dom, by znosić obecność przypadkowych osób – nie zawsze szczerych, uczciwych, życzliwych osób, gdyż ludzie trafiają tu różni – obok tych naprawdę życzliwych i fajnych – trafiają tu też różnego rodzaju dwulicowe wyrzutki o nieczystych intencjach...
No cóż – dużo tu pracy na gospodarstwie, dlatego Indianka niekiedy godzi się na takie towarzystwo, ale co raz bardziej niechętnie.
Dom, to w końcu dom. Ostoja spokoju i bezpieczeństwa, zaufania.Trzeba chronić to sanktuarium. Poza tym Indianka od lat tak ciężko pracuje, jak nikt nie potrafi pracować. Nikt kto tu trafił na trochę nie jest w stanie tak ciężko pracować. Indiankę drażni powolność i lenistwo oraz partolenie roboty niektórych pomocników. Niekiedy takie partolenie bywa bardzo kosztowne.

Indianka nie zarabia, więc nie stać jej na utrzymanie obcych osób. Czasami utrzymuje je pożyczając pieniądze, ale to jest przecież bez sensu. Lepiej samemu zrobić co jest do zrobienia i zaoszczędzić sobie kłopotu i niedogodności dzielenia się swym domem z obcymi...

Rok szkolny

W związku ze zbliżającym się nowym rokiem szkolnym, Indianka powzięła decyzję, aby napisać w ciągu najbliższego roku szkolnego powieść fabularną lub scenariusz. Start – 1 września. Dead line – 20 czerwca 2011.
 
Tym razem to będzie cięższa praca, bo wszak trzeba będzie posty lub rozdziały szlifować i ubogacać językowo i rozbudowywać kreatywnie o rozwinięte lub nowe treści – bo ma być to powieść zainspirowana przeżyciami Indianki, a nie blog, za którego niektóre nienawistne gadziny chętnie by Indiankę w łyżeczce wody utopiły... ;)))
 
Tajny blog Indianki będzie opublikowany dopiero po jej śmierci, aby żadna fałszywa wściekła żmija nie gnębiła Indiankę za jej życia nonsensownymi pozwami o ochronę dóbr osobistych ;)))

Runda

Indianka 40sto kilomentrową rundę wczoraj zrobiła i spotkała po drodze dobrego człowieka. Zaprzyjaźnili się, bo gościu bardzo w porządku jest.

Chciałaby więcej napisać, ale nie może, bo ten świat jest tak ograniczony przez ludzi, przez ich nakazy i zakazy – że cokolwiek się napisze, to zawsze może znaleźć się jakaś menda, która wiedzę powziętą na Indianki blogu będzie chciała przeciwko niej lub jej przyjaciołom wykorzystać, menda, która stanie na głowie by zepsuć przyjaźń, więc niestety – najciekawsze historyjki z życia Indianki trzeba będzie wkładać w powieść niedostępną dla szerokiego grona czytelników – przynajmniej do czasu jej publikacji... ;)
 
Póki co, Indianka postanowiła pisać dwa blogi – jeden okrojony i nudny – okrojony dla bezpieczeństwa Indianki i jej przyjaciół, a dostępny dla szerokiego grona czytelników – a drugi pełny i soczysty – tajny blog na którego kanwie powstanie pasjonująca powieść lub scenariusz...
 
Indiankę męczy to, że nie może być w pełni szczera w sieci, że nie może napisać wszystkiego co wie, co ją spotyka, co czuje, co myśli... Ma potrzebę pisania, więc będzie sobie spokojnie i wolnomyślicielsko pisała bez ograniczeń na tajnym blogu, który następnie przerobi na oryginalną powieść lub scenariusz który następnie sprzeda za grubą kasę ;)))
 
