wtorek, 16 lutego 2010

Odpowiedź na komentarz

„Gdyby nie dopłaty, to cena za produkty rolne byłaby wyższa, a więc więcej pieniędzy rolnik by dostał.”

Wojtku – ekonomia to skomplikowany mechanizm i w związku z tym przy braku dopłat niekoniecznie cena za produkty byłaby wyższa i rolnik by więcej dostawał. Mogłoby być dokładnie odwrotnie, bo w grę wchodzi wiele czynników wzajemnie na siebie oddziałujących.

Dopłaty unijne to tylko jedna strona medalu. Druga strona to wyśrubowane wymogi unijne, które gospodarstwa muszą spełniać by te dopłaty otrzymywać. By otrzymywać te dopłaty musimy dostosowywać nasze gospodarstwa i sposób hodowli oraz uprawy do rozmaitych narzuconych nam odgórnie wymogów. 

Niektóre z nich są absurdalne i w moim odczuciu zbędne.

Dostosowywanie gospodarstw do wymogów unijnych wymaga dodatkowych nakładów inwestycyjnych, które nie zawsze są finansowane w stu procentach z dopłat unijnych – często trzeba do nich dokładać z własnej kieszeni np. 50% kosztu inwestycji czy 70% kosztu inwestycji, są też ograniczenia, np. nie można kupić używanego ciągnika za 15.000zł z tych dotacji na modernizację, tylko jedyna możliwość by skorzystać z tej dotacji to zakup nowego traktora, a to koszt ok. 2 miliardy, przy czym połowę trzeba wyłożyć ze swojej kieszeni (połowę lub więcej, bo refundowane są tylko koszty kwalifikowane czyli np. VAT nie jest refundowany, a to ogromne pieniądze przy takich kwotach) ponadto dotacje nie są wypłacane z góry lecz z dołu, czyli najpierw trzeba całą kasę na daną inwestycję wyłożyć z własnej kieszeni lub zapożyczyć się w banku, ponieść wysokie koszty przygotowania dokumentacji itd. i nie ma się pewności, czy te dopłaty ostatecznie zostaną przyznane, czy nie zostaną z jakichś względów okrojone lub odebrane całkiem.

System dopłat i wymogów unijnych to obszerny temat i nie zmieszczę się z jego ogarnięciem w pięciu zdaniach, a dziś nie mam czasu na dłuższe wypowiedzi.

Powiem krótko – dotacje unijne to róże z wielkimi kolcami. Wielu rolników, którzy potrzebują inwestycji w gospodarstwach rezygnuje z wielu programów z uwagi na te wielkie kolce, bo niekiedy kolce większe niż same kwiaty.

Ja bym chętnie skorzystała z dotacji na zakup ciągnika używanego lub małego w cenie do 15.000zł – ale takiej dotacji nie ma.

Natomiast jest dotacja na zakup ciągnika nowego za ok. 2 miliardy – to oznacza wyłożenie z własnej kieszeni jednego miliarda lub więcej – a kto tyle nosi w kieszeniach? Przeciętnego rolnika nie stać na korzystanie  z większości dotacji. Przy małym gospodarstwie zakup tak kosztownego sprzętu to samobójstwo – to jak kupowanie samolotu by przelecieć się do sklepu i z powrotem, bo ten traktor nie zarobi na siebie na maleńkim gospodarstwie, a kredyty i odsetki od nich pochłoną całe gospodarstwo.


Natomiast tzw. dopłaty obszarowe są niewielkie, uzależnione od obszaru gospodarstwa i im mniejsze gospodarstwo to i dopłaty mniejsze.

W moim przypadku ledwo starczają na zakup pasz i sfinansowanie  części innych kosztów prowadzenia gospodarstwa (KRUSu, podatku rolnego, stanówki, inseminacji, usług i środków weterynaryjnych). 

Jeśli zdecyduję się na jakiś droższy zakup np. na pompę do nawadniania sadu – to nie starcza na przykład na składkę KRUS. A pompę muszę kupić, gdy susza, bo młode sadzonki szlag trafi.

Mowy nie ma o zakupie nawet używanego samochodu czy ciągnika, nie wspomnę o kosiarce rotacyjnej i przyczepie samozbierającej siano.

