piątek, 1 stycznia 2010

Sylwester

Czwartek, 30 grudnia 2009
Indianka ostatniego dnia 2009 roku udała się z rana do miasteczka, by załatwić pilne sprawy w ARiMR.





Autobus sunął śnieżną aleją skąpaną w pełnym słońcu. Drzewa przyozdobione śnieżną szadzią lśniły milionem kryształów. Było ślicznie. Indianka chłonęła piękno mazurskiej ziemi szeroko otwartymi oczyma.



Po dojechaniu do miasteczka pomknęła załatwiać sprawy. Przy okazji poczyniła drobne zakupy, w tym kupiła niezbędny do przykręcenia karniszy śrubokręt.


Wróciła fuksem. Okazało się, że spodziewany PKS nie nadjechał. Zorientowała się, że informatorka na dworcu PKS pomyliła się i błędnie poinformowała o kursie autobusu, w związku z czym Indianka nie ma czym wrócić na chatę. Po 10 minutach nadjechał PKS na Gołdap, więc Indianka załadowała się w niego i podjechała do Stożnego. Stamtąd ruszyła piechotą na Sokółki. Przeszła ledwo kilkadziesiąt metrów, gdy nadjechał dobry Samarytanin ze Stacz – młody ojciec z córcią. Fartem jechał samochodem typu kombi, więc miał miejsce na wózek zakupowy Indianki. Załadował wózek i podwiózł Indiankę do Sokółek. Zadowolona Indianka dała kierowcy na piwko i życzyła pomyślnego nowego roku. Kierowca też złożył Indiance życzenia, a szczególnie życzył, by gminiarze odśnieżali Indiance drogę do jej gospodarstwa :)

Znalazłszy się w Sokółkach, Indianka powiadomiła AAczy, że właśnie wylądowała we wsi i by wyszli po nią.
Tymczasem pociągnęła wózek przez wieś i wyszła na żwirówkę. Nagle nadjechał znajomy i podwiózł Indiankę do dzikiej jabłoni, przy której znajduje się zjazd ze żwirówki i krowia ścieżka przez pole wiodąca do gospodarstwa Indianki. Indianka udała się tą ścieżką ku swemu ranch’u. Po drodze spotkała Aaczy, którzy pomogli nieść przez śnieg wózek z zakupami.


Na podwórku Indianka zorientowała się, że AAcze dzielnie przytargali wszystkie nacięte żerdzie pod stajnię i ułożyli z nich mocny sufit w stajni. Jest tak mocny, że można po nim chodzić. Teraz tylko rozłożyć na nim siano i w stajni zrobi się przytulnie. No, ale jeszcze drzwi trzeba będzie wymienić, bo konie pogryzły je tak skutecznie, że jedno skrzydło zupełnie rozwalone. Indianka nie ma desek na tę bramę, ale ma deski, które naszykowała na zrobienie stołu i półek w domu, więc ostatecznie tych użyje, o ile nie uda się kupić grubych dech w tartaku. Trochę szkoda tych desek na tę bramę, bo i tak są za cienkie, a takie jakie są byłyby idealne na ganek do ocieplenia ścianek... No, ale trzeba koniom nową bramę zrobić... ewentualnie przenieść je do innego boxu z dobrymi drzwiami. To ostatecznie, bo tam gdzie są to mają najwięcej miejsca i dobry dostęp do wybiegu. Póki w miarę ciepło, to zostaną w tym dużym boxie, a w przypadku dużego mrozu przeniesie się je do szczelnego boxu. A może by tak nową bramę z żerdzi sklecić? ;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!