Indianka byłaby wdzięczna za wskazówki jak napisać dobry scenariusz?... :)

czwartek, 26 sierpnia 2010

Indianka zmęczona i rozgoryczona

Indianka przemęczona. Kilka taczek drewna wczoraj zwiozła z odległości kilkuset metrów i rozbolał ją kręgosłup. Osłabła i położyła się. Nie zdążyła złożyć wniosku o dotacje na agroturystykę. Za dużo pracy (zasrane karczowanie nie w czas) i spraw ma na głowie (kontrola unijna i realizacja wymogów) za mało pomocy (ci co mieli być i coś pomóc na gospodarstwie zawiedli), za dużo problemów, problemy ze zdrowiem. No i cholernego wniosku nie można było wysłać pocztą. Durny przepis mówi o tym, że rolnik musi osobiście jechać do Olsztyna by złożyć wniosek. Po kiego grzyba???!!! Więc dotacja przepadła po raz trzeci i pewnie więcej naborów nie będzie, albo będą tak utrudnione, że nie do podejścia.
Świadkowie Jehowy twierdzą, że Szatan rządzi światem, a wśród ludzi jest kupa sług jego. Indianka zaczyna w to wierzyć. Indianka widzi, że w ludziach jest więcej zła niż dobra. Ludzi dobrych jest garstka. Ludzi chwiejnych większość. Ludzi złych całkiem sporo i mają wpływ na tę chwiejną większość, a garstka dobrych często nie śmie podskoczyć większości. Bóg przegrał. Szatan rządzi światem. Liczyć na dobrą wolę, na dobroć w ludziach – to naiwność. Większość to sługi Szatana, więc do nich nic dobrego, ludzkiego nie dociera. Jest dobra Indianka, a wokół niej szklana ściana zła. Bezdusznego, okrutnego, zimnego, parszywego zła.

środa, 25 sierpnia 2010

Jadęę, już jadęęę!

... - Podpitym głosem zameldował się 23 latek... i nie dojechał – małolat spod Ełku :) Miał być do pomocy na gospodarstwie. Miał być w sobotę, ewentualnie w poniedziałek. Odezwał się we wtorek, że jedzie, ale nie dojechał, gdy na pytanie „Ile pani ma lat?” dostał odpowiedź: „Nie twoja sprawa. Kobiet nie pyta się o wiek, poza tym jedziesz tu do pomocy na gospodarstwie, a nie jako kochanek”. Musi odpowiedź małolatowi się nie spodobała, bo rozłączył się nagle i nie dojechał na rancho :)
Ale za to odezwał się starszy rencista. Ten raczej dotrze. Brzmiał rzetelniej i ma w okolicy rodzinę. Ma dość miasta. Pragnie wsi i jej spokoju, a nie ma spokojniejszego miejsca niż rancho Indianki... :)

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Drewno zwiezione

Znalazła się dobra dusza, która pomogła Indiance zwieźć część drewna - małą samochodową przyczepką – najcięższe sztuki. Znajomy Indianki się śpieszył na spotkanie, więc tylko trzy małe przyczepki zwieźli. Lepszy rydz – niż nic. Resztę trzeba taczką... :(.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Indianka wykarczowała drogę dla wsi