Także drepczę w miejscu, bo brak konkretnego dofinansowania umożliwiającego mi rozwój i modernizację gospodarstwa, zainwestowanie w jakąś konkretną hodowlę lub uprawę.

Chciałam inwestować w serowarstwo – ale to ogromne koszty, wysokie wymogi sanitarne i budowlane – praktycznie nie do realizacji dla takiego małego rolnika jak ja.

Zdecydowałam się na założenie sadu owocowego, bo to przynajmniej początkowo tańsze i prostsze. Zanim zacznie przynosić dochody - minie kilka lat. 


Tymczasem już teraz musiałam wyłożyć kasę na zakup sadzonek, pompy do nawadniania, napracować się przy ręcznym sadzeniu ogromnej ilości sadzonek. Teraz okazuje się, że trzeba go pilnie ogrodzić, bo niszczą go lokalni zawistnicy i złodzieje.

Dążę do tego, aby moje gospodarstwo wykarmiło mnie i ewentualną rodzinę, którą bym chciała założyć i by dało mnie i mojej rodzinie godziwe utrzymanie. Kokosów na nim nie zbiję, bo trzeba by w nie wtopić masę kasy, której nie mam, a i ryzyko inwestycji w rolnictwie jest większe niż przy inwestowaniu w firmy miejskie i wtopienie wielkiej kasy nie jest równoznaczne z sukcesem planowanego przedsięwzięcia.

Gospodarstwa rolne to wyłącznie producenci, a ci zawsze mają przechlapane – najwięcej kasy koszą pośrednicy, a dla rolników zostają ochłapy, a przy zmianie koniuktury – nie da się przestawić z dnia na dzień np. kurzej fermy na hodowlę bydła opasowego, bo to wymaga kolejnych nakładów i długofalowej hodowli, zanim rolnik dochowa się np. gromady byczków na sprzedaż na mięso.

Często jest tak, że jak już dochowa się tego inwentarza pożądanego, to ceny żywca tak lecą na ryj, że sprzedaje za bezcen bydło byle tylko pokryć koszty produkcji i nie wbijać się w większe.
Zyskują na tym cwani handlarze, którzy skupują za psie pieniądze bydło.

Natomiast ceny w sklepach spożywczych są często kilku lub kilkunastokrotnie wyższe niż zapłata jaką dostaje rolnik za dany produkt, ale to rolnik ponosi koszty i ryzyko hodowli i to rolnik najmniej zarabia.

Nic nie ryzykuje pośrednik. Kupuje gotowy towar za psie grosze i sprzedaje drogo dalej. Kupuje tylko tyle ile mu potrzeba. Nie ponosi kosztów dalszej hodowli np. bydła w przypadku braku zbytu.

Rolnik, który wyhodował świnię musi ją sprzedać, gdy odchowana, aby nie wbijać się w zbędne koszty dalszego chowu.
Pośrednik ma to w nosie. To nie jego problem. Kupuje tylko wtedy kiedy mu to pasuje i za ile mu pasuje. Płaci wg podaży, popytu i wyczutej sytuacji rolnika (jak widzi że rolnikowi ciężko to zaniża zapłatę dla rolnika), a nie wg poniesionych kosztów hodowli. 


Bywa, że płaci poniżej kosztów odchowu świniaka. Jeśli rolnik ma kilka sztuk – to może sobie zachować dla siebie te świnie. Ale jeśli on z tego żyje i ma setki świń – musi sprzedać. 


Sprzedaje poniżej kosztów wtedy. Natomiast cena w sklepie mięsnym jest wysoka. Jest grubo wyższa od tego co dostał rolnik. Marża bardzo wysoka. Pośrednik wcześniej też wziął swoje. Rzeźnia swoje. Hurtownia swoje. Każdy się obłowił z wyjątkiem rolnika. Rolnik zapierdziela cały rok na okrągło w błocie, słocie, po to by za groszaki sprzedać to co wyhodował.

Gospodarstwo, rolnictwo to ciężki i ryzykowny kawałek chleba i cała rodzina musi całymi dniami zaiwaniać, by ta praca przynosiła jakieś efekty i dała jakiekolwiek utrzymanie.

