wtorek, 17 marca 2009

Powrót do zdrowia

Późno rano wstałam, bom wcześniej jakoś strasznie wyczerpana i śpiąca byłam.
Najpierw nieśpiesznie zabrałam się za zmywanie naczyń i szorowanie garów i patelni.
Niedawno przytargałam z miasteczka bardzo dobre mleczko do czyszczenia garnków i właśnie je miałam sposobność wypróbować, bo kilka garczków strasznie zarosło od przypalenia.

Potem zrobiłam budyń, ugotowałam żeberka na obiad. Nie chciało mi się wychodzić, ale w końcu trzeba było. Dałam zwierzętom jeść i pić, wydoiłam kozy, przyniosłam konewkę wody ze strumyka do podlania roślin domowych – taka naturalna woda najlepsza do podlewania. Ta woda z wodociągu co ją mam, to strasznie kamieniem zarasta. Byczki ponownie oddzieliłam od krów. Już na tyle dobrze się czuję, że od jutra ponownie zacznę doić kozy. Z mleka koziego którego nastawiłam sobie 2 dni wcześniej na twaróg, wyszedł... jogurt :D
Nie wiem jakim cudem. Może niechcący zamiast kwaśnego mleka chlapnęłam nieco jogurtu do środka... nie pamiętam.... W każdym bądź razie mam teraz caaały gar jogurtu :D Przyda się do obiadu.

Przez większość dnia nie było prądu. Teraz już jest i wstawiłam chleb do automatu. Zadałam ulubionych składników i czekam aż wyjdzie mi smakowity chleb. Muszę jeszcze przypilnować, by dodać soli w odpowiednim momencie. Soli i być może majeranku. Chleb piekę obecnie z mąki pszennej, bo taką akurat mam.

To zwykła mąka bez ulepszaczy i trochę muszę kombinować, aby mi nie wyszedł mdły chleb.
Daję 600gram mąki pszennej, kubek mleka koziego, kosteczkę surowych drożdży, łyżkę cukru, jajo i po pewnym czasie szczyptę soli. Na serwatce ten chleb wychodzi taki jakby pikantniejszy, jakby ciut kwaskowaty, w smaku bardziej zbliżony do żytniego. Od kilku dni jestem bez pieczywa, więc czekam na chlebuś z utęsknięniem. Wczoraj były naleśniki z twarogiem na śniadanie i kolację, a w międzyczasie herbata. Dzisiaj jestem zdrowsza, więc zrobiłąm sobie porządny obiad: żeberka w sosie własnym i ziemniaczki. Jedno żeberko i trochę ziemniaczków zostało na jutro, więc nie będę musiała tracić czasu na obiad.

Oczywiście, nie na wszystko co sobie zaplanowałam starczyło czasu i sił. Zabrakło na porządkowanie papierów, kąpiel i przygotowanie miejsca dla piskląt. Teraz już mi się nie chce – jestem śpiąca. Z ulgą wpakowałam się do łóżka i grzeję me pogrypowe ciało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!