Indianka wykarczowała drogę na Ciche. Pomagali robotnicy interwencyjni z Urzędu Gminy. Dzięki Indiance wieś odzyskała starą trasę komunikacyjną. Indianka bardzo ciężko się na niej napracowała. Pracowała 7 dni po 16 godzin dziennie – w upale i deszczu. Wykarczowała totalnie zapuszczoną od lat i zarośniętą drogę. Dzięki jej ciężkiej pracy pełnej poświęcenia są efekty. Indianka zaniedbała własne sprawy by sprostać zadaniu na drodze, ale teraz stara droga odnowiona, przestronna, przejezdna – na razie tylko dla ciągników, bo nawierzchnia poryta przez dziki wymaga równania spychaczem, ale za to jest wystarczająco dużo miejsca by dwa ciągniki minęły się w razie potrzeby.
Droga wymaga jeszcze poprawek. Robotnicy nie wszystko co konieczne dla poprawnego udrożnienia drogi zrobili tu, bo w piątek rano przyszła Rumcajsowa i zaczęła się awanturować. Nastraszyła pracowników Gminy tak, że nie pokończyli zaczętej pracy. Darła się jak nienormalna i chciała ukraść drewno nacięte przez Indiankę, a obiecane jej przez kierownika K.L. w zamian za pomoc w karczowaniu drogi. Przez Rumcajsową droga jest jeszcze niewykończona, bo przestraszeni robotnicy uciekli z drogi nie kończąc pracy. Zostały jeszcze tu sterczące brzydko z ziemi kikuty krzaków i drzew poszarpanych przez niszczycielską maszynę podczas wycinki, są też sterty gałęzi i suchych badyli nie usunięte. Pozostało też kilka krzywulców wierzbowych szpecących drogę i zawężających nadmiernie przejazd. Indianka powoli sprząta co się da, bo chce by ta droga zamieniła się w piękną spacerową aleję – zarówno dla siebie jak i dla gości Indianki, turystów i mieszkańców jej wsi. Poza tym ta nowa aleja ułatwi jej pilnowanie własnej ziemi, bo biegnie wzdłuż jej gospodarstwa.
Wczoraj po raz pierwszy miała przyjemność pokazać aleję swoim gościom. Na alei przydałoby się kilka ławek dla spacerowiczów. Indianka przygotowała miejsce pod jedną ławkę, tylko decha potrzebna do zrobienia ławki.
Wczoraj w nocy zakradła się po cichu na aleję i obserwowała teren, czy przypadkiem Rumcajsowa nie próbuje ukraść jej drewna pod osłoną nocy. Siedziała w ciemności delektując się nocą. Nawet komary nie cięły. Nadeszły dziki na drogę. Nie bała się, choć może powinna. Pomyślała, że może być wśród stadka locha z małymi, a te są agresywne i lepiej zejść im z oczu. Gdy dziki były około 25 metrów od Indianki – wstała ze zrobionego przez siebie stołka i poszła powoli do domu podziwiając księżycową noc.
Ponieważ ona sama się tutaj na tej drodze najbardziej i najciężej społecznie napracowała i to za darmo, swoim sprzętem, na swoim paliwie, w swoim czasie oraz nadal sprząta drogę bez pomocy kogokolwiek ze wsi, mimo że drogę dla całej wsi zrobiła i wszyscy z niej będą korzystać – także Naruszewiczowa, która przeszkadzała w karczowaniu drogi – w uznaniu swoich niewątpliwych zasług, postanowiła nazwać drogę od swojego przydomku.
Niniejszym uroczyście oświadcza, iż dziś nadaje temu odcinkowi drogi nazwę „Aleja Indianki” i zaprasza mieszkańców swojej wsi do korzystania z tej drogi. Jak któryś ma solidną dechę, to niech przyniesie – ławkę Indianka zrobi.

 

czwartek, 19 sierpnia 2010

Udrożnianie drogi

Udrożnianie drogi powoli dobiega do końca. Dziś cała ekipa ostro działała – Indianka i pięciu chłopa z Urzędu Gminy Kowale Oleckie. Droga robi się z wolna przestronna...

środa, 18 sierpnia 2010

Indianka karczuje drogę

Indianka karczuje drogę pod swoim gospodarstwem. Dziś znów pomagał jej Stanisz. Stanisz to miły, uczynny człowiek... Roboty mnóstwo. Prace powoli posuwają się do przodu. Jeszcze wiele pracy trzeba włożyć w tę drogę, by stała się przejezdna i przestronna. Będzie fajną aleją... Przydałyby się tutaj ławki dla spacerowiczów i nasadzenia szlachetnych gatunków drzew i krzewów...

wtorek, 17 sierpnia 2010

Ciężka praca

Indianka w piątek, sobotę, niedzielę i poniedziałek w pocie czoła ciężko pracowała na gminnej drodze porządkując gałęzie i nacięte drewno. Targała ciężary na taczce po 250 metrów pod górę po wertepach. Pot lał się z niej ciurkiem. To nie do wiary, ale w poniedziałek po południu jeszcze znalazła siły by pojechać na rowerze 40 kilometrową trasę by kupić impregnat do drewna. No, ale dzisiaj to ją całe ciało boli z przepracowania i nadmiaru wysiłku. Musi odpocząć i zająć się zwierzyną.
 
Drutu do pastucha nie kupiła, bo za późno dojechała do miasteczka. No, ale i tak jest co tu robić – kozę wydoić, krowę przestawić, ogrodzenie poprawić, ganek domalować, oborę domalować, psom karmy nagotować, pociąć żerdzie i wrzucić do piwnicy, zająć się papierami różnymi, posprzątać w domu, poprać to i owo, wykąpać się, ugotować obiad, podlać rośliny, przesadzić niektóre...
No i znaleźć hydraulika, który wodę doprowadzi do łazienki i kuchni!
Indianka musi mieć bieżącą, ciepłą wodę w domu do mycia, bo w fizycznej pracy w upały człowiek bardzo się poci i brudzi. Praktycznie codziennie powinna brać prysznic i myć głowę, którą zalepia spływający ciurkiem pot.
 