17 komentarzy:

  1. Indianko, moja siostra z Prostek (farmaceutka) za moją przyczyną przeczytała prawie całego Twojego bloga (jak mi pisze). Pyta, jak można się z Tobą skontaktować (bo te Twoje kłopoty kręgosłupowe bardzo mnie zaniepokoiły, ale mieszkam aż na Śląsku, natomiast Ania i Andrzej blisko, i są to bardzo dobrzy ludzie). Jeżeli masz wgląd do mojego komentarza (mam na mysli mój adres mailowy), proszę, napisz. Ania w sytuacji gdybyś potrzebowała pomocy, nigdy nie odmówi.
    ja Ciebie wspieram całą moją duszą i sercem.. Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję serdecznie Ewuniu za troskę. Nie chcę robić ludziom problemu - tym bardziej, że jest poprawa. Biorę leki i się ruszam jako tako.
    Jeśli mi się pogorszy to dam znać :)

    Pisać można do mnie na Gadu Gadu lub email na stronie pod profilem.

    Twój email mi się nie wyświetlił - jeśli wpiszesz go w kolejnym komentarzu, to tego kolejnego komentarza z emailem nie opublikuję - zawsze tak robię, aby moi czytelnicy nie zostali potem zalani spamem i wirusami z sieci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za odpowiedź na komentarz. Ekonomia to rzeczywiście skomplikowana sprawa, na cenę produktów rolnych wpływa wiele czynników. Jednak podstawowym prawem ekonomii jest prawo popytu i podaży. Gdy zmniejszy się popyt (np. poprzez wprowadzenie ceł) cena idzie do góry. Normalne jest, że producent chce dostać jak najwięcej a konsument, czy pośrednik zapłacić jak najmniej. Cena rynkowa to właśnie taki kompromis. Cena wiąże się jakoś z kosztami produkcji (na dłuższą metę producent nie jest w stanie ciągle dopłacać do produkcji, więc po jakimś czasie zaprzestanie produkcji) nie jest jednak to związek bezpośredni. Często np. sadownicy sprzedają poniżej kosztów w celu zminimalizowania strat.

    Dopłaty sprawiają, że koszty producenta są niższe, zatem ogółem np. producenci jabłek żądają niższej ceny za swoje jabłka, bo inaczej pośrednik/klient kupiłby u kogoś innego.
    Dopłaty zatem sprawiają, że producenci rolni oferują (jako ogół) niższe ceny na swoje produkty bo wiedzą, że są inni, którzy oferują produkty za mniej. Zatem dopłaty jako takie wpływają na cały rynek (produktów rolnych) i producent, który z nich nie korzysta jest w bardzo trudniej sytuacji, bo musi oferować cenę niższą (lub równą) producentom rolnym, którzy z dopłat korzystają.

    Jak wiadomo, pieniądze to władza. Kto płaci, to wymaga więc w ten sposób UE może realizować swoje cele w polityce rolnej. Jeśli nie chcesz uczestniczyć w tym systemie – masz możliwość nie korzystania z dopłat. Normy i tak musisz spełniać…

