wtorek, 15 czerwca 2010

Konferencja promująca równe prawa i obowiązki kobiet i mężczyzn


Z rańca Indianka udała się swoim "odrzutowym Błękitnym Gromem" na powyższą konferencję.
Kilka dni temu dostała pisemne zaproszenie od samej Wójt (!), więc nie wypadało odmówić, a i sam program konferencji dość ciekawy i rokujący jakąś szansę na ruch w interesie tj. na zdobycie finansów na działalność agroturystyczną. Niestety – nadzieja okazała się złudna. Wprawdzie bezrobotny może uzyskać dofinansowanie w wysokości ok. 20.000zł na rozpoczęcie dowolnej działalności gospodarczej – ale rolnik nie!


Natomiast program dla rolników, który stwarza możliwość pozyskania środków unijnych na rozpoczęcie np. agroturystyki – jest niebotycznie trudny do ugryzienia dla osób biednych, niedofinansowanych takich jak Indianka.

Mianowicie, owszem, dofinansowanie jest, ale dla bogatych – ci co mają kasę na sfinansowanie inwestycji np. remontu domu na cele agroturystyczne – ci mogą śmiało się o ten program ubiegać i z dofinansowania skorzystać, ponieważ Unia dokłada 50% kosztu kwalifikowanego inwestycji (czyli nie finansuje VAT i kilkunastu innych kosztów które nie są uważane za koszty kwalifikowane) tyle że po zakończeniu inwestycji i odbiorze jej przez odpowiednią komisję Unijną. W praktyce oznacza to, że jest mus wyłożenia pełnego kosztu inwestycji z własnej kieszeni i czekania co najmniej rok albo i lepiej na zwrot 50% tego poniesionego kosztu.

Czyli np. jeśli beneficjent ubiega się o 100.000zł dotacji – to musi od ręki wyłożyć swoje 244.000zł (w tym VAT - strata na samym Vacie to aż 44.000zł - tyle zarabia państwo na inwestycji rolnika przy dofinansowaniu w wysokości 100.000zł - to cholernie dużo pieniędzy! Plus prowizja dla banków???! Czy te dotacje aby na pewno są opracowywane z myślą o rolnikach, a nie o innych pośrednich beneficjentach, którzy nie ponoszą żadnego ryzyka tylko zgarniają kasę od tej dotacji???). Dla kogoś, kto dopiero chce stanąć na nogi poprzez zainwestowanie w agroturystykę i ruszenie z nią – to rzecz niemożliwa do zrealizowania. Po prostu NIEMOŻLIWA.


Mówiąc krótko: DUPA ZIMNA. Tyle są warte te dotacje. Jesteś bezrobotny – owszem kasę dostaniesz bez własnego wkładu.
Jesteś bogaty – bank ci da kredyt i z dotacji skorzystasz też. Jesteś robotny ale biedny – ch...j dostaniesz!
Panowie od rządzenia – MOJE GRATULACJE! Dobre z was chłopaki, że dogadzacie głównie sobie.  

Nie dość, że pozwolili by Polska weszła do Unii na niekorzystnych warunkach finansowych, to jeszcze tę kasę co jest przyznana na kraj nie potrafią udostępnić potrzebującym rolnikom. Narastająca biurokracja do n-tej potęgi i brak zarządzeń ułatwiających dostęp do kasy. Zostają środki niewykorzystane na daną działalność i potem przesuwają ją na inne działalności. Może o to w tym wszystkim chodzi – aby środki przyznane przez Unię na daną działalność nie mogły być przez potrzebujących wykorzystane i była dzięki temu wymówka, by można było te środki zabrać.

To tyle na temat złudnych dotacji unijnych. 

Konferencję otwarła Wójt Gminy Kowale Oleckie – Pani Helena Żukowska. Zaproszono ok. 300 kobiet z Gminy, przybyło około połowa, ale i tak sala Gminnego Centrum Kultury była niemal pełna.

Najpierw były dwa wykłady pań z Warszawy – wykład Pani Profesor Magdaleny Środy z Uniwersytetu Warszawskiego pt. “Zaradność i przedsiębiorczość kobiet – główne składniki dobrobytu Polski” oraz wykład Pani Elżbiety Ćwiklińskiej-Kożuchowskiej – Prezeski Stowarzyszenia “Klasa Kobiet” w Warszawie.

Obie wykładowczynie zachęcały kobiety by brały sprawy w swojej ręce, m.in. by brały się za politykę, bo żaden nawet najlepszy mężczyzna nie rozumie potrzeb kobiet i nie jest w stanie opracować ustaw, które dla kobiet są priorytetowe. Mężczyźni inaczej myślą – dla nich nie są istotne żłobki i przedszkola, bo nie oni się parają odchowaniem i wychowaniem dzieci i nie rozumieją, jak ważne jest by kobieta miała czas by iść do pracy zawodowej poza domem – wolą państwową kasę wydawać na igrzyska.

Wykładowczynie przekonywały, że praca domowa kobiet to też praca i gdyby zadania, które ona wykonuje prowadząc dom i odchowując dzieci przejął sektor publiczny – to koszt tych mnogich domowych zadań dałby pensję ok. 1200zł/miesięcznie. 