 

sobota, 14 sierpnia 2010

Zabłądzone konie


Z piątku na sobotę Indianka prawie nie spała. Coś ją niepokoiło, przerażało. Jakieś złe przeczucia. Może to mentalny przekaz od zlęknionych i zbłądzonych koni był? Gdy coś się złego dzieje ze zwierzętami Indianki ma ona męczącą noc lub złe sny. Burza z wieloma błyskawicami targała światem za oknem...
Rano koni nie było na pastwisku ani w stajni. Burza musiała je spłoszyć. Indianka zaniepokojona poszła ich poszukać. Obeszła okolicę. Ani śladu. Zapytała traktorzysty, który nawoził ściernisko obok pastwiska. Powiedział, że objechał całe 90 ha i nigdzie nie widział indiańskich koni. Indianka martwiła się.
Nagle, przy miedzy kilkaset metrów dalej zobaczyła swoje skarby. Zawołała je po imieniu. Klacz Indiana po wielu godzinach błądzenia zobaczywszy i usłyszawszy swoją panią zarżała żałośnie, nie wiedząc jak się dostać do niej. Klacz była daleko. Przed nią pastuch.
Indianka zaczęła wołać klacz Indianę po imieniu i machać do niej. Weszła na ściernisko i dalej machała. Konie zwróciły się w kierunku Indianki i rżąc przygalopowały do niej robiąc duży łuk po ściernisku by wyminąć przeszkodę w postaci rowu i zakrzaczeń nad nim. Przybiegły wprost na Indiankę mało się nie wpakowawszy na nią... przystanęły na chwilę przed Indianką uradowane jej widokiem rżąc radośnie, po czym spokojnie minęły ją i pokłusowały na pastwisko zmierzając do wodopoju. Musiały długo błądzić, bo mocno spragnione były...
Indianka postanowiła, że zabierze je z tego pastwiska na inne, z którego nie będą mogły uciec. Trzeba będzie dokupić drut do pastucha, bo taśmy podniszczone i nie przewodzą prądu jak trzeba. Taśmy będą tylko jako uzupełnienie druta, bo są bardziej widoczne dla koni niż drut. Koń praktycznie drutu nie widzi, więc musi być koniecznie taśma dla widoczności.
Uspokojona powrotem koni, Indianka zajęła się pozostałą zwierzyną, przestawianiem ogrodzenia, dojeniem kozy, karmieniem psów i kotki, pojeniem kur, zbieraniem jabłek, a pod wieczór pocięła drewno na kawałki.
Znów pot kapał z niej jak deszcz, gdy w gorącu piłowała drzewo. Zabrakło sił by zwieźć drzewo taczką. W niedzielę rano to zrobi. Wykąpała się z lubością i wysuszyła w ciepłym letnim wietrze siedząc na jej urodzinowym leżaczku z podnóżkiem i popijając koktail mleczno-owocowy z koziego mleka prosto od własnej kozy oraz podziwiając zielone przestrzenie wokół. Just perfect. Only beloved person lack... :)

Wycinka i kontrola


Wycinka i kontrola = adrenalina. Było ostro. Wielki stres Indianka przeżyła, gdy zauważyła zdewastowane korony drzew rosnących na jej posesji przy drodze! Wściekła się. Po prostu dostała szału. 8 lat prosiła, by wycięto sterczące nad drogą gałęzie. Nie doczekała się wycinki. Sama wycięła. Przycięte drzewa wypuściły młode, zielone gałązki, które okryły pnie drzew gęstymi, pięknymi, zielonym pióropuszami... Drzewa zaczęły prezentować się przepięknie, nie mówiąc o tym, że usunięte stare grube gałęzie przestały zawadzać. No i gdy tak pięknie drzewa zdobiły wjazd na posesję Indianki - nadjechała przeklęta maszyna, która te piękne, harmonijne korony zniszczyła. Indianka się mało nie popłakała, gdy zobaczyła zdewastowane drzewa i zniszczoną swoją i kolegi ciężką pracę nad pokrojem tych drzew. Zaraz potem wpadła w wielki gniew.
 