    Jak sama pisałaś widać na pierwszy rzut oka, że faworyzują konkretną grupę (dużych producentów). Nie są zatem moim zdaniem sprawiedliwe. Te kolce o których piszesz nie są takie złe – jak się ma dużą na kilkadziesiąt ha i więcej łapę z długimi palcami:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zmieniając temat na inwestycje i pompę do nawadniania sadu. Polecam zapoznanie się z koncepcją swale’a. To rów wykopany w poprzek stoku – spowalnia on odpływ wody z ziemi, dzięki czemu rośliny mają więcej czasu na jej pobranie, zatem woda wykorzystywana jest bardziej produktywnie. Pomysł ten sprawdza się wszędzie na świecie, nawet w okolicach Morza Martwego, gdzie roczne opady to 150-200 mm deszczu (czyli z 3-4 razy mniej niż średnia dla Polski), a potencjalne wyparowanie jest kilkanaście razy większe. Taki rów zapobiega też erozji wodnej – ogólnie dobra rzecz. Do jego wykopania potrzebujesz 2 listewki, przezroczysty wężyk i taśmę klejącą - do zbudowania szlaufwagi (poziomicy wodnej) lub kilku sklejek w celu wybudowania poziomicy w kształcie litery A. Po znalezieniu poziomu wystarczy połączyć dwa punkty rowem (czyli kopać trzeba :( W tym przypadku zakup pompy będzie niepotrzebny.
    Jeszcze jeden filmik ten typowo o działaniu swale'a To takie moje permakulturowe 3 grosze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Szanowna Indianko, z tymi 2 miliaradami, to mogła byś naprostować, bo trochę głupio się czyta, podejżewam że chodzi o 200 tyś. PLN, choć za traktor z górnej półki trzeba zapłacić ze 2 lub 3 razy tyle.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy, głupio to się czyta "podejrzewam" napisane przez "ż". Akurat zapamiętałam cenę 2 miliardy, bo taką ofertę widziałam, gdy robiłam rozeznanie co do cen traktorów. Tak czy inaczej obojętnie czy 2 miliardy czy 200.000zł to i tak bajońska (ogromna i nieosiągalna)suma dla rolnika małorolnego.

    Anonim niech się imieniem lub nickiem podpisuje, bo ocenzuruję i nie puszczę komentarzy onego ;P

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Indianko, tu masz link do forum o maszynach rolniczych, a konkretnie do wątku o cenach nowych ciągników rolniczych (po kliknięciu przeskakuje od razu do jednego z najświeższych wpisów):
    http://www.agrofoto.pl/forum/topic/489-ceny-cignikow-grupy-agco-fendt-i-massey-feruson/page__st__400__p__460944&#entry460944

    Ceny tam podawane są w euro, najwyższe z nich nie przekraczają granicy 100 tyś.€, co po przeliczeniu na złotówki daje około 400 tysięcy za nowy traktor.

    A teraz trochę matematyki: 400 tyś. to 1/5 z 2 milionów; 2 miliony to 1/50 ze 100 milionów; 100 milionów to 1/20 z 2 miliardów. 1/5*1/50*1/20=1/5000. Za 2 miliardy złotych mogłabyś kupić 5000 traktorów :)

    OdpowiedzUsuń
  8. MMMMMmmmmm ....
    Indjaneczko , musisz jednak przyznać rację "ANONIMOWEMU" , coś Ci się poplątało z tymi miliardami .
    Pozdrawim
    Stary COWBOY z Mazur

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha , widzę iż boisz się prawdy !!!!! ????? Komentarze będą widoczne dopiero po zatwierdzeniu . Wracamy do dawnych czasów CENZURY ???
    Stary COWBOY z Mazur

    OdpowiedzUsuń
  10. „Jak sama pisałaś widać na pierwszy rzut oka, że faworyzują konkretną grupę (dużych producentów). Nie są zatem moim zdaniem sprawiedliwe. Te kolce o których piszesz nie są takie złe – jak się ma dużą na kilkadziesiąt ha i więcej łapę z długimi palcami:)”

    No niestety – faktycznie, faworyzowani są tylko obszarnicy posiadający setki lub tysiące hektarów, a rolnicy małorolni mają przechlapane i walczą z trudem o przetrwanie.

    Duże kolce są łatwe do przeskoczenia dla bogatych obszarników, dla drobnych rolników niestety nie.

    Oczywiście, że to jest niesprawiedliwa polityka i myślę, że krótkowzroczna, szkodliwa i odbije się kiedyś czkawką na kondycji polskiego rolnictwa. Ale może decydentom nie zależy na polskim rolnictwu... Myślę, że nie zależy. Raczej chodzi tu o zabezpieczenie interesów wielkich obszarników, a reszta rolników się nie liczy. Ja bym nie dokładała ogromnej kasy do wielkoobszarowych gospodarstw kosztem małych. Myślę, że to bardzo zła polityka.
    No, ale kto ma władzę to uchwala sobie korzystne ustawy pod siebie – pod swoje biznesy i działalności. Jakich posłów wybraliście, takie ustawy teraz macie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Trzeba być dojrzałym politykiem by móc wznieść się ponad egoistyczne korzyści niewielkich grup lobbystycznych i umieć spojrzeć całościowo na zagadnienia i działać na rzecz wspólnego dobrobytu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Stary COWBOY z Mazur, aktualna władza pracuje nad wprowadzeniem cenzury do internetu, więc się przyzwyczajaj do cenzury :))