Kobiety tę pracę wykonują za darmo, odciążając tym samym męża i budżet państwa, więc powinny być traktowane z szacunkiem – ich praca powinna mieć należny jej prestiż. 

Ich praca domowa powinna być zabezpieczona prawem do emerytury – np. jeśli małżonek poświęca się pracy zawodowej poza domem, a kobieta tyra w domu – to mimo, że robi to bezpłatnie i bez jakiejkolwiek umowy, to takiej kobiecie powinno przysługiwać pół emerytury małżonka. Indianka się z tym zgadza – gdyby nie praca domowa kobiety – mężczyzna musiałby wydawać znacznie więcej na życie stołując się w restauracjach, korzystając z usług pralni i sprzątaczek, opiekunek do dzieci, a często jego praca nie byłaby możliwa, bo musiałby zajmować się dziećmi, gdyby to żona poszła do pracy zawodowej. Kobietom należy się szacunek za ich pracę w domu. Tak myśli Indianka.






Należy się szacunek i odpowiednie wynagrodzenie – a jeśli go brak, to przynajmniej prawo do połowy emerytury małżonka, który dzięki tej kobiecie może przebywać poza domem i zarabiać na życie, na utrzymanie rodziny. 


Panie podały przykład kobiety, która urodziła i odchowała 5-cioro dzieci. Gdy dzieci dorosły i opuściły dom rodzinny, mąż przestał zupełnie dawać kobiecie pieniądze na utrzymanie jej samej. Podała go do sądu i wygrała sprawę o prawo do połowy emerytury męża. Mąż musiał się z żoną podzielić połową swojej emerytury, a żona nie musiała mu usługiwać, bo przez lata pracy w domu zapracowała na tę emeryturę. 

Wykładowczynie namawiały by kobiety nie prosiły o władzę, lecz się za nią po prostu brały, bo nikt im jej nie da z własnej woli. Podały przykład, który zrobił na Indiance wrażenie – kobiety mogły studiować na Uniwersytecie Jagiellońskim dopiero po 500set latach od jego powstania! Co za oburzająca dyskryminacja płci! Nikt dobrowolnie nie dał kobietom prawa do nauki przez tyle wieków! 

Podobnie jest z władzą. Dopiero od ok. 100 lat kobiety mogą głosować i dzięki temu mieć jakikolwiek wpływ na politykę państwa. Ale to za mało, by były uchwalane niezbędne ustawy promujące i zabezpieczające rodzinę. Kobiety muszą się znaleźć fizycznie u władzy państwowej by móc wywierać wpływ na politykę państwa.
Gdy kobiety same nie sięgną po władze – mężczyźni im jej sami z siebie dobrowolnie nie oddadzą.
Tylko obecność dużej ilości kobiet u władzy może być gwarantem odpowiedniej polityki socjalnej w naszym kraju. Kobiety mają inne priorytety niż mężczyźni, inne myślenie i sposób działania. 



Kobiety mniej ryzykują kasą niż mężczyźni, także państwową – jeśli biorą kredyt, to myślą jak go spłacą, więc są bardziej odpowiedzialnymi gospodyniami – bardziej odpowiedzialnymi zarządczyniami finansami. Mężczyźni działają bardziej niefrasobliwie i bardziej są narażeni na wtopy. Pół biedy, gdy marnotrawią swoje pieniądze - znacznie gorzej, gdy dzieje się to z pieniędzmi publicznymi. Wszak nie po to płacimy podatki, by ktoś w naszym imieniu nasze ciężko zarobione pieniądze marnotrawił na chybionych pomysłach.



Także Polska będzie miała igrzyska, bo tak wymyślili faceci, ale za to nie będzie żłobków i przedszkoli - kobiety nie będą miały możliwości podjąć pracy zarobkowej. Pozostaną niewolnicami bezpłatnej pracy domowej. Jako kobieta, Indianka serdecznie dziękuje panom rządzącym za taką perspektywę...;>



Kobiety są empatyczne – nie myślą tylko o swoich potrzebach, ale o potrzebach swoich bliskich – dzieci, rodziny. Rodzina to podstawowa komórka społeczeństwa. Jeśli taka komórka jest zaniedbywana przez państwo - to całe społeczeństwo na tym traci. Co te kobiety mają zrobić z dziećmi gdy chcą iść do pracy, bo są samotnymi matkami lub pensja męża nie starcza na utrzymanie rodziny? Tylko kobiety pod kątem rodziny byłyby w stanie uchwalić odpowiednie ustawy – ustawy prorodzinne.


Jako ambasadorka spraw kobiet, swój głos zabrała także znana aktorka – Pani Katarzyna Żak, aktorka Teatru “Rampa” z Warszawy, powszechnie znana m.in.  z dwóch telewizyjnych seriali komediowych – “Miodowe lata” oraz “Ranczo”. W popularnym serialu “Ranczo” gra charakterystyczną rolę postaci Sulejukowej – zahukanej, wiejskiej kobieciny – matki kilkorga dzieci, żony wiejskiego pijaka i utracjusza.