Nadjechał pracownik urzędu gminy odpowiedzialny za ten stan rzeczy. Dostał się w samo epicentrum wielkiego gniewu Indianki. Indianka aż się gotowała ze złości. Świerki posadzone przez sołtysową w pasie drogi nie zostały ruszone, tylko starannie wypielęgnowane przez Indiankę jej wierzby rosnące na jej polu. Indianka gotowała się. Zamach na jej własność!!! Zniszczona bezmyślnie przyroda!!! Znów jakaś chora dyskryminacja!!! Brak poszanowania jej własności i ciężkiej pracy!!
 
Ponadto nagle bez uprzedzenia gminie zachciało się robić drogę do lasu wzdłuż posesji Indianki, co wymagało obecności Indianki, coby znowu czegoś nie zniszczono bezmyślnie. Bardzo to było nie na rękę Indiance, bo akurat dziś miała być unijna kontrola gospodarstwa, a Indianka nie zdążyła wydrukować wszystkich potrzebnych dokumentów, bo zaplanowała sobie ten wydruk na ten właśnie poranek.
 
Co więcej, po 4 miesiącach od złożenia podania o wycinkę drzew, niezapowiedzianie pracownik gminy przyszedł sporządzić odpowiedni opis drzew przeznaczonych do wycinki. Akurat w dniu kontroli unijnej!
 
Kontrola, wycinka, opis - to wszystko w jednym czasie i dniu. Indianka stresowała się tym wszystkim bardzo. Zamiast zająć się przygotowaniem dokumentacji unijnej do okazania dla kontroli, musiała latać po polu i po drodze. Strasznie wkurzona była. Kłębek nerwów.
 
Pracownik gminy i robotnicy interwencyjni w którymś momencie wykazali chęć współpracy przy wycince, więc w końcu indiańska złość opadła i Indianka dogadała się z nimi, że pomoże im wyciąć zakrzaczenie drogi swoją piłą, a w zamian będzie mogła zabrać nacięte drewno na opał. Dopilnowała, aby wycinka odbyła się jako tako sensownie (na ile to jest możliwe przy udziale robotników rekrutujących się z bezrobotnych branych do prac interwencyjnych i przy udziale niszczycielskiej maszyny bardziej dewastującej niż przycinającej drzewa i gałęzie) oraz pomogła w wycince robotnikom. Przyniosła swoją piłę i wycięła co grubsze drzewa zarastające starą drogę, a których nie mogła pokonać niszczycielska maszyna czy siekiery robotników. Tak oto wspólnymi siłami przetarli z grubsza dawny szlak...
 
Zanim skończyła pracę na drodze, nadjechali kontrolerzy i musiała iść ich obsłużyć. Jeden z robotników pomógł Indiance nieść ciężką piłę i paliwo, a potem naostrzył jej łańcuch, aby mogła pociąć na kawałki i uprzątnąć z drogi nacięte drewno, gdy robotnicy odjadą.
 
Gdy kontrolerzy odjechali poszła na drogę, którą w międzyczasie opuścili robotnicy i niszczycielska maszyna i zabrała się za porządkowanie naciętych gałęzi. Pracowała ciężko w strugach lejącego się z niej potu.
 
Gdy opadła z sił, udała się do domu... Musi na drogę jeszcze wrócić i dokończyć robotę. Pozwozić nacięte gałęzie taczką pod dom. To masa ciężkiej roboty, zwłaszcza dla kobiety, no ale Indianka nie ma ciągnika z przyczepą ani koleżeńskich sąsiadów z ciągnikami, więc nie ma wyjścia – musi taczką zwozić drewno pod dom. Sporo już sprzątnęła, ale i tak jeszcze ma co tam robić. Większość gałęzi pewnie zwiezie jak już równarka przetrze drogę, coby łatwiej się tam można było poruszać taczką, lub ewentualnie wynajętą taksówką z przyczepką, o ile droga będzie wystarczająco równa.
 
Tak czy inaczej, wzdłuż jej gospodarstwa pod lasem otworzyła się nowa przestrzeń – odnowiona stara droga. Jeszcze się nie nadaje do jazdy, bo za dużo tu gałęzi, sterczących z ziemi sęków, korzeni i nierówności terenu, ale po dokończeniu prześwietlania drogi i jej wyrównaniu otworzy się nowy szlak...
 