    OdpowiedzUsuń
  13. "A teraz trochę matematyki: 400 tyś. to 1/5 z 2 milionów; 2 miliony to 1/50 ze 100 milionów; 100 milionów to 1/20 z 2 miliardów. 1/5*1/50*1/20=1/5000. Za 2 miliardy złotych mogłabyś kupić 5000 traktorów :)"

    No i co ci z tej matematyki? Skupiasz się na szczegółach, a nie widzisz całości. Nie widzisz problemu. To nieistotne ile kosztuje nowy traktor tylko to jest problemem, że kosztuje grubo za dużo i jest poza zasięgiem rolnika małorolnego, nawet przy udziale dopłaty w wysokości 50% ceny traktora, bo trzeba z własnej kieszeni wyłożyć drugie 50% a to stanowi taką kasę, jakiej się nie ma będąc rolnikiem małorolnym, a branie kredytu nie rozwiąże problemu, bo kredyt trzeba spłacić, a przy małym gospodarstwie nie da rady wygenerować takiego zysku by zwróciła się cena nowego traktora i by ten traktor zarobił na spłatę kredytu.

    Dlatego rolnicy małorolni kupują tańsze, używane traktory, a do nich nie ma dopłat, bo dopłaty są tylko do nowych traktorów.

    Czyli mimo że jest program "modernizacja gospodarstw" to nic mi po nim, bo nie da rady z niego kupić traktora dla mojego 11-sto hektarowego gospodarstwa.

    OdpowiedzUsuń
  14. "Polecam zapoznanie się z koncepcją swale’a. To rów wykopany w poprzek stoku – spowalnia on odpływ wody z ziemi, dzięki czemu rośliny mają więcej czasu na jej pobranie, zatem woda wykorzystywana jest bardziej produktywnie."

    Jestem ekologiem z przekonania i jestem otwarta na ekologiczne, tradycyjne i alternatywne sposoby zagospodarowania i gospodarowania na moim ranczu i chętnie się zapoznam z tym co Waćpan mi tu podpowiadasz... :)))

    W jakimś stopniu stosuję moje własne ekologiczne metody uprawy ziemi - także z musu, bo nie mam maszyn rolniczych.

    Np. do wykaszania trawy z sadu używam paszcz moich zwierząt, do skopania ogródka używam racic bydła lub kopyt moich koni - puszczam je na kawałek gdzie chcę siać warzywa i manipuluję nimi tak, by zryły ziemię tak, abym mogła tam coś posiać bez kopania łopatą, bo nie mam czasu na kopanie łopatą przy takiej mnogości obowiązków jakie tu mam...

    OdpowiedzUsuń
  15. Te dopłaty są stosunkowo niewielkie i nie mają większego wpływu na cenę produktów rolnych, bo jak pisałam, medal ma dwie strony - rolnik nie dostaje dopłat za darmo, ale za spełnienie często kosztownych warunków. Np. producent mleka dostaje więcej za mleko niż dawniej, ale musi znacznie więcej wydać na dostosowanie gospodarstwa do wymogów Unii Europejskiej. Konkretnie np. dawniej dostawał od 30 - 70 groszy za litr mleka, ale nie musiał kupować za kilka - kilkanaście tysięcy schładzalnika do mleka - wystarczało kany z mlekiem wstawić do strumienia celem schłodzenia, a teraz to niedopuszczalne. No i nie trzeba było płacić za kwotę mleczną i nie było ograniczeń w produkcji mleka. Nie było też wielu wymogów dotyczących dobrostanu zwierząt czyli np. nie było przymusu zapewnienia minimalnej określonej powierzchni na zwierzę, minimalnej określonej powierzchni okien do powierzchni obory i wielu innych tego typu wymogów, które pociągają za sobą rozbudowę obór, wymianę okien, instalacje wentylacji itp. itd. Po prostu było prościej i taniej produkować mleko. Teraz cena mleka poszła nieco w górę np. niektóre mleczarnie płacą ok. 1zł/litr mleka, ale koszty produkcji tego mleka poszły znacznie w górę ze względu na przymus dostosowywania budynków do wymogów unijnych, czyli inwestycje budowlane (a w międzyczasie ceny materiałów budowlanych i usług budowlanych znacznie zdrożały), zdrożało też paliwo, nawozy, środki ochrony roślin - także w sumie na jedno wyszło. To nie jest tak, że dopłaty to darmowa fala pieniędzy dla leniwych rolników, którzy nic nie robią tylko czerpią dopłaty.
    Te pieniądze momentalnie pochłaniają inwestycje w gospodarstwach oraz bieżąca produkcja która wymaga nakładów. Inwestycje w gospodarstwach nie są finansowane w 100 % więc trzeba do nich dokładać z kredytów i/lub z przychodów za mleko.