Indianka wiedziała, że będzie na konferencji “Sulejukowa”, a mimo to miała problem z rozpoznaniem kobiety :)
To aktorski sukces dla aktorki – przejść taką niesamowitą transformację osobowości i wyglądu – by być nie do rozpoznania w realu, w swojej prawdziwej postaci. W rzeczywistości Pani Kasia to bardzo ładna, urocza blondynka o swobodnym stylu bycia, ogromnej łatwości wypowiedzi, pozbawiona kompleksów.



Wypowiadała się chętnie i z sensem dźwięcznym, silnym głosem. Namawiała kobiety do aktywności – zwłaszcza kobiety w średnim i starszym wieku. Podała za przykład działalność społecznikowską swojej mamy, która odnalazła się w tej działalności i dzięki czemu świetnie sobie organizuje życie mimo sędziwego wieku. Pani Kasia wspomniała o inicjatywie swojej mamy – o inicjatywie utworzenia i realizacji izby pamięci poświęconej Sybirakom przesiedlonym do Brzegu Dolnego.


Podczas swych wypowiedzi, ujawniła też genezę i tajniki powstania znanego i lubianego serialu “Ranczo”.
Otóż producenci filmu przeczytali kiedyś w Gazecie Wyborczej o Amerykance, która powróciła do kraju i kupiła podupadły dworek na Podlasiu, gdzie się wprowadziła i poczęła obserwować otaczających ją biednych okolicznych mieszkańców i zastanawiać się nad tym, dlaczego żyją tak jak żyją i nie próbują nic z tym robić.
Owa pani z Ameryki, podobno odziedziczyła duży majątek po swoim o 30 lat starszym mężu, który owdowił ją.



Scenarzysta, który pisze scenariusz do tego serialu mieszka na Mazurach, w miejscowości, gdzie znajduje się knajpa o nazwie "Ranczo" - stąd nazwa serialu... :) 

No, mimo pewnych analogizmów, historie Indianki i pani z Ameryki mocno się różnią. Indianka jest ambitna i honorowa -  swój majątek zdobyła sama, a nie poprzez bogate zamążpójście... ;) No i Indianka na wieś nie przyjechała z walizką pieniędzy, lecz z dobrymi chęciami. Cały swój spieniężniony majątek wydała na zakup gospodarstwa i części materiałów budowlanych i wykończeniowych i kasa się skończyła niestety. Nie było żadnej pomocy znikąd. Nadal nie ma.

Też myślała o pracy w szkole jako nauczycielka języka angielskiego, ale jakoś się to rozwiało. O ile dobrze pamięta – nie było wakatu wtedy, gdy pytała o tę pracę. A potem
odstręczyło ją to potraktowanie z buta przez szkołę, gdy poprosiła o używane graty do zagospodarowania się na nowym miejscu.  No i brak postaci takiego Kusego, który byłby się zaopiekował siedliskiem podczas nieobecności Indianki też był istotny. Gdy Indianka przyjechała na Mazury była często nachodzona przez różne podejrzane indywidua, które strzygły oczyma co by tutaj zapierdzielić z siedliska i domu Indianki, więc nie mogła zostawić domu na pastwę złodziei i iść na 8 godzin do pracy. Nadal nie może. Pół roku temu była w domu, byli też jej młodzi goście, a mimo to sąsiadujący wieśniacy dopuścili się kradzieży drzewek owocowych Indianki. Trzeba być na miejscu i pilnować majątku. 

Do podjęcia pracy w szkole nie zachęcała także minimalna pensja, jakiej mogłaby się spodziewać. To były groszowe sprawy, przy wielkości obciążenia psychicznego jakie istnieje we współczesnych szkołach pozbawionych dyscypliny i porządku - niewarte zachodu. Indianka miała za sobą doświadczenia w szczecińskich szkołach w warunkach obłudnego tzw. “bezstresowego wychowania młodzieży”, które w rzeczywistości jest wielce stresujące zarówno dla dzieci jak i nauczycieli, bo szkoła przestała być bezpiecznym miejscem z powodu szkodliwego nadmiernego pobłażania szkolnym chuliganom, a które to były nieprzyjemnymi doświadczeniami i nie zachęcały także do tego rodzaju pracy.


Jakakolwiek praca w jakimkolwiek biurze byłaby mniej stresująca i bardziej satysfakcjonująca, niż praca w szkole. Chociaż, może w wiejskiej szkole jest większa dyscyplina niż w szkołach miejskich? Tego nie wie i już się nie dowie. Jeśli miałaby uczyć w szkole, to wtedy od razu po przyjeździe na wioskę, gdyby dostała tę pracę, to wciągnęła by się w te tryby na nowo i jakoś by poszło – może fajnie? Któż to wie... Jednak się tak nie złożyło i zrezygnowała całkowicie z tego typu wyzwań, mimo, że lubi uczyć i uczyła latami prywatnie. Tzn. prywatnie może uczyć jak najbardziej, ale w szkole – bleee... ;) Indianka lubi uczyć i lubi szybkie i konkretne postępy u swoich uczniów, a w obecnych szkołach państwowych to jest praktycznie niemożliwe. Szkoły mają loty mocno obniżone i kurczowo się tego trzymają. To niech się trzymają dalej, bez talentu nauczycielskiego Indianki. Szkoda rzucać perły przed wieprze, jeśli obecny system nauczania jest tak uwsteczniony jak jest. Niekontrolowane rozwydrzenie młodzieży do tego niska pensja, niesatysfakcjonująca, nerwowa praca - NIE.