Pracownik gminy Kowale Oleckie - K.L. obiecał, że zajmie się też udrożnieniem tego szlaku po stronie gminy Świętajno, gdzie gospodarz wykopał przez drogę gminną rów melioracyjny i nie wykonał mostka ani przepustu i tym samym skasował przejazd dla samochodów osobowych. Leży tam jedynie skromna drewniana kładka dla pieszych lub rowerzystów. Po wykonaniu mostku lub przepustu będzie tam można znowu jeździć samochodami... Oby ten plan się powiódł, to wtedy do asfaltu Indianka będzie miała tylko 1 km, a nie 5km...
 
Ponadto dowiedziała się od tego samego pracownika gminy Kowale Oleckie, że w jej wiosce ma być wylany asfalt – oczywiście nie w całej, ale w jej centrum. Chociaż tyle. Najwyższy czas. Mamy XXI wiek, a drogi gorsze niż w XVIII wieku, gdy jeździły dyliżanse... :) Współczesne samochody mają niskie nadwozia i nie są w stanie pokonywać wiejskich wertepów bez uszczerbku... Trzeba wiejskie drogi modernizować... Nie ma wyjścia.

czwartek, 12 sierpnia 2010

Polskie krzyże

W bezpośredniej okolicy, gdzie mieszka Indianka jest wiele krzyży. Co najmniej 12, w tym 6 na rozdrożach i co najmniej 6 na poboczach dróg w miejscach wypadków śmiertelnych.
 
Te na poboczach upamiętniają poległych w wypadkach ludzi.Te na rozdrożach są wykorzystywane podczas procesji kościelnych oraz mają za zadanie chronić podróżnych, służą także jako punkty orientacyjne.
Są skromne, ale zadbane, pieczołowicie pielęgnowane przez okoliczną ludność.
 
Na szczęście nie ma tu oszołomów, którzy by pieniacko wrzeszczeli, że miejsce krzyży jest wyłącznie w kościele... ;P
 
Zwyczaj stawiania krzyży na rozdrożach i poboczach dróg to lokalna tradycja. Dodają one uroku mazurskim drogom. Tworzą swoisty klimat. Indianka też taki postawi na rozdrożu dróg, gdy wyremontuje sobie drogę do domu. W śnieżne noce krzyż pomoże Indiance trafić do domu, by nie zabłądziła gdzieś w polu i nie zamarzła.
Krzyż też wskaże drogę do Indianki dobrym ludziom... :)
 
fot. Ashley "Krzyż w Cichym"

Krzyż

Krzyż to nieodrodny symbol katolicyzmu i polskości. Wiara w Boga i boską sprawiedliwość to siła, która od stuleci dawała Polakom nadzieję i wolę walki o wolność i sprawiedliwość społeczną. To siła, która podniosła nasz kraj z upadku, z niewoli. Wiara nigdy Polaków nie zdradziła – w przeciwieństwie do polityków, którzy zaprzedali nasz kraj wrogom narodu naszego na pół XX wieku.
 
Krzyż to przede wszystkim symbol cierpienia, także cierpienia naszego narodu długoletnio okupowanego przez wrogich zaborców (Rosjan, Niemców, Austriaków, Prusaków) i okupantów (faszystowskich Niemców i bolszewickich Rosjan).
 
Krzyż jako symbol niezależnej wiary był zwalczany w Polsce socjalistycznej.
Kazano zdjąć go ze ścian wszystkich urzędów, szkół, miejsc publicznych.
W jego miejsce często wieszano portrety ludobójcy Stalina (który wymordował 10 milionów chłopów sowieckich i ciemiężył swój naród i narody bloku Układu Warszawskiego w tym Polaków) lub jego sługusów i kazano ich czcić.
 
Teraz mamy wolną Polskę. O zgrozo – nie szanuje się krzyża i woli narodu, który chce uczcić męczeńską śmierć stu wybitnych Polaków poległych w katastrofie smoleńskiej. Zwalcza się krzyż. Usuwa spod Belwederu jak niechcianą ciążę. Nie wierzę, że to się naprawdę dzieje. Po prostu wstyd mi za decydentów...

wtorek, 10 sierpnia 2010

Indianka cierpi :(

Indianka cierpi straszliwie od 3 dni, krew ją zalewa obficie, bóle rwące targają jej ciałem. Tym razem tabletki przeciwbólowej nie weźmie, pomna skutków ubocznych, które o mało do szpitala ją nie wpakowały ostatnio.
 