    Myślenie że Unia daje rolnikom dopłaty za darmochę to błędne i krzywdzące dla rolników myślenie. Tak nie można upraszczać.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja myślę że najbardziej na tych dopłatach dla rolników skorzystali:
    producenci materiałów budowlanych i sprzętu rolniczego oraz firmy budowlane, geodeci, kosztorysanci, architekci i banki oraz budżet państwa, który zanim wypłaci kasę rolnikom obraca ich pieniędzmi dość długo (miesiącami) i wypłaca wtedy, gdy kurs euro jest dla rolnika niekorzystny, a co za tym idzie, wysokość wypłaconej dotacji jest obniżona.

    Także przestańcie tak bardzo rolnikom zazdrościć tych dopłat, bo wielu nie-rolników się obławia na rolnikach, którzy są zmuszani do obowiązkowych inwestycji aby móc produkować i sprzedawać np. mleko.

    Wiele gospodarstw po wejściu do Unii wypadło z rynku mleka i tym jest ciężej utrzymać się. Przerzucili się na hodowlę bydła mięsnego, a za bydło płacone jest po odchowaniu i sprzedaniu, a to zajmuje długie miesiące bez przychodu czyli bez kasy, a np. KRUS i podatek rolny płodami rolnymi płacić nie można tylko trzeba na siłę sprzedać jakiegoś bydlaka po obniżonej często cenie, bo jest mus zapłacić składkę czy podatek czy kupić paliwo, nawozy, środki ochrony roślin itp. rzeczy niezbędne do produkcji roślinnej i zwierzęcej.

    Na prawdę wierzcie mi, o niebo łatwiej jest prowadzić firmę w mieście - mniejsze nakłady, ryzyko i mniej harówy.

    OdpowiedzUsuń
  17. @ Indianka
    Ogólnie UE to nie jest taki dobry pan. Dopłaty to tylko jedno z narzędzi realizowania jej polityki. Często głupiej polityki - jak z tą kanką w strumieniu np.
    UE zakazała też żywienia świń (i chyba wszystkich zwierząt) resztkami z restauracji, stołówek, przedszkoli, żeby zwiększyć wydajność biogazowni i produkować dobrą dla klimatu zieloną energię.
    Jaki jest bardziej ekologiczny sposób wykorzystania odpadów żywnościowych jak nie danie ich świniom/kurą na pożarcie?


    Ciesze się, że zapoznałaś się z koncepcjami permakultury:)

    Indianka:
    "Np. do wykaszania trawy z sadu używam paszcz moich zwierząt, do skopania ogródka używam racic bydła lub kopyt moich koni"

    Toż to postępowy system agroleśniczy masz:) W ten sposób energia słoneczna jest dużo lepiej wykorzystywana - w konwencjonalnym sadzie trawy utrzymuje się w ugorze czarnym za pomocą herbicydów. Zatem cała energia słoneczna, której drzewka owocowe nie wykorzystają jest marnowana. Gdy coś rośnie na ziemi, to ta energia jest przetwarzana na biomasę (która może być później wykorzystana jako pasza dla zwierzaków).

    OdpowiedzUsuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!