Praca Indianki na jej gospodarstwie daje jej przyjemność i satysfakcję, które równoważą brak zarobków.
Ponadto wcześniej czy później jej starania zostaną uwieńczone sukcesem finansowym. 



Ważne, by w życiu robić to, co się lubi robić, w przyjemnym otoczeniu. Gospodarstwo jest piękne, daje wytchnienie po dniach ciężkiej fizycznej pracy. Praca na ukochanym rancho to pasja Indianki. To gospodarstwo to pasja Indianki. To jest to, o czym od zawsze marzyła i co chciała robić. To styl życia, który sobie dawno wyśniła, choć nie myślała, że będzie aż tak ciężko i tak trudno wcielić w życie plany odnośnie gospodarstwa – zagospodarowania go i urentownienia.
Tzn. w sumie wiedziała, że będzie ciężko. Ale jak ciężko, to zobaczyła dopiero w trakcie życia tutaj, w trakcie borykania się z potężnymi problemami finansowymi i materialnymi oraz z niechęcią otoczenia – głównie z niechęcią wioskowych sąsiadów, którzy wyjątkowo niegościnni i nieprzyjaźni okazali się (z chwalebnymi wyjątkami co prawda – rodzina państwa Domaradzkich to wyjątkowo zacna rodzina – jasny promień na tle tej ponurej, ciemnej, niesympatycznej wsi).
Kolejnym elementem konferencji promującej równe prawa kobiet i mężczyzn były warsztaty pt. “Jak zakładać działalność gospodarczą i pozyskiwać środki na jej dofinansowanie”
Wbrew tytułowi, nie było informacji o tym jak zakładać działalność gospodarczą, ale były informacje jakie są możliwości pozyskiwania środków – takie jakie wspomniałam wyżej – cienkie jak barszcz.


Dodatkowo Indianka usłyszała kolejną złą wieść – że wniosków o dofinansowanie do Lidera w EGO na agroturystykę nie można składać, bo jest już po terminie. Po prostu cudnie. Chodziła co rusz do ARiMR i dopytywała się o ten program, kiedy rusza – a on ruszył w kwietniu za pośrednictwem Lidera i nikt o tym w miejscowym ARiMR nie wiedział.
Podobno ulotka wisiała w Urzędzie Gminy, ale Indianka nie pracuje i nie bywa w Urzędzie Gminy tylko na swoim gospodarstwie, a tu ta wiadomość o takich możliwościach nie dotarła, mimo, że Indianka kiedyś prosiła panią Wójt, by informować o ważnych szkoleniach i informacjach dla rolników chociażby emailem. Niestety – brak komunikacji pomiędzy Urzędem Gminy, a rolnikiem. Urząd Gminy dba tylko, jak ściągać podatki z rolników, ale jak im ułatwić zagospodarowanie się – to już nie ich problem i mają to gdzieś.

Czarę goryczy tego dnia przepełnił kolejny zły news z ARiMR Olsztyn – Indianka nie dostanie zwrotu za opłatę za kontrolę za rok 2009r, a to kwota 950zł... W tym roku znów tyle samo trzeba zapłacić za kontrolę. Kolejne 950zł, a miało być to finansowane przez ARiMR i praktycznie nie jest, dopóki się nie ma certyfikatu ekologicznego. Indianka rozgoryczona, bo liczyła na zwrot tych 950zł. Chciała przeznaczyć je na wynajęcie hydraulika i zrobienie wody bieżącej w łazienkach i kuchni.
Złe wieści zdominowały te pozytywne, że jeszcze będzie można składać wniosek o zróżnicowanie za pośrednictwem ARiMR Olsztyn, a za kontrole będą zwracać pieniądze, gdy się otrzyma certyfikat ekologiczny.

Indianka wolałaby składać wniosek za pośrednictwem Lidera, bo są na miejscu i udzielają bezpłatnej pomocy w wypełnianiu wniosku i coś mogliby doradzić, może sporządzić biznes plan itp. Jeżdżenie do ARiMR do Olsztyna odpada. Telefonowanie tam z komórki jest za drogie, bo temat obszerny i dużo konsultacji potrzeba by mieć pojęcie jak się zabrać do tego wniosku, do tego programu, a emaile z kont Onetu są odrzucane przez filtry antyspamowe ustawione na poczcie elektronicznej ARiMR.