Drżącą z osłabienia rączką narwała kwiecia krwawnika i zaparzyła ziółka.
Wypiła i... DZIAŁA! :))). Pomogło! Ból i fatalne samopoczucie znikło!
Trzeba ziela narwać na zapas, na zimę...

sobota, 7 sierpnia 2010

Ambona

Ambona myśliwska - okolica obfituje w dziką zwierzynę: dziki, sarny, jelenie, żubry...

Owies

Owies... ulubione ziarno koni i kóz :)

Zgrabiarka

Stara zgrabiarka konna - przydałaby się taka Indiance...

Jezioro Szwałk

Wreszcie upragniona woda... Indianka śpieszy zanurzyć się w wodach jeziora... ;)

Wieś Szwałk

Ceglany, poniemiecki dom nad jeziorem Szwałk...


Ule

Turkusowo-błękitne ule na Szwałku...

Białe brzozy

Brzezina w drodze na Szwałk
Brzozy to ulubione drzewa Indianki. Zagajnik brzozowy czyli brzezina wygląda tak pogodnie... Indianka uważa, że białe brzozy powinny być sadzone przy drogach. Fajnie wyglądają za dnia - przyjemnie się jedzie wśród nich, a w nocy są bardziej widoczne dla kierowców od innych gatunków drzew... Ponadto, ich drewno jest znakomitym opałem, a żywe drzewa źródłem zdrowotnej oskoły... Gdyby to od Indianki zależało, wszystkie drogi w gminie obsadziłaby brzozami... :) Póki co, pozwala by na jej ziemi rosły te piękne i pożyteczne drzewa :) Już kilka fajnych wyrosło :)

Mostek

Uroczy, prosty, a funkcjonalny mostek... Co prawda trochę obdrapany... Przydałoby się słupki wybielić, a relingi pomalować na świeży niebieski kolorek... Tak niewiele trzeba, by ten mostek wyglądał na prawdę ślicznie...

Tak to  już jest, że gdy się mija coś setki razy nie widzi się detali, nie dostrzega całości tak ostro, jak ostro się widzi tę samą rzecz, gdy mija się ją po raz pierwszy... :) 

Indianka mostka nie pomaluje, bo to nie jej jurysdykcja, ale ubytki mostka zainspirowały Indiankę do odmalowania obramowań okien i drzwi w jej oborze - trzeba dbać o swoje w pierwszej kolejności... :) Obramowania  już są - bieleją śnieżną bielą ku uciesze indiańskiego poczucia estetyki... I to nie koniec... W Indiance obudził się zmysł artystyczny - niejedno jeszcze zmaluje na siedlisku swym... ;))) Trzeba wapna dosypać i wąski pędzel nabyć - może Indianka się rzuci na malowanie fug między kamieniami obory... Jak malować, to na całego :))))

Mazurskie siedlisko

Po drodze na Szwałk uwagę Indianki przykuło typowo wiejskie siedlisko mazurskie...

Cmentarz

Cmentarz w Cichym - wyjątkowo piękne i spokojne miejsce spoczynku - pełne zieleni i śpiewu licznych ptaków...

Wspaniały żyrandol


Wspaniały, imponujący żyrandol góruje nad głowami wiernych poczas każdej mszy... nad nim odkryte niedawno zdobne freski sufitowe...

Chrzcielnica

Przepiękna chrzcielnica w kształcie kielicha...

Figura z dzieciątkiem

Figura z dzieciątkiem wygląda bardzo realnie i sugestywnie...

Święta figura

Figura świętego błogosławi przybywających do kościoła wiernych...

Kościół w Cichym

Kościół w Cichym
Wnętrze zabytkowego kościoła z 1566 roku tchnie niesamowitym klimatem przeszłości i religii...

Dziwnie pomyśleć, że pół tysiąca lat temu tutaj żyli i modlili się ludzie, a my nawet nie byliśmy w planach :)

Oni dawno temu wymarli, a my zajęliśmy ich miejsca... Niesamowite, zaiste :)

Sobotnia wycieczka

W zeszłym tygodniu Indianka zabrała Australijczyka na wycieczkę nad jezioro. Po drodze zwiedzili kilka miejsc.
Pierwszym z nich był zabytkowy kościół w Cichym zbudowany w 1566 roku.

środa, 4 sierpnia 2010

Kicia okociła się

Wczoraj Kicia Kreska urodziła śliczne maleństwa. Indianka zrobiła jej przytulne gniazdo i poi ją mlekiem kozim.