Po co takie ważne programy są przenoszone do odległego Olsztyna, jeśli na miejscu jest cały budynek lokalnego ARiMR z pełną obsadą pracowników? Przecież znacznie łatwiej byłoby skonsultować się na miejscu w lokalnej agencji. Kolejne utrudnienie dla rolników!
Po warsztatach Pana Pawła Modrakowskiego nt. “Jak zakładać działalność gospodarczą i pozyskiwać środki na jej finansowanie” wystąpiła Pani Sława Tarasiewicz prowadząca gospodarstwo agroturystyczne w Galwieciach od 10 lat. Kobieta z pasją i wigorem opowiadała o swoim gospodarstwie agroturystycznym i sposobie jego prowadzenia. Indiankę uderzyło to, że ona także sprowadziła się z miasta na wieś, także kupiła zapuszczoną ruderę by prowadzić w niej agroturystykę. 

Na tym podobieństwa się kończą. Pani Sława po sprowadzeniu się na wieś dostała dofinansowanie z Urzędu Pracy jako bezrobotna i za te pieniądze uruchomiła tę swoją działalność, tj. wyremontowała zniszczoną chałupę i ruszyła z agroturystyką. Było jej łatwiej, bo nie była sama – miała u swego boku męża i dzieci, którzy jej pomagali, a miasto z którego się przeniosła na wieś, to miasto oddalone o rzut beretem od wioski do której się przeniosła wraz z rodziną, więc i przyjaciół oraz znajomych kupa z Gołdapii pod ręką w razie co i znajomość miejscowych warunków, możliwości. 

Indiance przykro było, że kobieta ta od 10 lat dzięki dofinansowaniu prowadzi swoją działalność, podczas gdy Indianka od 8 lat nie ma możliwości by ruszyć ze swoją. 

Mama Indianki wspominała coś, że Wójt Gminy ma jakiś fundusz na specjalne potrzeby mieszkańców i podpowiadała, by Indianka zwróciła się do Urzędu Gminy o dofinansowanie na rozpoczęcie działalności agroturystycznej. Indianka wątpi, by Wójt cokolwiek pomógł, skoro nie pomógł przez tyle lat wiedząc o ciężkiej sytuacji Indianki. Nie wierzy, by składanie jakichkolwiek wniosków coś przyniosło pozytywnego – chociażby patrząc z perspektywy niechęci Gminy do konserwacji gminnej drogi dojazdowej przed gospodarstwem Indianki. 


Jeśli takich podstawowych zadań Gmina nie chce zrealizować, to co dopiero mówić o dofinansowaniu na zagospodarowanie się? Wszystko tak tu idzie jak po grudzie – tak ciężko się z tymi ludźmi lokalnymi dogać w jakimkolwiek temacie. Tak mało empatii i zrozumienia z ich strony. To przykre. Z pewnością to nie jest przyjazne miejsce dla obcych, dla przyjezdnych z innych regionów Polski, z innych miast.

Jeśli ktoś tu przyjedzie z kasą – to sobie poradzi. Ale jeśli tej kasy mu kiedyś zabraknie – to nikt mu tutaj nie pomoże. Będzie zdany sam na siebie. 

Ostatni występ podczas konferencji należał do Pani Krystyny Krzyżewskiej z Wiżajn. Temat pokazu: “Moje sery”. Pani Krystyna wyrabia sery podpuszczkowe z krowiego mleka.

Uwieńczeniem konferencji była degustacja i możliwość zakupu wyrobów jadła wiejskiego. Na zewnątrz Centrum Kultury, na czystym, krótko przyciętym trawniku stało kilka granatowych namiotów ze stoiskami spożywczymi. Na Indiance największe wrażenie zrobił o dziwo niby zwykły smalec. Był niesamowicie pyszny, z przeróżnymi dodatkami – cebulką, ziołami, przyprawami. Po prostu pycha. Dopełnieniem pysznego smalczyku był jędrny ogóreczek ze słoja.
Tłumek gości rzucił się na stoiska smakować wystawionych smakołyków i kręcił się wokół nich jeszcze przez jakiś czas. 


Indianka korzystając z wyjątkowej okazji spotkania na żywo Pani Kasi Żak, poprosiła ją o autograf pamiątkowy. Podała swoje zaproszenie, a Pani Kasia użyła pleców Indianki by skreślić parę słów.
Tak oto przez sekundę zetknęły się dwa rancza: Ranczo Wilkowyje i Rancho na Mazurach Garbatych...


Pierwsze fikcyjne, drugie jak najbardziej prawdziwe... :)


Goście z Warszawy wraz z władzami Gminy udały się na obiadek, a Indianka dosiadła swojego błękitnego pojazdu i pognała błyskawicznie na swe ukochane rancho. Jechała szybko dzięki sprzyjającemu ukształtowaniu terenu przez które wiodła droga asfaltowa (a dziurawa chyba jeszcze po tegorocznych mrozach zimowych) i dzięki całkowitemu opanowaniu przerzutek roweru. Jechała na 3ce i 7mce rozpędzając się znacznie.

Szybko zajechała do wsi, gdzie pobrała sadzonki krzewów ozdobnych celem ich ukorzenienia.
Zajechała na rancho i zabrała się od razu do przygotowywania sztobrów, po czym niezwłocznie je posadziła w mokrym i cienistym miejscu. Może się przyjmą? Okaże się za kilka miesięcy...
Powiodła wzrokiem po swych zielonych włościach, pogłaskała pieska, pogłaskała kotka, pogłaskała konika i udała się do domu odpocząć po dniu aktywności...

14 komentarzy:

  1. ja własnie czekam na informację czy przyznali mi dotacje z UP na działalność.

    odnośnie rolnictwa - mama moja tez sie dowiadywała w tej sprawie. podobno nie trzeba wcale najpierw tych pieniędzy wykładać, że mozna to obejść dwoma sposobami, ale co region polski to tez inaczej więc może u was akurat są wieksze problemy.
    my będziemy sie starać o tę kasę, zobaczymy co z tego wyniknie. oczywiście grosza nie mamy żeby najpierw wyłożyć ze swoich ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jak ta kobieta, która przeprowadziła sie z miasta,a o której piszesz i założyła agro dostała dofinansowanie? Ja pytałam o to samo dzisiaj w gminie i powiedziano mi, że to tylko na wyposażenie,a nie na remont, na remont trzeba samemu wyłożyć. Można dostać łatwo,ale trzeba też mieć "chody", mój dawny znajomy dostał bez niczego dofinansowanie na rozbudowę pensjonatu... ale wiedział jak o to zawalczyć,bo sam jest pracownikiem gminy.
    Tak, to prawda, że kobiety powinny być u władzy... a świat byłby z pewnością lepszy.
    Dużo mówi się o równouprawnieniu, ale rzeczywistość jest niestety inna...

    OdpowiedzUsuń
  3. "nie trzeba wcale najpierw tych pieniędzy wykładać, że mozna to obejść dwoma sposobami"

    Niestety jestem prostolinijna i nie znam tych sposobów...

    Amelio - zapytaj w Urzędzie Pracy.
    Jeśli dadzą wyposażenie to też cenne. Jeśli nie musisz robić kapitalnego remontu, to zrób kosmetyczny - odśwież ściany farbą np. Ja mam gorzej, bo muszę podłogi wylać i hydraulikę zrobić na nowo a to już poważne koszty.
    Także sufity mam do wymiany i dach.
    Nie mam także centralnego ogrzewania.

    A jak ten gościu jest pracownikiem gminy, to on wcale nie musiał walczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miśku - trzymam kciuki za otrzymanie tej dotacji... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety,dostając dofinansowanie z UP jako bezrobotna też jest dużo obwarowań.Np prowadzenie działalności przez badajże 2lata.Plus wkład własny.Indianko,patrzysz tylko przez pryzmat swoich zapotrzebowań.Weź pod uwagę,że płacisz,szczęściaro KRUS,my płacimy ZUS i nikt nie pyta czy na niego zarabiamy.
    Zupełnie nie zgadzam się z Twoim podejściem do niepracujących żon-matek.Sorki,ja muszę odwalić ciężkie 8-10 godzin dziennie w pracy,potem zrobić to wszystko co szanowne panie robią cały dzień użalając się jak to ciężko pracuję.No,nie wątpię,że ciężko,ale jeśli ja dostanę najniższą emeryturę(o ile w ogóle) to porównaj moją harówkę z sytuacją pani zajmującej się tylko domem.Dodam,że mam pełną spiżarkę przetworów,zadbane dzieci bez kluczy na szyi(karierę,że tak to nazwę zaczęłam jak dzieci podrosły)Jak w ogóle można coś takiego porównywać?Niech szanowne państwo zadba o interesy takiej "pani na domostwie" ale kosztem męża a nie "państwa" bo kurwa mać,to ja będę płaciła na to podatki! Padnę ryjem na beton a zapłacę za emeryturkę lenia??? o,never!Jedna z drugą wymęczone,a niech dupsko ruszą i idą do pracy a po niej zrobią dodatkowo to co robią teraz w ramach ciężkiej pracy w domu.A jak mężuś się zgadza na "panią" to niech on jej płaci! Ja mam męża super,ale płacę za siebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kobieto umęczona - nie imputuj mi czegoś, co nie jest prawdą. Nie patrzę przez pryzmat tylko swoich zapotrzebowań - wszak nie mam dzieci, które muszę wykarmić i odchować, więc nie chrzań, ale potrafię się postawić w sytuacji matek, które mają dzieci na odchowaniu.

    Dla mnie płacenie KRUS to nie szczęście ale utrapienie. Wolałabym odkładać pieniądze na jakimś prywatnym funduszu, który by je pomnażał, tak, że w przyszłości dałyby mi godziwą emeryturę. Obecnie to bym wolała go wcale nie płacić, bo mam bardziej podstawowe potrzeby niezaspokojone niż składki KRUS.

    Nie zazdrość tym co płacą KRUS, że płacą niższe składki. Emerytury też dostaniemy najniższe, a zdobywanie kasy na składki nie jest łatwe w rolnictwie, bo pieniądze nam na polu nie rosną, ale warzywa, zboża, bydło itd. które najpierw trzeba odchować a potem sprzedać. Jest bardzo ciężko cokolwiek sprzedać za godziwe pieniądze, więc sprzedaje się za grosze. Za kilogram mięsa handlarze skupujący płacą nam po 1,5zł - ty w sklepie za to samo mięso płacisz po kilka-kilkanaście złotych za kilogram. Odpowiedz sobie sama, kto na tym mięsie najlepiej zarabia, a nie musi urobić się po pachy przy odchowaniu tego zwierza. Więc odchrzań się od rolników, że płacą niższy od ZUSu KRUS.

    Moim zdaniem składki ZUS są nieprzyzwoicie wygórowane. Powinny być dużo niższe.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja uważam że prawda leży po środku -troszkę racji ma umęczona kobita a troszkę też i indianka.Dlatego pasuje tu stwierdzenie że prawda leży po środku-bo fakt są osoby które wykorzystują KRUS a dla innych osób nie jest (KRUS) wcale ułatwieniem jedynie utrudnieniem .I weź tu człowieku bądź mądry i pisz wiersze.
    A w ogóle podoba mi się ten twój talent pisarski indianko-w jednym momencie piszesz że przytuliłam kotka,pieska ,konika by za chwilę wybuchnąć niczym smok-a to dupa zimna, a to się odchrzań,albo bromba ze swoją paszczą-masz ten talent pisarski-czego Ci zazdroszczę i pozdrawiam.
    MAGDA

    OdpowiedzUsuń
  8. "Zupełnie nie zgadzam się z Twoim podejściem do niepracujących żon-matek" - nie musisz się zgadzać. Mamy demokrację - to twoje prawo nie zgadzać się z moim zdaniem.

    Ja natomiast nie zgadzam się z twoim zdaniem, że kobiety pracujące w domu to kobiety niepracujące. Współczuję ci, że pracujesz na dwa etaty - zawodowo poza domem i domowo, ale nie odmawiaj kobietom pracującym w domu szacunku dla ich pracy i prawa do emerytury.

    Podtrzymuje moje zdanie, że kobiety pracujące w domu powinny dostawać za swoją pracę wynagrodzenie i emeryturę.

    Nie narzucam wysokości tego wynagrodzenia i emerytury.
    Sprawa wyliczenia wysokości powyższych to sprawa drugorzędna.
    Podstawa, by kobiety pracujące w domu miały zapewnione prawo do wynagrodzenia i uznania oraz emerytury za swoją pracę w domu na rzecz rodziny.

    Osoby takie jak ty - pracujące na dwa etaty powinny odpowiednio większe wynagrodzenie i emeryturę mieć. W przybliżeniu dwukrotnie większe, albo wyższe zależnie od wynagrodzenia w pracy zawodowej, które może być różne przecież.
    Emerytura podstawowa wypracowana na podstawie pracy zawodowej powinna być zależna od tego wynagrodzenia.

    Tak czy inaczej, kobiety pracujące w domu przy odchowaniu dzieci i prowadzeniu domu powinny mieć prawo do części wynagrodzenia i emerytury swojego męża.

    Jeśli mąż daje kobiecie wystarczająco pieniędzy na prowadzenie domu i wyżywienie to okay - ale jeśli nie daje jej nic a ona mu usługuje i prowadzi dla niego dom i odchowuje za niego dzieci - to powinna mieć przyznane alimenty na dzieci i siebie, bo alimenty dla dzieci zaspokajają potrzeby dzieci, a opiekunka-matka też musi mieć pieniądze na swoje potrzeby - wszak też musi jeść i mieć zapłacone za swoją pracę przy dzieciach.

    OdpowiedzUsuń
  9. "Padnę ryjem na beton a zapłacę za emeryturkę lenia???" - nie obrażaj kobiet pracujących w domu.

    Wiadomo, że pani domu nierówna pani domu, są takie, które faktycznie zaiwaniają na pełny etat w domu, a są takie, które obijają się.

    Tak czy inaczej, kobieta o ile zajmuje się domem i odchowaniem dzieci powinna mieć gwarantowane wynagrodzenie za swoją pracę z części wynagrodzenia męża i mieć prawo do połowy jego emerytury.

    A co do twojego ryja i padania ryjem na beton, to teraz zaiwaniasz np. na igrzyska i inne pierdoły.

    Nie mam nic przeciwko igrzyskom, ale jak mawiają Anglicy - First things first - najpierw sprawy podstawowe, a potem dodatkowe.
    Państwo najpierw powinno rozwiązać problemy egzystencjonalne, a potem dopiero bawić się.

    OdpowiedzUsuń
  10. Indianko-dużo gorzkich słów napisałaś muszę przyznać że trudno się z Tobą nie zgodzić w wielu kwestiach ale napisałaś też nawet coś pocieszającego-cytuję ,,Ponadto wcześniej czy później jej starania (czyli Twoje indianko) zostaną uwieńczone sukcesem finansowym.A więc troszkę mnie tym uspokoiłaś-jednak nie jest u Ciebie tak źle jak piszesz.Mam rację?
    M.

    OdpowiedzUsuń
  11. To super, że masz pełną spiżarkę i że jesteś taka dzielna, że pracujesz na dwa etaty, ale pomyśl ile by twoje dzieci zyskały, gdybyś prowadziła dom i zajmowała się wychowaniem dzieci w domu.

    Będąc zabiegana w pracy zawodowej i jednocześnie zajmując się prowadzeniem domu i z doskoku wychowaniem dzieci nie dopilnujesz wychowania dzieci i ich prawidłowego rozwoju jak matka, która ma na to czas.

    Jako kobieta zapracowana, nie masz też tyle cierpliwości, zrozumienia i miłości dla swoich dzieci, które tego potrzebując będąc młodymi, rozwijającymi się emocjonalnie i fizycznie ludźmi.

    W wyścigu szczurów pomiędzy pracą zawodową i domową mogą ci umknąć ważne sprawy - twoje dzieci mogą dręczyć problemy w szkole lub na podwórku a ty tego nie zauważysz, bo nie będziesz miała na to czasu i siły.

    Twoje dzieci mogą być maltretowane w szkole przez chuliganów, mogą wpaść w narkotyki - a ty tego nie zauważysz, aż będzie za późno.

    Będąc zestresowana ustawiczną pogonią między pracą zawodową a domową nie dasz swoim dzieciom ciepła, zrozumienia i poczucia bezpieczeństwa jakiego potrzebują.

    Twój mąż też na tym ucierpi, bo i dla niego zabraknie ci serca i cierpliwości.

    Kobieta przepracowana nie jest w stanie zapewnić w domu poczucia bezpieczeństwa, spokoju, zaufania i zrozumienia, a taka powinna być jej rola. Kobieta to ta istota, która podtrzymuje ciepło domowego ogniska. Ty znerwicowana nie jesteś w stanie tego ciepła dać.
    Pomyśl o tym. To cena jaką płacisz za pracę na dwóch etatach.
    Coś za coś.

    Ja jestem zwolenniczką, aby kobiety odchowywały małe dzieci w domu - to lepiej dla tych dzieci.

    Wiem, że to nie zawsze jest możliwe, bo mąż za małą pensję do utrzymania całej rodziny może mieć, niemniej jednak dla dobra dzieci to jest najlepsze, gdy są od małego kochane i zadbane przez spokojną i zadowoloną z siebie i domu mamę.

    Gdy kobieta odchowa dzieci, niekoniecznie do pełnoletności, ale do szkoły podstawowej np. - wtedy może iść do pracy zawodowej jeśli jest taka potrzeba i możliwość.

    Jednak te pierwsze lata dziecka są ważne dla niego, dla jego prawidłowego rozwoju psychofizycznego.
    Małe dziecko potrzebuje morza miłości i uwagi, którego nie dostanie w żadnym żłobku czy przedszkolu.

    Takie jest moje zdanie.

    Małe dzieci są bardzo absorbujące i męczące, wymagają ustawicznej uwagi matki - to ciężka praca odchować takiego malca, a co dopiero kilkoro...

    Ja nie mam dzieci, ale to rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  12. "nie jest u Ciebie tak źle jak piszesz.Mam rację?"

    Niestety jest tak źle jak piszę, ale mam nadzieję, że będzie lepiej.
    Ciężko na to pracuję 8 lat, więc w końcu musi być lepiej... :)

    Jestem niczym kropla która uparcie drąży skałę - w końcu się przez nią przebiję... :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem do głębi wzruszona Twoją troską,ale...nie potrafię być czyjąś utrzymanką.Mamy wspólne dzieci i wspólne plany.Obowiązki również.Nie wyobrażam sobie nie być samodzielną finansowo.A kwestia zostania w domu to wyłącznie sprawa między małżonkami.Państwo nie ma tu nic do zrobienia poza tym,że w momencie wymiany żony na nowszy model powinno ściągnąć z męża świadczenia.Z męża a nie z państwa.Pamiętam jak sama komentowałaś kiedyś,że niektóre to mają mężów a Ty sama musisz zadbać o byt.Ja też dbam,on ma swoje zobowiązania,ja swoje.Napisałam,że pracować zaczęłam gdy dzieci podrosły.Szkoda,że czytasz wybiórczo :( To że wolałabyś nie płacić KRUS,ok,mam takie samo zdanie,ale jak na razie musimy.Ja płacę 8 stów a Ty ile? na miesiąc oczywiście.I zapewniam Cię,że klimat też u mnie nie tak dobry,żeby pieniądze mi rosły na drzewie.Też coś produkuję,potem muszę sprzedać.Też przez pośrenika.Ale różnica jest taka,że ja nie mając kasy-zostaję bezdomna i głodna.Ty-mając ziemię jakoś sobie poradzisz.Zawsze możesz sobie mięsko wyhodować,warzywa uprawiać.Ja mam tylko to co mogę kupić za pieniądze.Acha,mam działkę ROD.Poza tym z wykształcenia jestem rolnikiem więc wiem czym jest praca w ziemii.

    OdpowiedzUsuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!